Nie będziemy kusić marchewką – to rodzice zdecydują. O pierwszych klasach w szkołach podstawowych na komisji edukacji

Wprowadzana sukcesywnie przez kilka lat reforma edukacji zostaje cofnięta w ciągu jednego roku. Oznacza to, że teraz to tylko od rodziców zależy, czy poślą dziecko do szkoły w wieku sześciu lat, czy też pozostawią je w przedszkolu na kolejny rok. Do szkół, które od kilku lat przygotowywały się do przyjęcia sześciolatków właśnie. Gdyby wszystkie sześciolatki miały pozostać na kolejny rok w przedszkolach, w Raciborzu do pierwszej klasy poszłoby 54 dzieci - siedmiolatków. To dwie, w porywach trzy klasy na całe miasto. Po feriach prezydent planuje zatem rozpoczęcie kampanii informacyjnej skierowanej do rodziców, która ma przekonać do posłania sześciolatków do szkół.
Jak na razie - według deklaracji złożonych w przedszkolach - do klas pierwszych pójdzie 226 dzieci, w tym siedmiolatki. Radnych interesowało, czy powstaną klasy w szkołach dzielnic ościennych - tam może być zdecydowanie mniej dzieci, a dowożenie ich do szkół będzie wyjątkowo niewygodne. Jak podkreślił prezydent, zgodnie z prawem można otwierać klasy już jedenastoosobowe - w takim wypadku szkoła może uruchomić oddział, a miasto na pewno nie będzie w tym przeszkadzało. Co w sytuacji, gdy dzieci będzie dziesięcioro? - To już rada zdecyduje - stwierdził Mirosław Lenk.
Miasto nie zamierza jednak namawiać wyjątkowo nachalnie do posyłania dzieci do szkół, podkreślając, że to autonomiczna decyzja rodziców - ważne, by była ona podjęta w pełni świadomie, stąd planowana kampania informacyjna. Nie będzie jednak marchewki wzorem sąsiednich miast w formie pieniędzy dla sześciolatka, wprowadziłoby to nierówne traktowanie uczniów sześcio- i siedmioletnich, o pierwszakach zeszłorocznych nie wspominając. Zachętą mają być raczej specjalne warunki utworzone w szkołach dla sześciolatków, obecność nauczycieli wspomagających, także w czasie przerw, przejść na stołówkę, do szatni - tak, by dziecko nie miało szansy poczuć się zagubione czy opuszczone w szkolnych murach. Dla najmłodszych dzieci będą specjalne kąciki w szkolnych świetlicach, dodatkowi nauczyciele i - w miarę możliwości szkół - zespoły klasowe złożone z równolatków. Obawy rodziców o mieszane klasy - gdzie siedmiolatki zdominują młodszych kolegów - są raczej bezpodstawne. Siedmiolatków w całym mieście jest po prostu za mało. W dużych szkołach nie będzie to stanowiło problemu - można utworzyć klasy wyłącznie sześciolatków, w mniejszych trzeba do jednej klasy zapisać dzieci z dwóch roczników, o ile takie się znajdą. Inna sprawa, że podział na roczniki właśnie nie jest doskonały - rok ma wszak dwanaście miesięcy. Dziecko sześcioletnie ze stycznia jest tylko o miesiąc młodsze od siedmiolatka z grudnia%u2026
Być może zaistnieje sytuacja, że nauczyciele przeniesieni w zeszłym roku z przedszkoli do szkół będą musieli znów wrócić na rok do przedszkoli%u2026 Mniejsza liczba oddziałów to mniej pracy dla nauczycieli - to jest głównym problemem w szkołach, gdzie otwierano co roku po kilka klas pierwszych, a teraz dzieci starczy ledwo na jedną. Mimo że dzieci fizycznie zapisanych już do pierwszych klas jest wciąż mniej niż sto, w przedszkolach rodzice deklarują posłanie ponad 160. Po feriach zatem miasto zacznie przekonywać, że warto posłać sześciolatka do szkoły - dla jego własnego dobra. Trafi na wyjątkowy rocznik - tam, gdzie mniej dzieci i wszystkim bardzo na nich zależy.
Th
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany