Co raciborzanie zrobili dla swojego miasta?

Wykład pod tym tytułem zorganizowano dziś w siedzibie Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej. Temat podjął uznany raciborski historyk Paweł Newerla. Mówił o prywatnych fundacjach znanych raciborskich przemysłowców - Schlesingerach, Domsach, Polko czy Emilu Pyrkoschu. Ciekawa prelekcja zakończył się burzliwą dyskusją. Poniżej refleksje Artura Wierzbickiego, radnego powiatowego.
Mecenas Paweł Newerla, którego wielce szanuję zaprezentował plejadę osobowości naszego miasta, która pozostawiła po sobie namacalny ślad. Poznaliśmy wielkich przedwojennych fabrykantów, po których zostały domy, lecznice , skwery lub tylko widokówki przedstawiające ich wkład w rozbudowę miasta. Coś jednak zostało. I chyba tylko Ośrodek dla Niesłyszących i Słabosłyszących ufundowany przez raciborskich masonów pełni do teraz swoją pierwotną rolę.
Przywołano m.in. Kowala Paska, Schlesingera, Joannę Galli, Franza Domsa czy Adolfa Polko. Ci majętni raciborzanie nie tylko bogacili się tutaj. Wzbogacali oni przestrzeń użyteczności publicznej. Wątpię, aby robili to kierowani czystym odruchem altruizmu. Jednak nie odmawiam bogatym kierowania się potrzebami wyższego poziomu.
Z archiwalnych zapiskach znajdujemy informacje, jakie to dary otrzymało nieistniejące obecnie Realne Gimnazjum przy pl. Mostowym. Adolf Polko ufundował oświetlenie gazowe dla tej szkoły, Emil Pyrkosch salę chemiczną. Obecny na sali redaktor Grzegorz Wawoczny wspomniał, że protestanci we własnym interesie, by ich dzieci mogły się dobrze kształcić, uzyskali zgodę władz państwowych (początek XIX w.), by powstało w Raciborzu Królewskie Protestanckie Gimnazjum – szkoła dość elitarna. Dziś w jej murach odnajdujemy znany i szanowany Ekonomik. Jak widać zapobiegliwość rodziców o rzetelne wykształcenie dzieci nie była obca i wówczas. Tamte szkoły chętnie przyjmowały wszelkie dary w tzw. zbożnym celu. Zjawisko to nie jest odosobnione współcześnie.
Wykład mec . Newerli można było podzielić na dwie części. Ta, do końca roku 1945 r. zawierała liczne przykłady i nazwiska dobrodziejów miasta. Natomiast wszystko co działo się po 1945 r., można było zdefiniować jako „czyn społeczny”. Prelegent tłumaczył się tym, że Urząd Miasto nie posiada informacji o dobrodziejach i fundatorach.Za PRL-u nie było własności prywatnej, którą można było przekazać legalnie władzy ludowej w prezencie. Ratusz nie był też w stanie wskazać czegoś, co powstało „pro publico” po 1989r z pieniędzy donatora. Nadmienię, że przed wojną rada miasta w uznaniu zasług swoich dobrodziei nadawała ich imiona skwerom i ulicom. Tym sposobem w sposób niematerialny uhonorowano m.in. Adolf Polko czy Emila Pyrkoscha. Włodarze wiedzieli jak bezkosztowo dbać o swoich zacnych obywateli.
Socjalistyczna historia powojennego Raciborza obfitowała w przykłady działań obywateli dla swojego miasta. Jak już pisałem, były to tzw. bezimienny czyny społeczny. Paweł Newerla przywołał kilka przykładów. Zebrani usłyszeli o czynie społeczników Milicji Obywatelskiej, którzy wybudowali w 1946 roku cmentarz czerwonoarmistom lub stadion OSiR wybudowany w latach 1964-1971 przez lud pracujący zakładów przemysłowych z terenu Raciborza. Trzecim i ostatnim przykładem czynu społecznego, jaki przywołał prelegent była akcja społeczna, którą spowodowała powodzi w 1997r. Wszyscy starali się pomóc potrzebującym i nikt nie domagała się za to pochwały.
Do tego momentu wykład w TMZR wyglądał jak zawsze. Wszyscy słuchali, a jedna osoba mówiła. Jeżeli do tej pory słuchacze zdawali się jedynie na wiedzę prelegenta, to przywołanie obrazu powodzi spowodowało żywą dyskusję.
Puszką Pandory była informacja o pomocy jaką dostaliśmy po powodzi ze strony Niemców, Szwedów i Duńczyków; a o której nie ma wzmianki na stronie ZWiK Racibórz. Ktoś z sali zdołał dopowiedzieć, że maszyny były z Danii oraz Szwecji, ale to Polacy na nich pracowali. Nie wiem, w którym momencie dokładnie rozgorzała emocjonalna dyskusja o powodzi. Wiem, że pojawiło się jeszcze nazwisko dr. Herberta Hupki, który zorganizował wielomilionową pomoc z budżetu Niemiec dla zniszczonej oczyszczalni ścieków w Raciborzu. Od tej chwili pojawiły się w rozmowie tzw. „niemieckie demony”. Obecny na zebraniu Bolesław Stachow zwrócił uwagę Pawłowi Newerli, że z przetaczanych przez niego przykładów wynika, że w swej historii miasto zyskuje jedynie za sprawą Niemców.
Uwagi Bolesława Stachowa nie były tylko jednostronne. Wspomniał też on, że zacierane są elementy historii powojennej, które nie pasują obecnej władzy samorządowej. Budynek gdzie dziś znajduje się PWSZ w Raciborzu przed wojną rozpoczął budować Związek Polaków w Niemczech. Po wojnie, gdy powstało tu Studium Nauczycielskie stosowne informacje i zdjęcia wisiały jeszcze w budynku głównym. Jednak w chwili, gdy budynki przejął samorząd informacje ta zaginęły. Po przekazaniu szkoły dla państwa nie udało się odtworzyć dowodów na przedwojenny polski rodowód tego terenu.
Paweł Newerla tłumaczył, że jego intencją nie było udowadnianie, że w mieście mamy jedynie wkład niemiecki. Był podany przecież przykład Żyda czy Włochów. Nie podano przykładu żadnego Polaka. Prawdopodobnie w tamtych czasach Polacy nie byli zbytnio majętni. Jeśli chodzi o obecne czasy to magistrat nie posiada wiedzy o powojennych darowiznach lub innych przykładach materialnego wkładu osób fizycznych na rzecz gminy.
W tej spontanicznej dyskusji pojawił się jeszcze przykład niszczenia płyt pamiątkowych w Rudach przez członków mniejszości narodowych, ale tego wątku nie kontynuowano. Zaistniałą sytuację tonowały upomnienia i wypowiedzi byłej prezes TMZR Haliny Misiak. Wspomniała ona, że kiedyś to byli mecenasi i pozostawiali coś trwałego po sobie. Nie było mowy o powinnościach, a mówiono o pomocy lub altruizmie. Teraz już nie ma takich przykładów.
Wspomnę jeszcze, że Grzegorz Wawoczny starał się rozbudować obraz jaki roztoczył zacny prelegent. Zebrani usłyszeli, że po powodzi pomoc udzielili nam nie tylko Niemcy. Raciborzanin Jacek Wojciechowicz przekazał miastu dar Warszawy w wysokości 250 tyś. zł, Henkel przekazał milion złotych, a ogromną pomoc finansową udzielił WFOŚiGW.
Reaktor Wawoczny nawiązał też do poruszonego wcześniej wątku szczodrości bogatych mieszkańców. Wspomniał on, że obecnie przedsiębiorcy, o ile coś dają, to tak, by nie płacić podatków, czyli po cichu. Jednak tej wypowiedzi prawdopodobnie już nie słyszeli wszyscy słuchacze, gdyż były już prowadzone dyskusje w podgrupach.
Paweł Newerla wyraźnie zmęczony tym niecodziennym żywiołowym spotkaniem w TMZR przedstawił ostatni slajd swojej prezentacji. Przedstawił na nim informację z tutejszego Urzędu Skarbowego, z którego wynikało, że w 2014 r. w Powiecie Raciborskim było 27 milionerów. W stosunku do roku 2013 nastąpił wzrost o 4 osoby. Mecenas zakończył tę wypowiedź pytaniem retorycznym: Czy nie można się pokusić, aby te osoby coś ufundowały dla miasta?
Po tej wypowiedzi pojawiły się z sali jeszcze pytania o Bank Spółdzielczy, w który przed wojną inwestowali mieszkańcy Raciborza i jego powiązania z Bankiem Słowiańskim W Belinie. Paweł Newerla tłumaczył ponadto, że nie wspomniał o odnowionym niedawno Pałacu Biskupim, bo jest on inwestycją komercyjną, a nie użytku publicznego.
Miałem wrażenie, że rozpoczynająca się noc będzie za krótka na omówienie wysokich kwestii pobocznych, nie mówiąc już o głównym temacie spotkania.
Spotkanie zakończył stanowczo Janusz Ploch słowami: Nie wiem jak długo to spotkanie może jeszcze trwać. Musimy jednak kończyć. Myślę, że Pan Paweł jeszcze nas tutaj wspomoże swoją wiedzą.
Mec. Newerla otrzymał na zakończenie różę od prowadzącego spotkanie. Już samo zakończenie spotkania, wydawało się nagrodą dla prelegenta. W krótkim czasie sala wykładowa opuszczała, a nieliczni zebrani udali się na przygotowaną wcześniej kawę.
Są tematy, które są jak zapalnik. Wywołują one żywiołowe dyskusje i niestety prowadzą jedynie do ślepych zaułków. Mówi się, że gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania. Na tym spotkaniu zdań było więcej, o wiele więcej. Czyżby TMZR stał się klubem dyskusyjnym? Trochę mnie przeraziły te wątki narodowe negatywnie nacechowane. Mój Boże, nie jesteśmy przecież monolitem umysłowym i etnicznym. Każdy może wyrazić kulturalnie swoje zdanie, oby nie urazić drugiej osoby.
Słuchając pięknych przykładów Pawła Neweli o przedwojennych bogaczach-filantropach, którzy byli dopieszczani przez radę miasta różnymi honorami miałem czasami przed oczyma obraz pracy w przedwojennych fabrykach jaki opisał m.in. Władysława Reymonta w „Ziemi obiecanej ”. Rozwijający się przed wojną w Raciborzu syndykalizm wśród robotników nie był spowodowany jedynie modą. Nie dziwię się, że bogaci w jakiś sposób dzielili się częścią swego majątku. Dzielili się i pozostawiali po sobie materialne ślady. Nie mam pojęcia, jak była zachowana równowaga między wpływowym fabrykantem, a miejscową radą miasta. Pewnie było to trudne. Wymienionych wyżej przedsiębiorców już nie ma. Ich budynki pozostały i służą kolejnym pokoleniom.
Żal jednie, że prze ostatnie 70 lat nie udało się stworzyć monografii miasta lub powiatu, w której można znaleźć nazwiska zasłużonych dla rozwoju tej ziemi mieszkańców. Jedynie I L.O. w Raciborzu prowadzi rejestr wybitnych absolwentów tej szkoły rozsianych po całym świecie. Współcześnie mieszkańcy nie tylko majątkiem przyczyniają się do rozwoju miasta. Wygląda na to, że jeżeli nie pozostanie po nich dom lub fabryka, to w relacjach przyszłych historyków też się nie znajdą. Chyba wiemy o więcej po przedwojennym Raciborzu, niż o tym powojennym.
Artur Wierzbicki
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany