List do redakcji. Czy szkoły to prywatne folwarki dyrektorów?
Droga Redakcjo! Zwracam się do Was z prośbą o zajęcie się tematem obsadzania nauczycieli w szkołach, a raczej ich brakiem… ale od początku.
W zeszłym roku jako student ostatniego roku (kierunek nieistotny), a docelowo przyszły nauczyciel ucieszyłem się, kiedy padła informacja, iż będą tzw. ”podwójne roczniki” w liceach, technikach etc. Pomyślałem wówczas, super będą dodatkowe godziny więc i szansa na pracę w zawodzie, który od zawsze mi się marzył - uczyć młodzież, dzieci, kształtować ich, dzielić się wiedzą i pasją, którą posiadam.
Natychmiast obiegłem wszystkie szkoły z podaniem o pracę i ...i nic! Cisza. Nie odezwała się żadna placówka. Usiadłem więc z niedowierzaniem do komputera i zacząłem analizować plany zajęć w poszczególnych szkołach, od szkół podstawowych po średnie.
Co się okazało, w większości z nich nauczyciele tam pracujący mieli sporo godzin ponad etat i to nie tylko w moim przedmiocie. Przypomnę pełny etat, to 18 h. Rekordziści mieli nawet 28h! NIE MOŻE TAK BYĆ POMYŚLAŁEM! Ogarnęła mnie wściekłość. Dlaczego ja, młody ambitny, pełny zapału do pracy mam być bezrobotny kiedy inni „opływają w godziny”.
Wniosek nasunął się sam. Jak tylko pojawiają się dodatkowe godziny, dyrektorom placówek nawet nie przyjdzie do głowy, aby przejrzeć podania w sekretariacie i zatrudnić kogoś nowego, a jedynie analiza, komu by tu dołożyć godzin.
Kwestią kolejną, o której warto wspomnieć, to finanse. Podobno ciągle szuka się oszczędności w oświacie. Pytam się więc czy aby na pewno?
Tym, którzy nie kojarzą tematu przybliżę, że nowo zatrudniony nauczyciel stażysta (na rękę) zarabia 2002 zł, kontraktowy 2059 zł, mianowany 2329zł, a dyplomowany (a tych jest ok. 90% w szkołach) 2724zł. Godziny ponadwymiarowe są więcej płatne. Gdzie tu logika finansowa?
Kiedy przychodzą informację o redukcjach z urzędu, w pierwszej kolejności w szkołach zwalnia się najmłodszych w zespole, często najbardziej zaangażowanych i kreatywnych, bez zapytań o opinie rodziców, czy samych zainteresowanych, czyli uczniów w tej sprawie. Sam słyszałem ostatnio o takim przypadku. Coś tu jest nie tak, czyż nie?
W tym roku znowu aplikowałem do wszystkich szkół (zresztą nie tylko ja), mamy nowy rok szkolny za pasem i sytuacja znowu się powtarza, odzewu brak. Ciekawy jestem, za parę lat, kiedy obecni dyplomowani nauczyciele osiągną wiek emerytalny, kto będzie uczył dzieciaki i młodzież, bo my młodzi nauczyciele, którzy już teraz chcemy się realizować zawodowo, a odbiera nam się taka możliwość, skutecznie zniechęcimy się do tych „układów”, powiązań, dyrektorów i pracy w tym zawodzie.
Droga Redakcjo, zapytajcie dyrektorów placówek lub ich zwierzchników, tj. prezydenta czy starostę, jak wygląda ilość zatrudnień w ich szkołach. Czy w ogóle jakieś były (szczególnie w roku poprzednim)? Czy analizują siatki godzin? A może rozdawnictwo godzin „pomiędzy swoich” to już tradycja?
Komentarze (0)
Dodaj komentarz