Ich miłość zrodziła się w piekarni

Losy Luizy i Stanisława Kuców, którzy w zeszłym tygodniu świętowali Żelazne Gody były burzliwe. Ona wychowywała się w niemieckiej Nowej Wiosce, on przybył na te tereny ze Wschodu. Poznali się w piekarni ojca pani Luizy. Nim zamieszkali w Pietraszynie tułali się nieco po świecie.
Poznali się w piekarni, której właścicielem był ojciec pani Luizy. Pan Stanisław, który pochodzi ze Wschodu, z miejscowości Bryńce Zagórne w województwie lwowskim, skierowany został tu ze szkoły podoficerskiej na pogranicze. Długo ze ślubem nie zwlekali. - Pierwszy raz spotkaliśmy się w listopadzie, a w czerwcu było już wesele - wspominają. Od początku ich związkowi przyświecało słońce. - Dzień ślubu kościelnego, czyli 12 czerwca 1946 roku, był bardzo pogodny. Dopiero jak wracaliśmy do domu zaczął padać deszcz, a nawet grzmoty były - wspominają jubilaci. Choć nie brakowało i przeciwników ich małżeństwa. - Od brata dostało mi się, że sobie Polaka biorę - przyznaje jubilatka.
Po ślubie państwo Kucowie zamieszkali w Praczach, blisko Milicza pod Wrocławiem. - Tam wysiedlona została rodzina męża. Nie było tu nic, nawet okien, a drewno z lasu nosiłam do ogrzania - mówi pani Luiza. To właśnie tutaj urodziło się troje dzieci państwa Kuców: córka Regina i dwaj synowie: Stanisław i Henryk. - Mama nie chciała tam mieszkać, ciągnęło ją w rodzinne strony, do Raciborza - zdradza córka Regina.
Pani Luiza celu swojego dopięła i po 7 latach państwo Kucowie powrócili do Raciborza. Osiedlili się tu w mieszkaniu przy ul. Wieczorka. - Tato pracował w Azotach w Kędzierzynie-Koźlu, a mama w mydlarni na Londzina - mówi pani Regina. Jednak to nie był szczyt marzeń jubilatki. - Mama zawsze chciała mieć swój dom. Znaleźli go w Gaszowicach, gdzie nie było nic, ani prądu, ani wody, same pola - wspomina pani Regina.
Po 5 latach pan Stanisław znalazł do kupienia gospodarkę w Pietraszynie. - To dopiero była ruina, pole nieobsiane, drzewami porośnięte. Spaliśmy w stajni pod parasolami, a jak już zbiory były i dom rodzie budowali, to do łóżek przez to zboże chodziliśmy - opowiada córka świętujących Żelazne Gody.
Doczekali się 10 wnucząt i 16 prawnucząt. Jeden z wnuków Marcin Kuczera na 65-lecie ślubu dziadków zrobił im niespodziankę i spisał ich historię wierszem:
Rok czterdziesty piąty znacie
Koniec wojny wspominacie
Wtedy Ruscy Staszka wzięli
i do wojska zaciągnęli
szkołę oficerską zrobił
i szefa kampanii zdobył
Tak to dla granic obrony
Dotarł w Nowej Wioski strony
Jadła wojsku było trzeba
U Matusza szukał chleba
Piekarz piękne miał córeczki
Wojsku zacne były kiecki
Tak to Staszek na swej drodze
Dojrzał Luizę na ogrodzie
A że szwarna dziewka była
Wnet mu w głowie zawróciła...
Co zapewnia jubilatom długowieczność i tak dobrą formę? Pani Luiza wskazuje na truskawki, które są dla niej lekarstwem na wszelkie zło i które uwielbia. Pan Stanisław przyznaje, że unika lekarstw. - Tato mówi, żebyśmy go nie truli, gdy podajemy mu jakieś lekarstwa, a obydwoje do dziś jeszcze lubią pokopać sobie w ziemi - zdradza córka. - Ruch nigdy nikomu nie zaszkodzi - podsumowują szczęśliwi jubilaci.
16 czerwca z życzeniami świętujących Żelazne Gody odwiedził burmistrz Krzanowic Manfred Abrahamczyk.
JaGA
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.