Żaden szał z tymi napiwkami

Kilka procent od kwoty na rachunku, kwiaty a nawet prince polo dostają za miłą obsługę kelnerzy i kelnerki w raciborskich lokalach. Weronika z ogródka na Rynku zainkasowała raz 200 zł. Jej koleżance po fachu stały klient wręczył 10 zł, by nie mówiła jego żonie o schadzce z inną kobietą. Generalnie obsługa lokali narzeka, że napiwków jest mniej jak kiedyś.
– Wracałam po pracy do domu. Nagle podbiega do mnie młody chłopak i wręcza bukiet tulipanów. Pytam, od kogo? Odpowiada, od zadowolonego klienta – opowiada Alicja, kelnerka pracująca w jednym z lokali nieopodal centrum miasta. Dziewczyna do tej pory nie wie, kim jest tajemniczy wielbiciel. – Na pewno jego gest był bardzo miły i będę starała się dociec, kto to taki. Chciałabym zwyczajnie powiedzieć mu dziękuję – zapewnia młoda kelnerka. Dodała również, że to nie pierwszy raz kiedy ona, albo jej koleżanka dostała od zadowolonego gościa miły upominek. – Czasem przynoszą czekoladki. Jeden z naszych stałych klientów zawsze częstuje nas prince-polo – mówi Alicja. W restauracji, w której pracuje, barmanki i kelnerki na napiwki mogą liczyć tylko w weekendy i od czasu do czasu na drugiej zmianie. Pieniądze zbierają do jednego garnuszka i na koniec dnia dzielą się po równo.
– Rzadziej niż kiedyś klienci zostawiają napiwki. To już nie to, co było pięć lat temu. Myślę, że wynika to z braku kultury chodzenia do restauracji albo kryzysu – stwierdza kelner z kilkunastoletnim stażem, pracujący w jednej z restauracji przy Rynku. – Nawet goście zagraniczni rzadziej zostawiają nam napiwki. Większość z nich myśli, że ta „część dla nas” już została wliczona w rachunek. Natomiast Polacy jeszcze nie przywykli do zostawiania paru groszy za dobrą obsługę – tłumaczy kelner z 7-letnim stażem w branży gastronomicznej.
– My mamy dużo stałych klientów, którzy zawsze coś zostawią. Niezbyt często jest to 10 procent od rachunku, ale kilka groszy wpada do naszej skarbonki. Najwięcej w ciągu dnia uzbierałam 60 zł – mówi Ania. – Kiedyś przyszedł nasz stały klient z atrakcyjną, młodą kobietą. Nie była to jego żona. Podeszłam, zapytałam, a gdzie żona? Po chwili mężczyzna przyszedł do baru, uśmiechnął się i dał mi 10 zł. Tak na wszelki wypadek, żeby żona się nie dowiedziała – opowiada Kasia, pracująca w jednym z lokali w centrum miasta.
Kelnerzy obsługujący ogródki letnie z napiwków mają średnio 50 zł dziennie. Ich zdaniem nie jest to rewelacyjny zarobek, bo nawet na obrzeżach miasta ich koledzy po fachu zarabiają więcej. – Pamiętam, że raz dostałem jednorazowo 70 zł od siedmiu pań, które obsługiwałem przez 3 godziny – mówi 25-letni Krzysiek. – Mi zdarzyło się dostać 200 zł od panów, którzy przyjechali do Raciborza załatwiać służbowe sprawy – zapewnia Weronika, pracująca kilka lat temu w restauracji niedaleko raciborskiego magistratu.
Mile zaskoczony z napiwków jest właściciel jednej z kawiarni w mieście. – Nie spodziewaliśmy się, że będziemy je dostawać. Nigdy nie dzielimy naszych gości, na tych zostawiających parę groszy więcej i na tych płacących odliczone pieniądze. Każdego obsługujemy tak samo, najlepiej jak potrafimy i z uśmiechem na twarzy – zaznacza Tomek. Większość klientów wyraźnie to docenia i zawsze zostawi parę groszy. – Jeden z naszych gości dał nawet 19 zł jednorazowo – dodaje kelner.
Bywa niestety i tak, że napiwki zgarniają właściciele lokali albo traktują je... jako wynagrodzenie swoich podwładnych.
Justyna Korzeniak
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany