Ksiądz nie przychodzi po pieniądze...

Styczeń, pierwszy miesiąc nowego roku. Czas karnawału, ale również niecodziennych odwiedzin. Zapewne usłyszeliście albo niedługo usłyszycie charakterystyczny dźwięk dzwonka. To kolęda z ministrantami i księdzem na czele przemierza klatki schodowe, no właśnie, po co?
Zapewne już nie raz spotkaliśmy się z tego typu pytaniem podczas przeglądania for internetowych czy słysząc przypadkowe rozmowy. Kolęda może być z różnych względów niezrozumiała lub nawet uznana przez niektórych za wymysł księży chcących sięgnąć po pieniądze wiernego parafianina. Owszem, nie można wykluczyć tego typu przypadków, które zdarzają się w kraju, ale nie należy też zakładać, że wyjątki potwierdzają regułę.
Media poświęcają wiele uwagi temu, w jaki sposób ludzie podchodzą do kolędy. Często zdarza się, że są to komentarze nieprzychylne, oskarżające duchowieństwo o dziwne praktyki nachodzenia domostw i mieszkań. Zapomina się jednak o zachowaniu pewnej obiektywności w przedstawianiu faktów. Potrzeba nam innego oglądu – perspektywy. Stąd postanowiliśmy zapytać o sens kolędy księdza Wojciecha Janusa, wikariusza z parafii św. Jana Chrzciciela w Raciborzu.
NR (Nasz Racibórz): Czym jest kolęda dla księdza?
Ks. W. (Ks. Wojciech Janus): Kolęda jest przede wszystkim chwilą bezpośredniego spotkania z parafianami, którym cały rok się służy. Jest to okazja takiego niesamowitego spotkania, bo zazwyczaj spotyka się nas tutaj, w kancelarii czy w kościele, czyli na takim gruncie, na którym wielu ludzi wie, że jakby nie jest u siebie, a teraz sytuacja jest odmienna. To my – księża – przychodzimy do parafian, czyli to my jesteśmy gośćmi, nie oni. Jest to okazja do wielu bardzo szczerych rozmów.
N.R.: Mimo tego komfortu nie zawsze jednak chyba udaje się nawiązać kontakt z gospodarzami?
Ks. W.: To prawda, niektórzy są zestresowani, mimo tego że są u siebie. Przyjmują księdza, ale ich sposób zachowania nie jest w jakiś sposób zachęcający do konwersacji. Często odpowiadają półsłówkami: „tak”, „nie”, no i wtedy rozmowa się skraca. Zawsze składam wszystkim życzenia i dziękuję za przyjęcie kolędy.
NR: Czyli wizyta nie powinna trwać zbyt długo. Z drugiej strony są zapewne bardzo gościnne rodziny, które potrafią przetrzymać księdza na dłuższy czas. Czy księża mają wyznaczoną godzinę, do której chodzą po kolędzie?
Ks. W.: To trudne pytanie (śmiech). Uważam, że kolęda powinna się kończyć o godziwej porze, czyli o 20.00, 21.00, i tak kończymy. Mamy ustalony plan, jest wyznaczona taka w miarę rozsądna liczba mieszkań. Godziny od 15.00 do 20.00 to spora ilość czasu. Uważam, że z szacunku do ludzi, nie może być rozsiadywania się na kolędzie, ksiądz nie powinien siedzieć u jednej rodziny 1,5 godziny. Staram się przeznaczyć na jedną rodzinę od 5 do 10 minut, dużo zależy od tego, jak się rozmowa klei, czasem jest tak, że człowiek by siedział i siedział, tematów jest wiele, a czasem człowiek wejdzie, zada pytanie, próbuje rozpocząć rozmowę od jakiś zajawek: „co słychać”, „jak zdrowie”, ale widzi, że spotkanie nie będzie długo trwało.
NR: Należy tutaj postawić pytanie, dlaczego niektórzy z nas podchodzą do odwiedzin z taką niechęcią? Być może boimy się tego, co powie ksiądz, że jesteśmy „wielkimi grzesznikami”, albo jeszcze gorzej, przychodzi po nasze pieniądze?
K. W.: Myślę, że żaden ksiądz nie idzie z nastawieniem do ludzi, żeby za coś ganić. Ksiądz idzie zobaczyć, jak się ludziom żyje i to od nich usłyszeć. Generalnie staramy się żeby ta kolęda przebiegła w atmosferze przyjaznej. W tym miejscu chciałbym jasno powiedzieć: ksiądz nie przychodzi po pieniądze! Ksiądz przychodzi żeby modlić się wspólnie z mieszkańcami domu i żeby prosić o Boże błogosławieństwo – to jest cel kolędy. Niektórzy zarzucają: „no bo ksiądz przychodzi po pieniądze”. My nie chodzimy po to i nawet tego nie wymagamy od parafian. Nie mówimy: „pani nigdy na kościół nie dała, niech pani więc nic od kościoła nie żąda” - tak na pewno nie ma. Ofiary u nas nie są obowiązkowe, są dowolne. Jeżeli ktoś chce, jeżeli jest to jego nieprzymuszona wola, może taką ofiarę księdzu złożyć.
NR: Na co są przeznaczane te ofiary?
K. W.: Pieniądze z kolędy nie są po to, aby ksiądz kupił sobie nowy samochód, jak się często zarzuca, ale na większe remonty w kościele czy przy kościele. Mają być one większym wsparciem dla parafii. Chcę też podkreślić, że pieniądze nie są obowiązkowe, ksiądz nie wyjdzie oburzony, że nie dostał pieniędzy. Wręcz czasem mam opory, jeżeli chodzi o branie ofiar. Byłem ostatnio u pani, która jest bardzo ciężko chora, mimo tego chciała przekazać ofiarę na kościół. Powiedziałem: „proszę zostawić te pieniążki sobie, bo pani choruje i na lekarstwa bardziej się przydadzą”, ale pani na to „absolutnie, że nie, niech mnie ksiądz nie obraża, proszę tę ofiarę przyjąć”.
NR: Często mamy okazję usłyszeć w mediach, że coraz mniej rodzin przyjmuje kolędę. Czy podobna sytuacja jest na Ostrogu?
K.W.: Niestety dostrzega się, że mniej ludzi przyjmuje, jest tendencja spadkowa. Już na chwilę obecną myślę, że kolędę przyjmuje, jeżeli chodzi o mieszkańców, mniej niż połowa ludzi na Ostrogu. Przykładowo w jednej klatce na dziesięć mieszkań przyjęły mnie trzy rodziny.
NR: Może teraz trochę bardziej pozytywnie – miał ksiądz na kolędzie jakąś śmieszną sytuację?
K.W.: Byłem niedawno u jednej rodziny i patrzę, już wychodząc, że pani ma w kuchni pierogi, mówię: „och pierogi, moje ulubione” (śmiech). No to pani mówi: „proszę się poczęstować, bo właśnie szykuję do zamrażania”. No i rzeczywiście poczęstowałem się pysznymi pierogami.
NR: Dziękuje bardzo za rozmowę.
K.W. Również dziękuję
Z księdzem Wojciechem Janusem rozmawiał Bartłomiej Furmanowicz
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany