Reklama

Najnowsze wiadomości

Styl życia4 września 201013:16

Jasnowidzka i mistyczka z Brzezia

Jasnowidzka i mistyczka z Brzezia - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
Reklama

– Nie uciekajcie stąd. Straszna wojna, która nadchodzi, oszczędzi Brzezie – mówiła mniszka o łagodnych oczach i uśmiechu dziecka. Dziś w dzielnicy Raciborza wszyscy wiedzą, kim była s. Dulcissima, którą wielu nazywa „śląską Małą Tereską”. – Przepowiedziała, że bydzie wojna – opowiadają ludzie. – Ale godała, żeby stąd nie uciekać, bo tu się nic nie stanie, yno głód bydzie. I to się sprawdziło... Przeczytaj o Słudze Bożej Helenie Hoffmann, pierwszej rodowitej Ślązaczce, która ma być wyniesiona na ołtarze. Spoczywa przy brzeskim kościele.

Sługa Boża Helena Hoffmann

Przez swą pełną heroizmu ofiarę miłości i gotowości cierpienia przeżyła czasów wiele. Życie to, od najmłodszych lat wsłuchane w głos Boga i w Jego wolę, stało się darem złożonym w ofierze za Kościół, za Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej, za kapłanów oraz za grzeszników i dusze w czyśćcu cierpiące - tak o Helenie Hoffmann napisano w domu macierzystym jej zakonu we Wrocławiu.

Świątobliwa S.M. Dulcissima, bo takie przybrała imię zakonne, spędziła znaczną część swojego krótkiego życia w klasztorze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej w Brzeziu nad Odrą, obecnie dzielnicy Raciborza. Tu została, według świadectw jej współczesnych, obdarzana łaskami m.in. darem jasnowidzenia i wewnętrznymi stygmatami. Uważała, że “moc w słabości się doskonali”.

Nie była głosicielką Ewangelii ani męczenniczką. Ale życie upłynęło jej pod znakiem cierpienia, nie tylko wskutek nieuleczalnej choroby, lecz również wspomnianych stygmatów. Dziś ta “Oblubienica Krzyża” i “Dziecko Łaski” jest kandydatką na ołtarze. Pierwszą rodowitą Ślązaczką, która ma szanse zostać błogosławioną i świętą. I nie jest to chyba przypadek. Ks. Jan Schneider, założyciel Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej pokazał siostrom Niepokalanej za wzór św. Jadwigę Śląską. Uznał bowiem, że zbawczy plan Boga realizuje się w konkretnym miejscu i czasie.

Helena Hoffmann przyszła na świat 7 lutego 1910 roku w Zgodzie, dziś dzielnicy Świętochłowic, która wzięła swoją nazwę od wybudowanej tam huty. Była pierwszym dzieckiem Józefa i Albiny Hoffmann z domu Jarząbek. Józef Hoffmann pochodził z Gąsiorowic w parafii Jamielnica koło Strzelec Opolskich. Brat świętobliwej, Reinhold został kawalerem i był długoletnim kościelnym w kościele p.w. Św. Józefa w rodzinnej Zgodzie. Zmarł w Niemczech. Miał opinię dobrego i pobożnego człowieka.

Rodzina mieszkała w typowym familoku. Jako mała dziewczynka, Hoffmannówna była niesforna, płaczliwa, czasami zamknięta w sobie. Powodu takiego zachowania rodzice zrazu nie potrafili sobie wytłumaczyć. Potem zauważyli, że Helenka zamiast kłaść się spać klęczy w rogu łóżka ze złożonymi rączkami. Z Siostrami Maryi Niepokalanej pierwszy raz w życiu zetknęła się w przedszkolu, które prowadziły zakonnice. W 1916 roku rozpoczęła edukację w Katolickiej Szkole Powszechnej w swej rodzinnej miejscowości. Znała język polski i niemiecki. Bardzo dobrze uczyła się religii. Po domach zbierała cięte kwiaty i stroiła ołtarz. Nie opuszczała żadnej procesji Bożego Ciała. Zawsze sypała płatki kwiatów przed Najświętszym Sakramentem. Znamienne już wtedy było, że zmarłym dzieciom wkładała do trumienki swoje listy do Pana Jezusa. Zawsze chętna do pomocy, ubierała z własnej woli dzieci zmarłe na choroby zakaźne. To zachowanie, niestety, sprowadzało ze strony rodziców częste kary.

W wieku dziewięciu lat, po śmierci ojca, została sama z bratem i matką. Z tego czasu biografowie wspominają znamienne wydarzenie. W nocy, tuż przed pogrzebem ojca, Helenka wymknęła się z domu. Po długich poszukiwaniach znaleziono ją w kaplicy przy jego trumnie. Mówiła wówczas: “tatuś jeszcze nigdy tak długo nie spał”. Z matką i bratem zachorowała niedługo potem na tyfus. Po powrocie do domu z leczenia okazało się, że zostali obrabowani. Matka spojrzała wówczas na krzyż i z powrotem wzięła się do roboty. Rychło wyszła za mąż za brata swego poprzedniego męża i powiła drugiego synka, przyrodniego brata Heleny.

Pod koniec 1919 roku Helena przystąpiła do pierwszej spowiedzi świętej. Podczas przygotowań, ksiądz proboszcz ze Zgody mówił dzieciom o kapliczce, którą mogą urządzić dla Jezusa w swoim sercu. Ten motyw przewijał się potem często w życiu Hoffmannówny. Już jako nowicjuszka napisała opowiadanie o takim tytule, mocno nawiązujące treścią do pierwszej spowiedzi.

“Dręczyły mnie pokusy - pisała - i strach przed złym nieprzyjacielem i przed ludźmi, ale spowiednik nakazał mi być całkiem spokojną. (…) Musiałam przejść przez wielkie trudności i odbyć walkę z rodzicami z powodu pragnienia samotności. Owładnęło mną całkowite pragnienie tabernakulum i Komunii świętej. (…) Za zachętą spowiednika mogłam nadal budować swoją kapliczkę przy pomocy ćwiczeń, które mi wyznaczał. Wszystko dokonywało się pod jego kontrolą”.

Do pierwszej komunii świętej przystąpiła 5 maja 1921 roku. Po przyjęciu Ciała Jezusa długo nie wychodziła z kościoła. Wyszła dopiero na samym końcu i to na wyraźne polecenie matki. Od tego czasu codziennie uczestniczyła we mszy świętej. Pewnego razu przyszła do kościoła jako pierwsza i zauważyła granat. Uprzedziła proboszcza i zapobiegła nieszczęściu.

Kilka dni później, podczas prac polowych, znalazła medalik z wizerunkiem młodej zakonnicy z różami na piersiach. Nie był to przypadek, jak wskazują biografowie Heleny Hoffmann. Od wczesnej młodości w snach ukazywała się jej postać kobiety w zakonnych szatach, która nawoływała ją do głębokiej pobożności. Wkrótce, po przejrzeniu jednej z katolickich gazet, Hoffmannówna przekonała się, że tą zakonnicą jest krótko wcześniej wyniesiona na ołtarze karmelitanka św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Święta Teresa urodziła się w 1873 roku w Alencon w pobożnej rodzinie. Przebywała w karmelu w Lisieux i przeżyła tam, aż do śmierci w 1897 roku, dziewięć lat. W 1923 roku została beatyfikowana przez Piusa XI, zaś dwa lata później ten sam papież ogłosił ją świętą. Jej rodzice są również kandydatami na ołtarze.

Francuzka święta dawała w snach wskazówki młodej Ślązaczce, która coraz bardziej przekonywała się do życia zakonnego. Była to tzw. droga dziecięctwa duchowego do świętości. Mistyczne spotkania ze św. Teresą odbywały się w różnych okolicznościach, często podczas prac w ogrodzie. Helena miała wizje morza pełnego róż (symbol łask Bożych) lub ryb (symbol Kościoła wypełnionego duszami) a także barwnych ptaków siadających na rękach ukazującej się jej postaci (symbol uratowania dusz przed potępieniem). Potem, już zakonnica, miała również rozmawiać ze świętą Teresą. “Gdy była złożona ciężką chorobą byłam świadkiem, jak rozmawiała z osobą dla mnie niewidzialną” - poświadcza siostra Klotylda Kaczmarczyk. Obie wiele łączy. Obie od młodości pragnęły służyć Bogu i bliźnim, obie też zmarły młodo. Obie też, jeśli proces kanonizacyjny Dulcissimy zakończy się pomyślnie, będą wyniesione na ołtarze.

Niemały wpływ na życie Hoffmannówny miały również częste kontakty z siostrami Maryi Niepokalanej w swej rodzinnej Zgodzie. Pomagała im w porządkowaniu kościoła. 1 grudnia 1923 roku ukończyła szkołę powszechną. Wkrótce potem wstąpiła do sodalicji mariańskiej, a w niedzielę Trójcy Świętej 1925 roku poprosiła przed ołtarzem o powołanie do życia zakonnego. Ten przełomy okres tak potem wspominała:
“Już w 1924 roku odczułam pragnienie poświęcenia się Zbawicielowi. Obawa przed kłopotami i sprzeciwem rodziców była wielka. Współczułam im, ale moja gwałtowna tęsknota za Zbawicielem była silniejsza (…). Do tego doszły pokusy i ataki złego nieprzyjaciela, który wciąż mówił, że jestem niezdatna do klasztoru, ponieważ nic nie umiem. Moją odpowiedzią było: pracować, cierpieć i ratować życie”.

Znamienne jest, iż podczas bierzmowania, 5 maja 1927 roku, przyjęła imię Teresa. We wrześniu tego roku złożyła prośbę o przyjęcie do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Początkowo przeszkodą był brak zgody rodziców. Potem jednak zmienili zdanie. Marzenie Hoffmannówny ziściło się 7 grudnia 1925 roku. Została kandydatką do zakonu. Pracowała w przedszkolu w Zgodzie i szpitalu w Szopienicach. Była zdrową i garnącą się do życia zakonnego młodą, pobożną kobietą.
“Znałam ją jako kandydatkę Helenkę, kiedy we Wrocławiu byłam zatrudniona w Szkole Gospodarstwa Domowego w roku 1929. Miałam możność osobistego spotkania się z Helenką (…), kiedy w czasie rekolekcji dla Przełożonych usługiwałam w refektarzu wraz z kandydatką. Była bardzo miła, uprzejma, cicha, dokładna w pracy. Było coś nadzwyczaj pociągającego w tej osobie.

Niejednokrotnie to stwierdziłam, kiedy w niedzielę podczas sumy, w bocznej kaplicy domu macierzystego, kandydatki miały naprzeciw nas swoje miejsca. Podziwiałam kandydatkę Helenę i jej wielkie skupienie, które nie było wyrachowane i wtedy sobie pomyślałam, chociaż nikomu o tym nie mówiłam, że to święta osoba” - relacjonowała siostra Maria Heriburga.

17 marca 1928 roku rozpoczęła we Wrocławiu postulat. Na jej nieszczęście okazało się, iż cierpi na jakąś nie zdiagnozowaną wcześniej chorobę, która rozwija się w szybkim tempie. Dziś jej biografowie wskazują na guz lub raka mózgu. Mimo kłopotów ze zdrowiem Helena otrzymała zgodę na obłóczyny po czym, 23 października 1929 roku, rozpoczęła nowicjat w Nysie. Po przywdzianiu szat zakonnych przybrała imię Maria Dulcissima.

“Za łaską Bożą i z Bożą pomocą, również dzięki przełożonym, zostałam dopuszczona po rocznym postulacie do obłóczyn. Dzień obłóczyn był uroczystością szczególną i dniem łask. Byłam szczęśliwa. Przyszłam do klasztoru aby złamać moją własną wolę i wzgardzić moim “ja”. Chcę uważać życie zakonne za najwyższe dobro i zgodnie z tym przeświadczeniem postępować” - wspominała to ważne dla niej wydarzenie.

Po roku nowicjatu pisała z kolei: “wszystko, czego nauczyłam się w ciągu roku nowicjatu: ratować dusze dla Zbawiciela i zostać świętą na prostej drodze obowiązku - praktykować w dalszym życiu”. Była już wtedy w domu macierzystym zgromadzenia we Wrocławiu. Zdawała sobie dobrze sprawę ze śmiertelnej choroby, na którą cierpi. Świadomość tego miały również przełożone. Maria Dulcissima coraz częściej traciła przytomność. Cierpiała fizycznie i psychicznie. Pisała: “dnia 21 marca 1931 roku prosiłam Zbawiciela, by wypełnił swoją wolę i swe zamiary względem mnie, nawet gdyby to miała być choroba i cierpienie”. Zaproponowano jej wówczas złożenie ślubów wieczystych ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Stało się to 9 sierpnia 1931 roku. Ślubowała wówczas, sama od siebie, wieczną miłość.

Przez cały okres posługi zakonnej była wierna pierwotnym ideałom wskazanym w połowie XIX wieku przez ks. Jana Schneidera, założyciela Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Były to: maryjny ideał niepokalaności, wywiedziona od św. Józefa gotowość do pracy, zaufanie i posłuszeństwo, przypominana przez św. Augustyna ciągła potrzeba nawrócenia czy wreszcie praktykowane przez św. Różę z Limy oddanie ubogim i poświęcenie swojego życia dla bliźnich.

Choroba nie ustępowała. Od 9 do 18 kwietnia 1932 roku, leżąc w łóżku, odprawiła rekolekcje. Swoim opiekunkom mówiła wówczas: “Będę teraz mogła złożyć świętą profesję, cieszę się z tego bardzo ponieważ będę mogła pomagać Jezusowi dźwigać krzyż. Przez pierwsze śluby chcę być Szymonem z Cyreny”.

18 kwietnia udała się z siostrami złożyć przy balaskach pierwsze śluby. Potem wróciła do Nysy. Niezależnie od choroby, jak zaświadczają siostry, które się z nią zetknęły, nie unikała żadnej pracy. Wręcz przeciwnie. Każda czynność była dla niej modlitwą. Wspomina się ją jako niezwykle rozmodloną, usłużną, chętną do niesienia wszelakiej pomocy, zawsze podtrzymującą na duchu. Nikt nie słyszał, by mówiła o chorobie lub się skarżyła. Radość gościła na jej twarzy nawet wówczas, gdy wiła się z bólu. Gdy bóle były lżejsze, już w stanie zaawansowanym choroby, chwytała się lekkich prac domowych i ręcznych robótek.

W maju 1932 roku zauważono pierwszy akt łaski dokonany za jej wstawiennictwem. Sekretarka generalna zgromadzenia, S.M. Honorata prosiła Dulcissimę o modlitwy w intencji zatwierdzenia w Rzymie konstytucji zakonnej. Ta się zgodziła, zaś na ołtarzu złożyła swój wzrok. Chciała cierpieć jeszcze bardziej, by tylko prośba została wysłuchana. Tak też się stało, jak zaświadczają w zgromadzeniu. 6 lipca 1932 roku papież Pius XI zatwierdził konstytucje, a Dulcissima zaczęła tracić wzrok.

Niedługo potem, 15 sierpnia 1932 roku, stwierdzono u niej całkowity zanik pamięci i mowy. Z czasem stan ten uległ poprawie, ale pojawiły się kłopoty z chodzeniem. Nasilały się bóle głowy. Resztkami sił klęczała obok łóżka lub leżała w kącie pokoju i zanosiła modlitwy do Chrystusa. Miała już wówczas stałą opiekunkę, siostrę Lazarię Stefanik.

W październiku 1932 roku, wbrew woli przełożonych, matka zabrała ją do domu rodzinnego w Zgodzie. Stało się tak z obawy przed badaniami psychiatrycznymi. Ich wynik mógł przesądzić o umieszczeniu Heleny Hoffmann w zakładzie dla psychicznie chorych. W domu przebywała raptem trzy dni. Potem przebywała u sióstr, które znała z młodzieńczych lat. Do przełożonej generalnej wystosowała prośbę o przebaczenie za wyjazd z Nysy. Takowa nadeszła, a Dulcissima została oficjalnie urlopowana.

Nowy okres w życiu rozpoczął się w styczniu 1933 roku. Do Zgody przyjechała Lazaria Stefanik. 18 stycznia zabrała Dulcissimę do klasztoru w Brzeziu nad Odrą, dziś dzielnicy Raciborza. Tu, niestety, nadal postępowała choroba. Stwierdzono paraliż ręki i częściowy języka. Cierpienia wzmacniały jednak wiarę. 5 kwietnia 1933 roku, w liście do przełożonej generalnej, zakonnica pisała: “Zbawiciel jest dobry. Otrzymałam nowy podarunek. Mam ciężki język i ciężką rękę. Ale to nie szkodzi. Pracować nie mogę tak dużo jak inne, jednak chwalić, uwielbiać, prosić i dziękować za zgromadzenie i cały świat mogę (…). Co ja cierpię jest tylko cieniem tego, co Jezus zniósł i wycierpiał”.

Z podziwem wyrażały się o niej inne zakonnice. Siostra Lazaria, mianowana w Brzeziu przełożoną, pisała do przełożonej generalnej: “S.M. Dulcissima bardzo tęskni za niebem i ciągle prosi świętą Teresę, by było jej wolno iść do Jezusa. Czasami znosi cierpienia niemożliwe dla ludzi, a jednak pomaga nam w domu”.

Sama Dulcissima dała się rychło poznać jako mistyczka. Dawała wskazówki do pobożnego życia. “U Boga nie ma rzeczy małych, czym zawsze chętnie się usprawiedliwiamy. Czyż nasze życie nie jest całe służbą Bożą? Odpowiedzialność za jedną duszę i jej szkody jest większa niż wszystko inne na świecie”.

W swoich rozważaniach do stacji drogi krzyżowej pisała znamiennie: “O Jezu, Twoje serce nie zna niczego innego tylko miłość. Im większy jest grzesznik, tym większa jest Twoja miłość do niego. Twemu sercu jest obce wszystko, co nie jest miłością. Pozwól mi iść moją drogą krzyżową w taki sposób, żeby w sercu wzrastała codziennie miłość do ciebie, Maryi i do bliźniego. Napełnij moje serce świętą radością ponieważ dopiero wtedy będę szczęśliwa i zadowolona. Ty masz przecież wszystko, o Jezu, i jeśli ktoś prosi Ciebie o coś, ten również otrzymuje. O Jezu, życzyłabym sobie widzieć wszystkich ludzi szczęśliwych w Tobie”.

W 1934 roku ukazał się w pełni jej dar jasnowidzenia, choć już w 1932 roku, kiedy jechała z niemieckiej Nysy do polskich Świętochłowic, a siostry obawiały się, iż będzie miała problemy z przekroczeniem granicy, przepowiedziała, iż z Niemiec do Polski przejedzie bez żadnej kontroli. Tak też się stało. “Popłynie bardzo wiele krwi, dlatego trzeba się dużo modlić o pokutować (…). Przez karę, którą Bóg ześle, całe obszary ziemi zostaną zniszczone tak, że nigdy więcej, aż do końca świata, nie będą zamieszkane przez ludzi” - tak przepowiadała drugą wojnę światową.

“Siostra Dulcissima niejednokrotnie przepowiedziała mające nastąpić zdarzenia, które rzeczywiście po jej śmierci się wypełniły” - zaświadcza siostra Dolorosa Andrzejczak. Z kolei siostra Maria Agnieszka tak mówiła: “Bardzo cierpiała i podobno przepowiadała dużo rzeczy dotyczących Zgromadzenia [od autora: np. o zmniejszeniu się liczby powołań i późniejszym rozkwicie zakonu] i Kościoła. Dowiedziałam się, że w jednym z ataków wydawała okrzyki na widok monstrancji spadającej z tronu”.

Na przełomie grudnia 1934 roku i stycznia roku następnego nie mogła już się sama poruszać. Od siostry Lazarii dostała wtedy kule. W 1935 roku miało dojść do profesji zakonnej. W Wielkim Poście ujawnił się kolejny szczególny dar – wewnętrzne, a przez to niewidzialne na wewnątrz stygmaty, początkowo na rękach i nogach, potem także na sercu. Przez dziesięć dni, do 18 kwietnia 1935 roku, S.M. Dulcissima odbyła rekolekcje przed złożeniem profesji. Sama jednak nie mogła złożyć ślubów wieczystych. Zastąpiła ją siostra Honorata.

Choroba coraz bardziej obezwładniała młodą zakonnicę. 18 sierpnia 1935 roku po raz ostatni wyszła poza klasztor. Uczestniczyła w pogrzebie małej dziewczynki, której do trumny włożyła “list do Jezusa i Maryi”. Zauważyli to ludzie i przekazali kartkę papieru siostrze Lazarii. Była to lista osobistych intencji do Boga. Prosiła o potomstwo dla kierownika szkoły, co potem się spełniło, o łaski dla sióstr z brzeskiego klasztoru, przełożonej i całego zgromadzenia, dla papieża, kapłanów i swojej duchowej przyjaciółki panny Katarzyny Urban. Wypraszała łaski dla grzeszników i dusz w czyśćcu cierpiących. We wrześniu 1935 roku napisała list pożegnalny do swojej rodziny – matki, ojczyma i dwóch braci.

Pod datą 6 października 1935 roku poświadczono pierwszy cud dokonany za jej udziałem. Siostra Lazaria zachorowała na ostre zapalenie gardła. Choroba natychmiast ustąpiła po tym, jak Dulcissima dotknęła zaropiałych migdałków Lazarii. “Czy wierzysz teraz, że Jezus wszystko może” - zapytała. Z choroby bez szwanku wyszła również siostra Kinga, której wcześniej lekarze mówili, iż bez operacji nie przeżyje. Biografowie przekonują, że Kinga została cudownie uleczona wskutek modlitw i cierpień Dulcissimy. Ta zaś cierpiała coraz bardziej. W swoich wizjach przeżywała mistyczną drogę krzyżową. To nie przeszkadzało jej w artykułowaniu do otoczenia gorzkich refleksji. Przez trzy dni i noce płakała z powodu marnowania łask przez ludzi i duchownych. Wytykała zaniedbania i obojętność.

Na łożu śmierci zaległa w lutym 1936 roku. Swe ostatnie cierpienia ofiarowała w intencji wyboru nowej przełożonej generalnej. W środę popielcową dostała dotkliwych skurczów serca i ostrych bólów głowy. 3 marca ostatni raz zeszła do klasztornej kaplicy. Dokonała aktu spowiedzi z okazji Suchych Dni. 6 marca straciła przytomność. Dotknął ją paraliż przełyku. 14 marca poprosiła o sakrament chorych. Po krótkiej poprawie, na początku kwietnia choroba zaatakowała ostatni raz. Ledwie żywa Dulcissima mówiła wówczas: “Jezu, daj mi dusze, dusze, które są drogie, kosztują wiele, wszystko za kapłanów, za zgromadzenie, za przełożonych”. Modliła się za krewnych. W Wielkim Tygodniu rozważała tajemnicę śmierci. W Wielkanoc z radością mówiła o przyjściu Jezusa.
Pod koniec kwietnia w Brzeziu odbyły się rekolekcje. 26 kwietnia Dulcissima ostatni raz rozmawiała ze swoimi siostrami. Mówiła im: “powinnam się cieszyć, bardzo cieszyć, ponieważ Jezus wkrótce przyjdzie”. 1 maja leżała w bezruchu. Nie poruszała się zatopiona w letargu. Podczas krótkich przebudzeń wzywała do siebie osoby świeckie. 12 maja przyjęła ostatni raz sakrament namaszczenia chorych i komunię świętą. Siostry zanotowały wówczas takie jej słowa: “O Jezu, Ty we mnie, a ja w Tobie. Ty wszystkim, a ja niczym. Chciałabym, Jezu, być nową ofiarą krwawą i muszę nią być. Właściwie wszyscy jesteście duszami ofiarnymi. Dlatego musimy iść za Tobą na Golgotę. Nieznana żyłam na ziemi ponieważ taka była wola Boża”. 17 maja powiedziała siostrze Lazarii: “Jezus jest zawsze przy mnie (…). Idę do Domu”.

Zmarła 18 maja o godz. 5.30. Już wtedy cieszyła się opinią świętobliwej. Przy jej trumnie tłumnie gromadzili się mieszkańcy Brzezia. Całowali jej dłonie, dotykali różańcami i medalikami jej ciała, odcinali kawałki habitu. Prosili o łaski, które potem się spełniały. Pogrzeb odbył się 22 maja 1936 roku na brzeskim cmentarzu. Siostra Lazaria napisała do sekretarki generalnej siostry Honoraty: “oddałyśmy z powrotem ziemi kamień szlachetny naszego Zgromadzenia”.
Grób Dulcissimy stał się małym, lokalnym sanktuarium. Mieszkańcy Brzezia i okolic chodzili tu modlić się za zmarłą zakonnicę, za której pośrednictwem wypraszali łaski. Na grobie tym zimową porą długi czas nie więdły ponoć kwiaty. Ziemia z grobu chroni przed nieszczęściami. Brali ją mężczyźni na fronty drugiej wojny światowej i kobiety do domów, w których nie było ojców. Miała pomagać na choroby, które trapiły ludzi po zakończeniu wojny. Dziś ludzie wierzą, że ziemia ta przynosi szczęście. Zabierają ją np. studenci chcący pomyślnie zdać egzaminy. W cudowną moc ziemi wierzą także siostry ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Kawałeczek drewna z laski Dulcissimy miał z kolei uratować życie siostry Marii Katarzyny Pająk podczas bombardowania domu zakonnego we Wrocławiu w 1945 roku.

Zachowały się liczne pamiątki po świątobliwej zakonnicy: krucyfiks, figury Dzieciątka Jezus i Matki Bożej Królowej, lichtarze, portret z dnia obłóczyn, zdjęcie z ostatnich dni życia i figura św. Józefa, przy której często się modliła. W Brzeziu przechowywana jest również praca ojca dr. Józefa Schwetera CSSR napisana w 1945 roku w klasztorze redemptorystów w Bardzie Śląskim. Schweter dobrze znał Helenę Hoffmann. Był ojcem duchowym nowicjatu w Nysie, w czasie gdy ona tam przebywała.

W październiku 1997 roku przełożona generalna Sióstr Mary Niepokalanej Matka Angela Kubon wraz z katowicką przełożoną prowincjonalną S.M. Dionizją Patalas przedstawiły metropolicie górnośląskiemu arcybiskupowi Damianowi Zimoniowi wewnętrzne przekonanie sióstr i osób świeckich o świętości życia S.M. Dulcissimy Hoffmann. Był to początek drogi do beatyfikacji. Siostry rozdały książkę wspomnianego ojca Schwetera polskim biskupom. 2 marca 1998 roku siostra Dionizja Patalas poprosiła w Warszawie prymasa Józefa Glempa o rozpoczęcie procesu informacyjnego.
Kardynał Glemp powiedział wówczas: “cieszę się, że będziemy mieli nową błogosławioną”. Konferencja Episkopatu Polski, obradująca w dniach 11-12 marca 1998 roku w Warszawie, wyraziła zgodę na rozpoczęcie prac wokół procesu beatyfikacyjnego Dulcissimy. Arcybiskupowi Damianowi Zimoniowi polecono przygotować i przesłać do Stolicy Apostolskiej wszystkie potrzebne dokumenty. Dokumenty te przesłano do Rzymu 22 kwietnia 1998 roku. 19 czerwca tego samego roku na ręce abp D. Zimonia nadeszła odpowiedź. “Po zbadaniu sprawy pragnę powiadomić Waszą Ekscelencję, że ze strony Stolicy Apostolskiej nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sprawa beatyfikacji i kanonizacji tejże Sługi Bożej Marii Dulcissimy (w świecie: Heleny Joanny Hoffmann) mogła być przeprowadzona z zachowaniem “Norm, które należy zachować w badaniach, jakie Biskupi są zobowiązani przeprowadzić w sprawach beatyfikacji i kanonizacji”.

Proces kanonizacyjny na szczeblu diecezjalnym rozpoczął się 18 lutego 1999 roku w krypcie katedry Chrystusa Króla w Katowicach. Uroczystościom przewodniczył arcybiskup Damian Zimoń. Odbyła się wówczas pierwsza i jedyna publiczna sesja procesu. Przysięgę złożyły osoby, które prowadzą postępowanie. Postulatorem procesu został ks. Alojzy Drozd. Metropolicie katowickiemu przedstawiono również listę świadków, którzy składają zeznania. Świadkami procesu beatyfikacyjnego zostali Kazimierz Darowski i Łucja Bugdol.

8 kwietnia 2000 roku miała miejsce ekshumacja szczątków świętobliwej Dulcissimy z grobu na starym cmentarzu i przeniesienie ich do sarkofagu przy kościele Świętych Apostołów Mateusza i Macieja. Jest to wymóg procesu beatyfikacyjnego. Wymaga on powagi wobec szczątków przyszłej błogosławionej a być może i świętej. Obok licznie zgromadzonych mieszkańców Brzezia i okolic, kleru, sióstr Maryi Niepokalanej byli również członkowie rodziny kandydatki na ołtarze, mieszkańcy Świętochłowic i Nowego Bytomia a także przedstawiciele władz samorządowych śląskich miast. Po ekshumacji szczątki Marii Dulcissimy na krótko przeniesiono do klasztoru. Specjaliści medycyny sądowej stwierdzili ich autentyczność, ułożyli w porządku anatomicznym po czym zostały ubrane w habit zakonny i złożone w metalowej trumnie a następnie drewnianej. Na chwilę wystawiono je w holu klasztoru. Czekający na zewnątrz wierni mogli je obejrzeć, dotknąć i zanosić przy nich modły. Następnie do trumny metalowej włożono dokumentację ekshumacji, obie zamknięto i opieczętowano po czym przeniesiono do sarkofagu przy kościele. Tu zostały zamurowane i nakryte dwutonową płytą.

G. Wawoczny

Lead zaczerpnięty z tekstu Kompas wiary (źródło - kliknij TUTAJ)

Bądź na bieżąco z nowymi wiadomościami. Obserwuj portal naszraciborz.pl w Google News.

Reklama
Reklama
Tagi:

Komentarze (0)

Aby dodać komentarz musisz być zalogowany

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Partnerzy portalu

Dentica 24
ostrog.net
Szpital Rejonowy w Raciborzu
Spółdzielnia Mieszkaniowa
Ochrona Partner Security
Powiatowy Informator Seniora
PWSZ w Raciborzu
Zajazd Biskupi
Kampka
Nasz Racibórz - Nasza ekologia
Materiały RTK
Fototapeta.shop sklep z tapetami i fototapetami na zamówienie
Reklama
Reklama

Najnowsze wydania gazety

Nasz Racibórz 12.04.2024
12 kwietnia 202415:22

Nasz Racibórz 12.04.2024

Nasz Racibórz 05.04.2024
7 kwietnia 202412:45

Nasz Racibórz 05.04.2024

Nasz Racibórz 29.03.2024
29 marca 202415:21

Nasz Racibórz 29.03.2024

Nasz Racibórz 22.03.2024
21 marca 202421:40

Nasz Racibórz 22.03.2024

Zobacz wszystkie
© 2024 Studio Margomedia Sp. z o.o.