Czy będziemy mieli senatora z Raciborza?
Wywiad z dr. hab. Markiem Migalski, kandydatem KO i zjednoczonej opozycji na senatora w okręgu 72, obejmującym gminy powiatu raciborskiego i wodzisławskiego oraz Jastrzębie-Zdrój i Żory.
Redakcja: Panie doktorze, dlaczego zdecydował się pan na start w tych wyborach. Jest pan wykładowcą uniwersyteckim, pisarzem, cenionym publicystą politycznym. Więc jaki był powód pana decyzji?
dr hab. Marek Migalski: Były dwa. Lokalny i ogólnopolski. Od którego mam zacząć?
R: Może do tego lokalnego.
MM: Ostateczną decyzję podjąłem po tym, gdy dowiedziałem się, że kandydatką PiS na senatora w naszym okręgu będzie… żona obecnego senatora. Dlaczego? Bo pan senator Gawęda postanowił sprawdzić się w Sejmie, więc do Senatu wysunięto jego żonę. Takiego przypadku nie ma w całej Polsce! To jakaś familiada i ośmieszanie nas. Państwo Gawędowie postanowili przenieść się zawodowo do Warszawy – on do Sejmu, a ona do Senatu. Bardzo ładny rodzinny plan, ale co to ma wspólnego z poważnym stosunkiem do wyborców? Mieszkańcy naszego regionu zostali potraktowani jak chłopi pańszczyźniani, jak ruchomy majątek tego małżeństwa, przekazywany z męża na żonę. To mnie naprawdę oburzyło.
R: To był główny lokalny powód?
MM: Tak, choć nie jedyny. Bo chodzi także już o samą kandydatkę. Przed niespełna rokiem została radną sejmikową i w kampanii obiecywała wiele rzeczy, które w ciągu pięcioletniej kadencji miała zrobić dla mieszkańców. I co się teraz dzieje? Po roku znudziła się pracą w sejmiku i postanowiła, że przeniesie się zawodowo z Katowic do Warszawy. A gdzie obietnice i przyrzeczenia składane wyborcom rok temu?! Co to za ucieczka? Tak nie można!
R: Zdaje się, że to nie jedyna ucieczka pana konkurentki?
MM: Już dwa razy przede mną czmychała. Po raz pierwszy, gdy chciałem, na początku kampanii, wręczyć jej kwiaty i poprosić, by zrobiła mi zdjęcie kampanijne. Pani Ewa jest bowiem właścicielką niewielkiego zakładu fotograficznego i uważałem, że to byłby ładny gest w stronę wyborców wszystkich partii, że należy ze sobą rywalizować i spierać się w kampanii, ale można to robić z uśmiechem i wzajemną życzliwością. Niestety, pomimo trzech rozmów telefonicznych i dwóch maili, nie udało się umówić z moją konkurentką i gdy wreszcie pojechałem do jej zakładu fotograficznego w wyznaczonym terminie, to zastałem go zamkniętym na cztery spusty. Szkoda.
R: A ten drugi raz?
MM: To już było poważniejsza ucieczka przede mną. Dwa razy publicznie wezwałem moją konkurentkę do debaty przedwyborczej. Taka debata należy się naszym wyborcom i jest mi bardzo przykro, że pani Ewa przed nią uciekła. Prawem każdego mieszkańca gmin powiatów raciborskiego i wodzisławskiego oraz Jastrzębia-Zdrój i Żor jest to, by móc wysłuchać i obejrzeć dyskusję między dwojgiem kandydatów ubiegających się o zaszczytne stanowisko senatora RP. Niestety, kandydatka PiS przed tym uciekła, co uważam nie tylko za wyraz strachu przede mną, ale także -co ważniejsze - za objaw pogardy i wyższości wobec wyborców.
R: Wspominał pan także o tym, że do startu skłoniły pana względy ogólnopolskie.
MM: To prawda. Uważam rządy PiS za szkodliwe dla naszego państwa. Dlatego przyjąłem propozycję Koalicji Obywatelskiej startu w tych wyborach. Ale czuję się także reprezentantem wszystkich pozostałych sił opozycyjnych – czyli lewicy oraz PSL i Kukiz’15. W ramach paktu senackiego te pozostałe ugrupowania nie wystawiły w naszym okręgu żadnego kandydata i dzięki temu na karcie do głosowania będzie tylko członkini PiS i ja. Prosty wybór. Albo w senacie znajdzie się pani z PiS, albo reprezentant opozycji. Dlatego będę apelował nie tylko do wyborców KO, ale także do wyborców lewicy i PSL, by oddali na mnie głos. Inaczej ten mandat znajdzie się w rękach partii Kaczyńskiego, Macierewicza, posłanki Pawłowicz i prokuratora Piotrowicza.
R: Proszę na koniec powiedzieć naszym Czytelnikom kilka słów o sobie.
MM: Urodziłem się w Raciborzu i tu przeżyłem swoje pierwsze 25 lat. Chodziłem do szkoły nr 13 na ul. Staszica, a potem do liceum Kasprowicza. Skończyłem także Studium Nauczycielskie na Słowackiego i przez 3 lata byłem nauczycielem języka polskiego w Borucinie, w gminie Krzanowice. Potem studiowałem politologię w Katowicach i w 1999 roku zacząłem wykładać na Uniwersytecie Śląskim (przez rok byłem także pierwszym dyrektorem Euroregionu Silesia, który miał swoją siedzibę w Raciborzu). Dziesięć lat temu wróciłem na raciborszczyznę i zamieszkałem w gminie Nędza. Ale jestem w Raciborzu kilka razy w tygodniu, bo tu wciąż, nadal w dobrym zdrowiu, mieszka moja 81-letnia Mama.
Dziękuję za rozmowę.
R: Ja także dziękuję i apeluję do wszystkich o udział w wyborach!
Materiał sfinansowany przez KWW Koalicja Obywatelska PO .N iPL Zieloni
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.