Smog w Raciborzu to realna sytuacja a nie science fiction. Sprawa miernika powodem sporu na sesji

Radny Dawid Wacławczyk tłumaczył, że żarty ze smogiem się skończyły. - To realna sytuacja a nie science fiction - zobrazował zagrożenie. Raciborski Alarm Smogowy dostarcza dowodów. Pomiary w Raciborzu przynoszą zatrważające wyniki. Normy przekraczane są o ponad 200, a nieraz nawet 900 proc. - Badania Raciborskiego Alarmu Smogowego dowodzą, że rzeczywistość jest gorsza niż modelowanie prowadzone przez służby wojewódzkie. Choć komunikaty WIOŚ mówią o tym, że zagrożenia nie ma - badania prowadzone w centrum miasta pokazują, że jest inaczej - normy sa przekroczone o kilkaset procent, ludzie biegają, dzieci w szkołach ćwiaczą na dworze, przedszkolaki i dzieci ze żłobków sa wyprowadzane na spacery - tłumaczył Wacławczyk. Rajca i jego koledzy z klubu PiS uważają, że czas pogłębić świadomość. Pomoże w tym stacja mierząca jakość powietrza. Pomysłodawcy mają już dość obietnic ze strony władz powiatu, że sprawa zostanie załatwiona, bo na obietnicach jak dotąd się kończyło. Uznali, że o 120 tys. zł można zmniejszyć przyszłoroczny budżet na zakupy sprzętu w szpitalu.

Przeciwny takiemu rozwiązaniu był starosta Ryszard Winiarski. Jego zdaniem nie można odbierać lecznicy pieniędzy skoro jej potrzeby w tym względzie szacowane są na 7 mln zł, samorządowcy innych powiatów zazdroszczą nam szpitala, a na dodatek waży się kwestia jego finansowania w ramach nowego systemu ochrony zdrowia. Starosta nie jest też przeciwko walce ze smogiem i zakupowi stacji, ale jego zdaniem dołożyć powinny się też inne samorządy. Temat zamierza poruszyć w styczniu na spotkaniu z ich przedstawicielami. Podobnego zdania był radny Adrian Plura. - Niech inni się wypowiedzą, czy ich to interesuje - dodał. Wniosek radnych PiS przepadł, bo nie poparł go zarząd powiatu. Uznano jednak, że starostwo da innym dobry przykład i zgodzono się wyasygnować na zakup stacji 10 tys. zł.

(waw)