Graf poczuł się jak u siebie

Dziś w Krzyżanowicach przebywał 43-letni Michel Graf Lichnowsky, potomek byłych właścicieli dóbr krzyżanowickich i w sąsiedniej czeskiej Chuchelnie. Przyjechał do Polski z Japonii wraz z żoną Chikako Hashimoto. Parę gościł i był jej przewodnikiem wójt Leonard Fulneczek.
Pradziadek Michela, Karol Maksymilian, przyjaciel cesarza Niemiec Wilhelma i niedoszły pasażer Titanica, mieszkał w pałacu w Krzyżanowicach z żoną Matyldą do 1920 r. Dziesięć lat później rodzina, w XIX w. najbogatsza na pograniczu śląsko-morawskim (należały do niej pałace w Chuchelnej i Grodźcu – Hradec nad Morawicą w Czechach), sprzedała krzyżanowicką siedzibę. Kupiły ją siostry franciszkanki i do dziś prowadzą tu dom pomocy społecznej. Syn Karola, Wilhelm, po II wojnie światowej wyemigrował do Brazylii. Tam urodził mu się syn Feliks, który z kolei doczekał się trzech synów – Roberta, Eduarda i Michela, który dziś przyjechał w sentymentalną podróż na Górny Śląsk. Odwiedził także Opawę, Chuchelną, Hradec i Woszczyce niedaleko Orzesza, rodowe gniazdo familii. Towarzyszyła mu żona Chikako Hashimoto. Parę gościł wójt Leonard Fulneczek, jednocześnie jej przewodnik.
- Poczułem się tu kimś docenionym, jakbym się tu już kiedyś przechadzał – mówi zadowolony z przyjęcia. Wychował się w Rio de Janeiro, ale jest typowym obieżyświatem, bo Brazylia, jak twierdzi, to niestrawna dla niego mieszanka kultur i narodów. Dużo podróżuje, ostatnie trzy lata mieszkał w Japonii, niedaleko Tokio. Jak sam podkreśla, jest zwykłym człowiekiem, choć zachował godność szlachecką (podpisuje się jako graf, a jego najstarszy brat dzierży tytuł książęcy). Fascynuje go Europa, bardzo mu się podoba Górny Śląsk.
– Ma kilka pomysłów na to, by się tu znaleźć, bo chce znów przyjechać – mówi wójt Leonard Fulneczek. Na razie mówiono o udziale najstarszego z braci Roberta i córki Michela w dorocznym koncercie majowym ku pamięci Liszta i Beethovena, których do Krzyżanowic sprowadzili właśnie Lichnowscy. Robert gra bowiem na gitarze, a jego bratanica na skrzypcach.
Michela najbardziej cieszy dobre zdrowie. Konta nie ma już tak zasobnego, jak jego przodkowie. Z dawnej potęgi pozostał tylko tytuł. Nie ma już pałaców i ogromnych połaci ziemi. Z czego więc szacowny graf się utrzymuje? – W młodości sporo czasu spędzałem nad oceanem. Uwalniał mnie od nacisków, przymusów. Dawał mi przestrzeń. Moją pasją stał się surfing. Żyję z produkcji desek do surfingu, robionych na indywidualne zamówienie. Prowadzę też szkółkę – ujawnia.
Więcej o grafie, jego apodyktycznym dziadku, chwilach, w których pił na umór, historii jego miłości do Chikako, za niskich japońskich domach i babce, która pielęgnuje pamiątki po rodzinie już wkrótce na portalu naszraciborz.pl
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany