Nagonka prezydenta Lenka

Dziki i sarny stały się utrapieniem mieszkańców i rolników z Markowic. Niszczą uprawy, podchodzą pod zagrody, stają się nieustępliwe i niebezpieczne. Myśliwi nie mogą interweniować, bo zwierzyna żyje w lesie Obora, a ten jest rezerwatem. Prezydent jednak widzi rozwiązanie - nagonkę.
Spotkanie w sprawie dzików i saren odbędzie się jutro, we wtorek, o 10.00 w markowickiej szkole. - Nie wiem, jak tym ludziom pomóc. Las Obora to arboretum a więc rzeczywiście rezerwat. Nie można tu polować, zresztą chłodnie nie kupują teraz dziczyzny, bo dla odbiorców na Zachodzie jest za droga, choć ceny skupu spadają. Zastanawiam się nad nagonką. Może da się zwierzęta przegonić z lasu. Porozmawiamy o tym z przedstawicielami kół łowieckich - mówi prezydent Mirosław Lenk.
Magistrat mu podjąć działania, bo wpłynęły dramatycznie w treści pismo rolników i mieszkańców Markowic. - Zwracamy się z usilną prośbą o podjęcie konkretnych działań w ograniczaniu ilości zwierzyny dzikiej, zwłaszcza dzików i saren. Z roku na rok stada znacznie się powiększają i wyrządzają kolosalne szkody w uprawach rolnych. Domagamy się interwencji (...) i ogrodzenia terenu Arboretum Bramy Morawskiej. Obecnie zauważa się dziki, sarny i lisy w okolicach zagród domowych, stwarzając zagrożenie dla ludzi, są nieustępliwe i niebezpieczne. W poprzednich latach nie odnotowano takich strat w uprawach jak w obecnym roku i na taką skalę. Rolnicy są bezsilni, nie skutkują żadne środki odstraszania, a nakłady na wyprodukowanie plonów są bardzo wysokie. Uprawy ziemniaków są doszczętnie zryte, a zboże ogryzione z kłosów. Niektóre stada siedzą w zbożach przez cały dzień, powodując, że zboże te nie nadaje się do młócenia. Łowcy z koła łowieckiego Borki tłumaczą się bezsilnością ponieważ nie mają wstępu na teren rezerwatu. Według nas zwierzyny jest za dużo na tak małą powierzchnię rezerwatu, zwierzyna ta nie ma co jeść i wychodzi na pola uprawne - czytamy w liście adresowanym do prezydenta.
(w)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany