Od tu i teraz do przyszłości

Na razie prowadzi zajęcia w Warszawie, ale chce pracować z ludźmi w Raciborzu. – Wierzę w to miasto – mówi Ula Abramczyk. Chce uczyć ludzi jak lepiej żyć, wykorzystując posiadane talenty i umiejętności. Czyli jest coachem. Kimś, dla kogo nie ma jeszcze polskiej nazwy.
W krajach zachodnich i dużych miastach w Polsce trenerzy życia osobistego, coach’owe to chleb powszedni. Gdy człowiek zauważa, że jego życie przestało podążać w określonym celu, gdy ten cel nam się zagubił, albo w ogóle nie potrafi go jasno zdefiniować, szuka kogoś kto mu w tym pomoże poradzić sobie z tą sytuacją. Kimś takim właśnie jest coach... - W Polsce nie ma spójnej definicji słowa coach, zespół ludzi z Polskiej Izby Coachingu dopiero nad tym pracuje – wyjaśnia Ula.
Ula ma własną definicję coachingu. – Klient ma zasoby, a coach ma narzędzia, żeby te zasoby wydobyć. Dokładniej? Coach wychodzi od tego, że każdy z nas ma mnóstwo zasobów; talentów, siły, energii, wiedzy ale czasami źle te zasoby lokuje. Praca z klientem polega na tym, by uruchomić te zasoby. Zasoby, których jest świadomy, częściej nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele posiada.
- Często nie dochodzimy do celu, bo tak naprawdę nie wiemy, czego chcemy – tłumaczy Ula. – Wiemy, czego chcą dla nas rodzice, dziadkowie, szkoła. I tak kręcimy się to w prawo i w lewo bez jasnego celu. Coaching skierowany jest praktycznie do wszystkich, którzy chcą zmienić coś w swoim życiu na lepsze. Jest to proces umożliwiający aktywację pełnego potencjału, uwolnienie się od starych wzorców myślowych, przekonań, bo to one często są przeszkodą, by żyć pełnią życia i osiągać cele osobiste i zawodowe.
Ula też szukała swojego miejsca w różnych miastach i krajach. Dzieciństwo i młodość spędziła w Raciborzu. Wyjechała stąd po maturze, w 1993 roku, na studia do Poznania. Studiowała popularny wtedy marketing i zarządzenie, ale już wtedy raczej myślała o pracy z ludźmi niż z procesem zarządzania. Po 5 latach pracy, w czasie których zbierała różne doświadczenia zawodowe, zapadła decyzja o wyjeździe do Niemiec. Konkretnie do Monachium. – Tam też zainteresowałam się coachingiem. Zaczęłam studiować, bo w Niemczech jest to kierunek akademicki, u nas jeszcze nie ale pewnie niedługo się też stanie.
Pod koniec roku 2007 zaczęła krystalizować się decyzja o powrocie do kraju, nigdy bowiem nie planowała, że Niemcy będą krajem docelowym, gdzie zamieszka na zawsze
Kusił Ulę powrót do dużego miasta, gdzie i łatwiej o kursy i szkolenia związane z coachingiem, i o klientów. Tak też zrobiła. Wróciła do Poznania, do miasta, w którym studiowała i zaczynała swoją zawodową karierę. - Ale po jakimś czasie powiedziałam dość. Dość stania w korkach, zgiełku, braku czasu na wszystko. Wtedy zapadła decyzja o powrocie do Raciborza. – Przecież można odwrotnie, mogę to, czego mi brakuje po prostu przewieźć ze sobą do Raciborza. Wierzę w to miasto i w tych ludzi – mówi z wielką pewnością Ula. – Wierzę, że są na tyle świadomi, że skorzystają z takiej szansy.
Korzystanie z usług coacha do tanich nie należy. 12 indywidualnych sesji to wydatek nie liczony w setkach ale w tysiącach złotych. Czy w Raciborzu i jego okolicach znajdą się chętni, by tyle zapłacić? – To nie jest moje życie. To jest życie klienta. To do niego należy decyzja, co z nim zrobi i na co wyda pieniądze. – twierdzi z mocą Ula. – Trzeba sobie zadać pytanie. Ile warte jest dla mnie moje szczęście? I czy zasługuję na to, by mieć indywidualnego eksperta który jest zaangażowany w mój sukces? To nie jest wydatek, który ponosi się latami. Raczej jednorazowy. Podczas takich sesji ludzie zdobywają umiejętności, które potrafią pchnąć do przodu całe ich życie.
Oprócz zajęć indywidualnych Ula zaproponuje mieszkańcom Raciborza zajęcia grupowe. – Wtedy cena rozłoży się na 5,6 osób i będzie automatycznie niższa. - My koncentrujemy się na tym, by iść do przodu; masz zasoby, które źle zainwestowałeś, nasz zdolności, których nie wykorzystujesz, można to zmienić. Coaching nie jest żadną psychoanalizą. W coachingu wychodzimy od tu i teraz i kierujemy się w stronę przyszłości – wyjaśnia. Life coach nie jest terapeutą, nie jest też doradcą i nie jest przyjacielem. Jest indywidualnym ekspertem, który ma pomóc wykorzystać potencjał klienta, tak by podnieść jakość jego życia w przyszłości. I za Ch. Kettering Ula cytuje - Najbardziej obchodzi mnie moja przyszłość, bo tam zamierzam spędzić resztę życia.
Jednakże Racibórz i praca z ludźmi tutaj to przyszłość, choć niedaleka. Może wrzesień, może koniec roku. Na razie Ula jest częstym gościem w Warszawie. Wciąż podnosi swoje kwalifikacje a jednocześnie tam prowadzi swoje pierwsze sesje pod okiem doświadczonych master coachów. – Tam się tego nie boją, tam są tym wręcz otoczeni. Zupełnie inaczej niż w mniejszych miastach, gdzie ciągle trzeba odpowiadać na pytania. Po pierwsze – co to jest? Po drugie – czym to się je? Po trzecie – ile to będzie kosztowało i po czwarte – po co mi to? Oczywiście z przyjemnością odpowiem na wszystkie te pytania podczas próbnych bezpłatnych sesji coachingowych – zapewnia.
Aktualnie Ula Abramczyk pracuje nad autorskim programem, skierowanym do kobiet i dzieci. Dlaczego właśnie ta grupa? Bo, jej zdaniem, kobieta jest początkiem wszystkiego. Daje życie, wychowuje dzieci, przyszłe matki, ojców, mężów… - A przecież możemy dać drugiemu człowiekowi tylko to, co sami posiadamy – mówi. – Jeżeli jesteśmy szczęśliwi, to automatycznie możemy przekazać to naszym dzieciom. Szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko. Jeżeli jest inaczej, jeżeli matka boryka, szapie się sama ze sobą, nie nauczy swoich dzieci, jak być szczęśliwym. To walka z wiatrakami.
Ula wyklucza natomiast indywidualne zajęcia z dziećmi. – W coachingu obowiązuje zasada, że pracujemy z klientem, bo on tego chce. Dzieci są za małe, by wiedzieć, że chcą i czego chcą. Wtedy musiałabym skupić się na tym, czego chcą ich rodzice, a to wcale nie musi być dla dziecka dobre. Dlatego w kontekście dzieci myśli raczej o zajęciach grupowych, w czasie których będą, poprzez zabawę, pracować nad tym jak budować relacje z innymi, jak się dobrze komunikować, jak stawiać sobie cele i je potem realizować.
Praca z kobietami ma też inny wymiar. Tak naprawdę do kobiet trudniej dotrzeć. Na wszelkie szkolenia i pracę nad sobą mężczyźni są bardziej otwarci. Są przyzwyczajeni do tego, że podnoszą swoje kwalifikacje, są nastawieni na cel i dążą do niego, patrząc raczej w przyszłość. Kobiety raczej przeciwnie, są mocniej skupione na przeszłości, bardziej ją rozpamiętują, analizują, są emocjonalne.
Dobry coach, pracując indywidualnie z klientem, pomaga mu znaleźć to, co da niego ważne, pozwala odkryć wartości i priorytety, tak, żeby osoba, z którą pracuje, jak najszybciej i najskuteczniej osiągnęła swoje cele. Jedyny warunek – dodaje Ula na zakończenie – to być otwartym na zmiany we własnym życiu. Tak jak ona.
Jolanta Reisch
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany