Kiosk to nie czytelnia

Saloniki prasowe to nie biblioteki, gdzie można przyjść, usiąść i czytać prasę, a następnie odłożyć ją na półkę. O tym coraz częściej zapominają mieszkańcy naszego miasta. Kioskarze skarżą się na klientów, którzy przychodzą tylko poczytać, ale uwagi nie zwracają, bo im nie wolno.
Empik serwuje klientom największy w mieście wybór prasy kolorowej i dzienników, poradników, itp. Salon każdego dnia odwiedza spora liczba osób. Niestety, tylko niewielka część z nich je kupuje, reszta na miejscu czyta. – Dużo jest takich osób. Szczególnie przeglądają gazety komputerowe, motoryzacyjne i dla hobbystów. Ale my nie możemy im zwracać uwagi. W większych Empikach jest wyznaczone miejsce, gdzie można usiąść i poczytać, my tego nie mamy – tłumaczy Łukasz, doradca klienta w raciborskim Empiku.
Pracownicy nie są upoważnieni do zwrócenia uwagi klientom, którzy przyszli tylko pooglądać gazety. Ale tym, którzy chcą je kupić to się nie podoba. – Czasem stoi ich tyle, szczególnie małolatów, że nie można dopchać się po swoją gazetkę – skarży się pani Janina. – Przeglądający prasę, często nie odkładają jej na swoje miejsce. Dlatego my mamy dodatkową robotę. Codziennie musimy porządkować stoiska. Nierzadko zdarzą się, że brakuje dodatków w gazetach – wspomina pracownik. Najwięcej ginie płyt CD z grami komputerowymi i DVD z filmami. – Niedawno chciałam kupić Olivię, bo była w niej ładna torba, ale nie dostałam. Jedna pani stała i ją przeglądała, a w innych gratisów już nie było. Najwidoczniej, ktoś sobie po prostu wziął. Dlatego uważam, że powinno zakazać się godzinnego sterczenia przy regałach. Wtedy gazety nie byłyby tak zniszczone, no i dodatków by nie kradli – mówi z oburzeniem pani Katarzyna, stała klientka Empiku. – Rozumiem przejrzeć gazetę, bo po co kupować, jeśli nie ma w niej nic interesującego, ale nie czytać wszystko na miejscu. Od tego są czytelnie, prawda? – dodaje kobieta.
Podobnie jest w mniejszych salonikach. – Do nas przychodzą głównie stali klienci. Kupują codziennie tę samą prasę. Większość z nich to emeryci, którym się nie przelewa, a czasem coś ich zainteresuje w droższej gazecie. Co wtedy mam zrobić? Mówię, żeby poczytali na miejscu – mówi pracownica jednego z kiosków na ternie naszego miasta. Kobieta chce pozostać anonimowa, bo wie, że jej szef nie pochwala takiego zachowania.
– Ludzie przychodzą regularnie czytać prasę, ale nie mogę im zwrócić uwagi, bo nie mam tu żadnej informacji zakazującej czytania jej na miejscu – mówi Weronika z Kolportera. Zdarza się, że brakuje gazet albo dodatków do nich. A gazety, które się nie sprzedały muszą iść do zwrotu w komplecie. Wtedy kosztami obciążeni są najczęściej pracownicy. Pladze czytających a niekupujących klientów zapobiegłoby umieszczenie w widocznym miejscu informacji o zakazie czytania gazet. Taka tabliczka pojawiła się w jednym z bielskich sklepów, informowała niedawno Gazeta Wyborcza.
Zapytaliśmy kioskarzy, czy w ich punktach sprzedaży taka informacja jest wskazana. Wszyscy zgodnie twierdzą, że tak. Może nie zwiększyłoby to ich dziennych obrotów, ale na pewno nie było by tyle zniszczonych gazet i skradzionych gratisów.
(jula)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany