Ksiądz Szywalski przechodzi na emeryturę

Przyjaciel dzieci i młodzieży niesłyszącej, gitarzysta Johnny, kapłan, który jeździ po Raciborzu rowerem – ksiądz Jan Szywalski stał się legendą wśród wielu raciborzan. Jego posługa proboszcza dobiega końca. Duchowny za niedługo przejdzie na zasłużoną emeryturę. Jak zapamiętamy księdza Szywalskiego?
Ksiądz, który dostał powołanie w kołysce
Ksiądz Jan Szywalski urodził się w 11 czerwca 1937 roku w Otmęcie. W wyniku zawieruchy wojennej i przejścia frontu w 1945 roku, traci ojca. Od tego momentu wychowaniem trojga dzieci, w tym również Jana, zajmuje się matka Maria. Czternastoletni Janek wstępuje do Niższego Seminarium Duchownego, cztery lata później decyduje się na Wyższe Seminarium w Nysie. Po pięciu latach nauki, modlitwy i rozważań, przystępuje do święceń kapłańskich. W wyniku dalszych zdarzeń i niespodzianek, zostaje przeniesiony w 1969 roku do Studziennej jako wikary, a w 1973 roku wprowadzony na urząd proboszcza kościoła św. Krzyża. Po 52 latach kapłaństwa, ksiądz Szywalski przejdzie w najbliższym czasie na emeryturę. O wspomnieniach, pracy z niesłyszącymi uczniami i planach na najbliższą przyszłość, porozmawialiśmy z bohaterem artykułu.
Nasz Racibórz: Jak to się stało, że ksiądz został księdzem?
ks. Jan Szywalski: (śmiech) Już dawno temu zadano mi takie pytanie. Kiedyś, jak szliśmy pielgrzymkę z innymi młodymi księżmi na Jasną Górę, ktoś zadał pytanie: „dlaczego ksiądz jest księdzem”. To chyba wszystko za sprawką pobożności w naszej rodzinie. Nasze życie było mocno związane z wiarą. Proboszcz na moich prymicjach powiedział: „Jemu, Jankowi Pan Bóg włożył chyba powołanie do kolebki. Pamiętam go, jako małego, modlącego się chłopca, potem został ministrantem”.
NR: Nie pojawiły się nigdy wątpliwości, czy to był dobry wybór?
ks. JS: Naturalnie były wątpliwości, decyzja musiała być podjęta dojrzale, zwłaszcza, że żyliśmy w czasach socjalizmu. Wtedy cała ta propaganda ateistyczna nie przechodziła obok nas i mnie obojętnie. Cały czas słyszałem jak mówiono: nie ma Boga, wieczna materia – jedyna rzeczywistość. Niewątpliwie czasy te odcisnęły piętno. Ale jednak po maturze, jeden ksiądz, który był wewnętrznie ukształtowany, wyzwolił mnie z tych wątpliwości. Wiedziałem, że to była moja droga. Miałem wtedy 23 lata. Nigdy tego nie żałowałem, jakbym miał szansę to wybrałbym to samo. Praca kapłana ma bardzo duży plus: u księdza może być wykazana każda zdolność, pasja i hobby. Ksiądz może być mówcą, pisarzem, plastykiem, budowniczym, malarzem. Każda zdolność obok powołania, może zostać rozwinięta.
NR: A ksiądz posiada zdolność rozmawiania z osobami niesłyszącymi.
JS: To jest moje dodatkowe zadanie. Kiedyś byłem wikarym w Zabrzu, znajdowała się tam kaplica, gdzie odbywały się nabożeństwa dla głuchoniemych. Tamtejszy proboszcz zaproponował dla mnie i innych młodych księży kurs języka migowego. Prawie dokładnie 50 lat temu ukończyłem przeszkolenie z tego języka, ale tylko amatorsko. Wtedy jeszcze wiedza z migowego była szczątkowa. W każdym bądź razie polecono nam utrzymywać kontakt z osobami głuchymi. Jak tylko ukończyłem kurs, dostałem dyplom, biskup się o tym dowiedział i wysłał mnie do Raciborza.
NR: A więc praktyka języka przyszła w Ośrodku dla niesłyszących?
JS: Jeszcze nie. Religii wtedy nie było w szkołach. Częściej miałem wtedy do czynienia z ludźmi starszymi. Nadszedł jednak czas, że biskup zrobił mnie diecezjalnym pasterzem głuchych. Potem otworzyły drzwi do szkoły.
NR: Jak wspomina ksiądz pracę w szkole?
JS: Byłem bardzo zadowolony z tej pracy, ale muszę przyznać, nie zawsze udawało mi się zapanować nad młodzieżą. Może byłem za bardzo łagodny i rozpuszczałem dzieci, ale lubiłem to. Zawsze marzyłem o tym, aby religia nie miała o tyle uczyć, co się podobać. Spotkanie z księdzem powinno być radosnym spotkaniem.
NR: Jak się układała i dalej układa relacja z parafianami?
JS: Jeżeli wytrzymali ze mną 43 lata, a ja z nimi, to chyba jest dobrze (śmiech). Trzeba przyznać, że żyje nam się w zgodzie i ogólnym szacunku. To sprawka mojego poprzednika, który był dla siebie i parafian bardzo wymagający. Zyskał wielki szacunek, no i automatycznie to przeszło na mnie. Zastałem wszystko w idealnym stanie, a ja musiałem to utrzymać i dalej rozwijać. Wielkich zatargów z parafianami nigdy nie było. Boli mnie tylko, że wzrasta obojętność ludzi. Kiedyś centralnym punktem życia społecznego był kościół, dzisiaj ludzie kryją siebie i swoje sprawy w czterech ścianach.
NR: Co dalej, kiedy przejdzie ksiądz na emeryturę?
JS: Prawdę mówiąc nie wiem. Prawdopodobnie zostanę tutaj, w innym domu, bo nie jestem sam. Mieszkam z siostrą bliźniaczą. Żyjemy ze sobą od zawsze, dlatego nie wypada mi jej opuścić ani odwrotnie. Mamy na oku pewne propozycje.
NR: Dziękuję księdzu za rozmowę.
Raciborzanie o księdzu Szywalskim
Dyrektor SOSWNiS Agata Tańska:
Nasz Racibórz (NR): Kiedy ksiądz Jan Szywalski rozpoczął pracę w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Niesłyszących i Słabosłyszących?
Agata Tańska (AT): Trudno ustalić dokładną datę rozpoczęcia pracy księdza w naszym zakładzie. Religia weszła do szkół od 1990 roku, ale ksiądz Jan pracuje z naszymi dziećmi już około 50 lat. W minionych czasach, religia w szkołach była zakazana, ale ksiądz i tak przychodził, aby uczyć katechezy.
NR: Czy po przejściu na emeryturę zakończył się kontakt z księdzem Janem?
AT: Nie, wprost przeciwnie - dalej uczestniczy w życiu szkoły. Bierze udział w imprezach, spowiada nasze dzieci. Odprawia cotygodniową mszę świętą dla uczniów z Ośrodka.
NR: Kim dla dzieci jest ksiądz Jan? Jak odbierali go uczniowie?
AT: Jest on bardzo ważną dla nas osobą. Cały czas wspiera nas duchowo. Ksiądz Jan całe życie jest związany z naszym środowiskiem, zna nasze boleści, łączy ze światem wiary. Dzieci rozmawiają z nim o wszystkim. Jest osobą bardzo pokorną, pogodzoną z życiem. Wskazuje nam jak postępować i jak żyć – pokazuje osobom niesłyszącym, na czym polega wiara w Boga. Potrafi mówić o wierze obrazem, który daje poczucie rzeczywistości. Dzieci nabrały do księdza Jana dużego szacunku. One doskonale wiedzą, kiedy ksiądz przychodzi. Jak pojawia się na terenie ośrodka, zostaje otoczony przez dzieci. Swego czasu grał z nimi w szachy. Bardzo fajna postać, która dużo zrobiła dla dzieci i młodzieży.
NR: Czy pamięta Pani jakąś śmieszną historię związaną z kapłanem?
AT: Ks. Jan opowiadał historię biblijną poprzez migi. Kiedyś na Górze Św. Anny chciał opowiedzieć dzieciom jak to Pan Jezus jechał na osiołku. Pomylił jednak mig i zamiast osiołka zrobił się zając. To była bardzo śmieszna sytuacja, którą nie raz sobie przypominaliśmy.
NR: Dziękuję za rozmowę.
Ryszard Frączek
To jeden z tych ostatnich kapłanów pokolenia ks. prałata Stefana Pieczki, księdza Adama Krawca i Bernarda księdza Gadego, który kształtował w latach 80-tych społeczeństwo raciborskie. To jest gorliwy kapłan, mający swoje zasady, który bardzo dba o tradycje. Jeśli ktoś szuka księdza Szywalskiego, nie znajdzie go na plebanii, ale w kościele. Wraz z księdzem Pieczką był organizatorem Pieszej Pielgrzymki Raciborskiej do Częstochowy. Świetnie gra na gitarze, przez co nazywano go Johnny. Potrafi zjednywać wokół siebie ludzi młodych. Mało kto wie, że ksiądz jest świetnym twórcą literackim. Pisał felietony na temat poszczególnych przykazań dekalogu, a jak opisywał pielgrzymkę opolską to aż czuło się grochówkę. Jest chyba pierwszym księdzem, który jest otwarty na dialog, potrafiącym przyznać rozmówcy rację. Zawsze był spokojny i dążył do zgody. Często można spotkać księdza na rowerze. Kiedyś miał chyba starą radziecką ukrainę i chyba jeździ nią do dzisiaj.
BaFu
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.