Panikują z... dobrej woli

W tym roku straż pożarna wyjeżdżała aż 28 razy do fałszywych zgłoszeń. W większości przypadkach zaalarmowano strażaków w dobrej wierze. Głównie dzwonią starsi ludzie natychmiast gdy zobaczą dym u sąsiada. Ale zdarzają się dowcipnisie, których żarty swój finał mają w sądzie.
W tym tygodniu dyżurny straży pożarnej odnotował 2 fałszywe alarmy. Ludzie dzwonili z informacją, że widzą dym unoszący się z posesji sąsiada. Pierwsze zdarzenia miało miejsce przy ul. Ocickiej. Zaniepokojona starsza pani powiadomiła strażaków, że pali się dom. – Po przybyciu na miejsce okazało się, że mężczyzna spalał pozostałości roślinne, co oczywiście jest dozwolone. Ale w takich sytuacjach nie możny nikogo nic zarzucić, bo kobieta działała w dobrej wierze. Podobnie jak mieszkaniec ul. Mariańskiej, który zawiadomił nas o wydobywającym się dymie z piwnicy. Alarm też był fałszywy – informuje nas kpt. Roland Kotula z raciborskiej straży pożarnej. Często zdarza się tak, że czujniki przeciwpożarowe umieszczone w sklepach czy zakładach pracy włączają się, wtedy również do każdego zgłoszenia straż musi pojechać. – Zazwyczaj to złośliwość rzeczy martwych. Jakiś kurz czy owad dostał się do czujnika i ten się włączył. A czasem ludzka bezmyślność – podkreśla Kotula.
W tym roku straż pożarna wyjeżdżała 28 razy do fałszywych zgłoszeń. W ubiegłym roku było ich mniej, ale pocieszające jest to, że większość tegorocznych zgłoszeń to czujność sąsiadów. – Mieliśmy też dowcipnisia, który zaalarmował nas, że pali się mieszkanie w jego bloku. Kiedy zastępy dotarły na miejsce okazało się, że żadnego pożaru nie było. Mieszkańcy domyślili się, kto byłby zdolny do podobnego czynu, dlatego sprawę przekazaliśmy policji – wspomina Kotula.
We wcześniejszych latach było więcej złośliwych zgłoszeń. – Głównie dzwoniły dzieci z telefonów komórkowych. W ostatnim czasie takich zgłoszeń nasz dyspozytor nie odnotował. Może dlatego, że w szkołach prowadzone są zajęcia poświęcone udzielaniu pomocy poszkodowanym. Uczy się je również kiedy i w jaki sposób należy wzywać odpowiednie służby – dodaje.
Każda rozmowa z dyżurnym jest nagrywana. Zgłaszający musi podać swoje dane. A nawet jeśli dowcipniś nie przestawi się i dzwoni z budki telefonicznej, to i tak prędzej czy później zostanie namierzony i odpowiednio ukarany. – Jeżeli sprawca fałszywego alarmu okazałby się nieletni, wtedy sąd rodzinny decyduje o karze. Zazwyczaj jest to grzywna oraz zwrot kosztów przeprowadzonej akcji. A osobie dorosłej grozi do 3 lat więzienia – informuje nas sierż. Anna Wróblewska, rzecznik raciborskiej policji.
– Robiąc nam dowcip, należy pamiętać, że ktoś w tym czasie naprawdę będzie potrzebował naszej pomocy. A my nie będziemy w stanie dotrzeć na czas – kończy rozmowę kpt. Kotula.
(jula)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany