BMW Berlin Marathon. Raciborzanin wspomina swój udział
- W niedzielę 24 września odbył się kolejny Maraton Berliński, zaliczany do cyklu sześciu najważniejszych światowych maratonów, tzw. Abbott World Marathon Majors. Niejako uzupełniając relację ze swoich startów w tych maratonach, chciałbym podzielić się swoimi wrażeniami z udziału w BMW Berlin Marathon, który dane mi było ukończyć w 2021 roku - pisze Krzysztof Jeremicz.
Moja droga do udziału w maratonie w Berlinie była dość długa i kręta. Po raz pierwszy o tym starcie pomyślałem już w 2016 roku po ukończeniu maratonów zaliczanych do Korony Maratonów Polskich (Poznań, Kraków, Warszawa, Dębno, Wrocław). W kolejnym roku postanowiłem spróbować swoich sił w którymś z maratonów zagranicznych. Chciałem, żeby był to jakiś duży i prestiżowy maraton. Padło na Berlin, głównie z uwagi na fakt, że do losowania można się zapisywać nie tylko pojedynczo, ale i w grupach dwu lub trzyosobowych. To jedyny z sześciu najważniejszych światowych maratonów, na którym jest taka możliwość. W przypadku wylosowania prawo udziału mają wszystkie osoby z danej grupy. Wraz z dwoma znajomymi zgłosiliśmy się więc do losowania i cierpliwie oczekiwaliśmy wyników. Niestety na maraton w 2017 roku nie zostaliśmy wylosowani. W tej sytuacji zdecydowaliśmy się pojechać do Aten i wziąć udział w jak to nazywają Grecy jedynym autentycznym maratonie, którego trasa wiedzie z Maratonu do Aten.
Tematu maratonu w Berlinie jednak nie zarzuciliśmy. Postanowiliśmy dać sobie szansę i spróbować dać się wylosować. Niestety, sytuacja się powtórzyła i również na maraton w 2018 roku nie udało nam się załapać. Postanowiłem wówczas przebiec lokalny, śląski maraton tzw. Silesia Marathon, którego trasa wiedzie przez cztery śląskie miasta (Katowice, Mysłowice, Siemianowice Śląskie, Chorzów) i kończy się na Stadionie Śląskim.
Niezrażeni niepowodzeniami zgodnie z zasadą „do trzech razy sztuka”, spróbowaliśmy jeszcze raz dostać się na Maraton Berliński. Jednak i tym razem szczęście nam nie dopisało, a ja, nie chcąc dłużej czekać, w 2019 roku zdecydowałem się na start w maratonie w Nowym Jorku. Niezależnie od tego, po raz czwarty zgłosiliśmy się do losowania pakietów startowych na maraton w Berlinie. I tym razem w końcu przyszła tak wyczekiwana informacja, że zostaliśmy wylosowani.
Maraton miał się odbyć 27 września 2020 r. Niestety, jak wiadomo pod koniec 2019 roku wybuchła pandemia COVID-19, która na początku 2020 roku opanowała i sparaliżowała praktycznie cały świat. Większość dużych imprez sportowych zaplanowanych w 2020 roku została odwołana lub przesunięta na kolejny rok. Ten los spotkał także Maraton Berliński 2020, który organizatorzy zdecydowali się odwołać, a osoby zgłoszone do startu przenieść na kolejny rok. Na upragniony start przyszło mi zatem poczekać kolejny rok.
W międzyczasie zmieniła się sytuacja ze znajomymi, z którymi zapisałem się do losowania. Ze startu zrezygnował najpierw jeden, a później drugi i na placu boju zostałem sam. W 2021 roku świat powoli próbował wrócić do normalności, ale sytuacja dalej była niepewna ze względu na kolejne fale pandemii. Ostatecznie organizatorzy zdecydowali się przeprowadzić zawody 26 września 2021 roku w nieco większym reżimie sanitarnym. Rygory sanitarne i wciąż niepewna sytuacja z koronawirusem spowodowały, że w zawodach wystartowało zdecydowanie mniej osób niż w latach poprzednich (ukończyło ponad 23 tysiące, dla porównania w 2019 roku 44 tysiące osób).
Generalnie na maratonie w Berlinie z uwagi na stosunkowo niewielką odległość z Polski oraz fakt, że w Niemczech zamieszkuje dużo naszych rodaków, spotkać można wielu biegaczy z Polski. Z Raciborza i okolic również w przeszłości startowało co najmniej kilka osób. Trasa w Berlinie uchodzi za jedną z najszybszych na świecie. To tu padały najlepsze światowe wyniki w maratonie, z ówczesnym rekordem świata na czele (02:01:39), ustanowionym przez Eliuda Kipchoge w 2018 roku. W 2022 roku rekord ten przez tego samego zawodnika został jeszcze bardziej wyśrubowany (02:01:09).
Z uwagi na to, że przez Racibórz przejeżdża pociąg jadący z Wiednia / Budapesztu do Berlina, zdecydowałem się na podróż tym właśnie środkiem transportu. I tu napotkałem niespodziewany problem. Poprzez internet nie można było zakupić bezpośredniego biletu na pociąg z Raciborza do Berlina. Bilet można było kupić albo z Gliwic do Berlina (na pociąg jadący z Przemyśla do Berlina, który we Wrocławiu łączono z pociągiem jadącym z Wiednia / Budapesztu) albo tylko co najwyżej do ostatniej stacji po polskiej stronie (Rzepin). Na stacji w Raciborzu ani w Rybniku, gdzie znajdują się kasy międzynarodowe kupienie biletu z Raciborza do Berlina również nie było możliwe, podobnie jak zakup internetowy poprzez koleje niemieckie lub austriackie. Do dziś nie rozumiem tej dziwnej dla mnie sytuacji. W każdym razie wykombinowałem, że da się kupić bilet do Legnicy, a z Legnicy na ten sam pociąg do Berlina, choć już na inny wagon i miejsce, co teoretycznie powodowało konieczność przesiadki, choć w praktyce nie miało zastosowania, bo w pociągu było sporo miejsc wolnych. Pociągiem wyjechałem z Raciborza w sobotę 25 września około 3 w nocy, by około 10 rano dotrzeć na Dworzec Główny w Berlinie. Do Berlina jechałem podbudowany wynikiem z Nowego Jorku, choć pandemia i brak startów działały „in minus” na formę.
Biuro zawodów zlokalizowano na nieczynnym słynnym lotnisku Tempelhof. Z uwagi na pandemię obowiązywał nakaz noszenia maseczek, a wszyscy niezaszczepieni uczestnicy maratonu nie będący ozdrowieńcami musieli przechodzić testy na obecność koronawirusa. Sprawdzanie certyfikatów spowodowało tworzenie się kolejki do wejścia do biura zawodów. Samo Expo było mniejsze i zdecydowanie mnie efektowne niż w Nowym Jorku, chociaż miało swój urok. Pakiet startowy był za to bardzo skromny i zawierał w zasadzie sam numer startowy. Maraton Berliński jako jedyny z szóstki nie oferuje w podstawowym pakiecie koszulki, którą można jednak zakupić dodatkowo przez internet lub na Expo.
W niedzielę 26 września rano tramwajem udałem się do strefy startowej zlokalizowanej na placu przed budynkiem Reichstagu, czyli niemieckiego Parlamentu. Już od rana gromadziły się tam tłumy biegaczy. Mój start wypadał o godzinie 9.35 w II fali startowej. Już od rana dzień zapowiadał się na bardzo ciepły, choć w poprzedzające niedzielę dni temperatura oscylowała w okolicach 15 stopni Celsjusza. Start maratonu zlokalizowano na szerokiej ulicy 17 Czerwca, do której trasa wiodła przez pobliski park Tiergarten. Organizatorzy zadbali o odpowiednią oprawę przed startem, pobudzając uczestników maratonu takimi utworami jak „Summer Of ’69” Bryana Adamsa i „Sirius” The Alan Parsons Project. W końcu ruszyła ogromna fala biegaczy i adrenalina skoczyła bardzo mocno do góry. Trasa maratonu w Berlinie jest płaska i szybka, niewiele jest tutaj podbiegów, stąd sprzyja ona osiąganiu życiówek. I być może by tak było i poprawiłbym osiągnięcie z Nowego Jorku, gdyby nie pogoda, która była bardzo dobra, ale zdecydowanie nie do biegania. Około 25 stopni Celsjusza, w słońcu pewnie ponad 30 stopni i do tego duża wilgotność sprawiły, że wiele osób na trasie miało problemy z utrzymaniem tempa i w drugiej części dystansu widać już było biegaczy, którzy szli lub odpoczywali na poboczu. Sam mijałem np. pacemakera, czyli wynajętego przez organizatorów biegacza, który miał prowadzić grupę biegaczy na czas poniżej 3:00:00. Trasa bardzo fajna, nie dość że płaska, to wiodąca wzdłuż największych trakcji Berlina z metą zlokalizowaną niedaleko Bramy Brandenburskiej. Na trasie tłumy kibiców, w tym Polaków z rozpostartymi polskimi flagami, którzy zdarzały się, że dopingowali biegaczy po imieniu, gdyż te mieliśmy wydrukowane na numerach startowych. Po takich okrzykach wyrzut adrenaliny był niesamowity. Do mniej więcej 25 – 27 km biegło mi się dobrze, a czas na półmetku (1:39:46) dawał pewne nadzieje na poprawę wyniku z Nowego Jorku (3:18:47). Jednak z każdym kolejnym kilometrem temperatura i wilgotność powietrza dawały się coraz bardziej we znaki, stąd po 35 km tempo już dość znacząco spadło, choć udało mi się nie zejść powyżej 5 minut na kilometr. Przyznam jednak, że kosztowało mnie to sporo sił. Długa prosta wiodąca do Bramy Brandenburskiej, mimo iż pokonywana wśród morza kibiców ciągnęła się i to bardzo. Za to minięcie Bramy Brandeburskiej i ostatnie 400 m do mety uskrzydlają i dodają sił. Końcówka maratonu przebiega po niebieskim dywanie. Ostatecznie maraton ukończyłem w czasie 03:21:23, co biorąc pod uwagę warunki pogodowe uznaję za dobry wynik. Dało mi to 2953 miejsce na ponad 23 tysiące osób, które ukończyły maraton i miejsce w pierwszej setce wśród ponad 500 osób z Polski.
Pozdrawiam
Krzysztof Jeremicz
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany