Plac zabaw dla pijaków i meneli

Nie dalej jak dwa lata temu, miasto wyremontowało podwórko po dawnym przedszkolu w Ocicach przy ul. Francuskiej-Osiedleńczej. Jednak dzieci krótko cieszyły się nowymi przyrządami do zabaw. Plac szybko stał się idealnym miejscem dla miłośników alkoholowych trunków.
Przez lata przy ul. Francuskiej funkcjonowało przedszkole. W jego podwórzu mieścił się duży, ładnym plac zabaw, z którego mogły korzystać wszystkie dzieci mieszkające w Ocicach. Kilka lat temu przedszkole wcielono do szkoły, a budynek po nim wraz z placem zabaw zaczął niszczeć. W końcu nieruchomość został sprzedana i wyremontowana przez nowego nabywcę. A dawny plac zabaw w dalszym ciągu zarastał chaszczami. Najmłodsi wciąż nie mieli miejsca do zabawy.
Dwa lata temu miasto postanowiło na nieużywanym terenie stworzyć dzieciom plac zabaw. Wykoszono chwasty, przycięto drzewa, zamontowano nowe ławki i przyrządy zabawowe. Wydano niebagatelną sumę 69 tys. zł. Jednak takim stanem podwórka najmłodsi długo się nie nacieszyli. Plac zabaw szybko stał się idealnym miejscem na organizowanie zakrapianych imprez dorosłych.
– To podwórko, to skupisko pijaków i meneli. Aż strach tam dzieci wysyłać. Ławki czy huśtawki połamane. Wszędzie pełno potłuczonego szkła. Nawet w auta zaparkowane przy płocie rzucają butelkami – skarży się Wiesława Król, mieszkająca w pobliżu dawnego przedszkola. Mieszkańcy wielokrotnie wzywali straż miejską, ale ich interwencje za wiele nie pomogły. Ciągle jest to samo. Sąsiedzi uważają, że winna jest rozrastająca się zieleń. – W gęsto porośniętych krzakach trudno nam dostrzec co się dzieje. A strażnicy miejscy po zmroku boją się tam wejść – zauważył jeden z mieszkańców, obecny na wczorajszym spotkaniu z prezydentem.
– Tam jest busz! Zasłania cały widok z ulicy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś kosił tam trawę, albo przycinał krzaki. Nie wspomnę już o drzewach. Przecież tam się iść nie da. Z tych lip sypie się nam na głowy, chodnik i ulicę. Wielokrotnie sama zbieram opadające liście i palę je w piecu, bo nikt nie raczy się tym zainteresować – dodaje pani Wiesława.
Prezydent przyznał, że problem nie jest mu obcy. Wielokrotnie przeznaczał pieniądze na kolejne naprawy zdewastowanych urządzeń. Ale jak można go rozwiązać, nie ma jeszcze pomysłu. – Może kamerę tam zainstalować? Albo kłódkę zamontować? – zaproponował jeden z mężczyzn. – I tak już mi wytykają, że najwięcej robię w swojej dzielnicy. Więc jakbym zamontował tam kamerę, to chyba by mnie zjedli. Kłódka nie jest dobrym pomysłem, bo z doświadczenia wiem, że jeśli jakiś obiekt zamykamy, np. Orlik, to robią dziury w płocie – odpowiedział Mirosław Lenk. Proponując dyżury obywatelskie, których mieszkańcy nie skomentowali.
Justyna Korzeniak
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany