W zawodzie dotknęłam już ściany...

Na swoim koncie ma tytuł Nauczyciela Roku i Profesora Oświaty. Przez uczniów okrzyknięta została mianem kumpla, kosy i mistrza. O kim mowa? O nauczycielce biologii z II Liceum Ogólnokształcącym w Raciborzu, Bogumile Bąk, która po ostatnich sukcesach nie zamierza spocząć na laurach.
Tytuł Nauczyciela Roku przyznano raciborskiej nauczycielce w 2003 roku, a Profesorem Oświaty została w tym roku. Zapytaliśmy Bogumiłę Bąk o jej sukcesy, a także o to, dlaczego wybrała pracę w szkole.
Co trzeba zrobić, by zostać Profesorem Oświaty?
W tym roku tytuł ten nadawany był po raz trzeci. W całej Polsce przyznano go 13 osobom, a ze Śląska byłam ja i nauczyciel fizyki z Katowic. Wniosek o nadanie tytułu przygotowuje dyrektor szkoły, składa do kuratorium, w kuratorium zgłoszone wnioski przechodzą przez niezłe sito, by wybrać tych kilka, które zgłoszone zostaną do ministerstwa. Tam trafia ok. 100 wniosków z całej Polski. 14-osobowa kapituła powołana przez Ministra Edukacji dokonuje wyboru.
Tytuł Profesora Oświaty traktuje Pani jako swoje największe osiągnięcie zawodowe?
Jest to dla mnie ważne wyróżnienie. Jednak, muszę przyznać, że były nagrody i wyróżnienia, które cenię sobie bardziej. Gdy zostałam Nauczycielem Roku 2003 emocje były większe. Ten tytuł zdobywa tylko jedna osoba w Polsce w danym roku. Sympatyczne i bardzo ważne są dla mnie nominacje w kategorii Kumpel, Kosa i Mistrz w konkursie "Złoty kaganek" zorganizowanym przez "Gazetę Wyborczą" w Katowicach, bo do tych nominacji zgłaszają uczniowie. A tak naprawdę to najbardziej cieszę się z sukcesu, który osiągam razem z uczniami, Tak np. Jest, gdy zdobywają oni tytuły laureata lub finalisty Olimpiady Biologicznej czy Wiedzy Ekologicznej. Tytuł Honorowego Profesora Oświaty jest dla mnie podsumowaniem zawodowego dorobku.
Co dalej? Co chciałaby Pani jeszcze uzyskać, zdobyć?
Nauczyciele używają określenia: "dotknęłam ściany". Nie ma już innych wyższych wyróżnień, tytułów czy stopni awansu, których nie otrzymałam. Brakuje mi tylko Krzyża Zasługi za długoletnią służbę, ale mam zamiar jeszcze trochę pracować. Tak naprawdę nie wiem jeszcze, co chciałabym zrobić nowego, ciekawego. Pomysły przychodzą niespodziewanie, poszukuję inspiracji u innych, czasem rodzą się w trakcie pracy z uczniami. Chętnie korzystam z pomysłów proponowanych właśnie przez nich.
Od kiedy pracuje Pani w zawodzie nauczyciela?
Pracę zaczęłam w 1978 roku, w Szkole Podstawowej nr 1 w Raciborzu, gdy powstały gimnazja, zostałam nauczycielem w Gimnazjum nr 2, a od 2003 roku jestem nauczycielem biologii w II LO im. A. Mickiewicza w Raciborzu. Wcześniej miałam tutaj kilka godzin, a w 2003 r. dyrektor Leszek Wyrzykowski zaproponował mi pracę na cały etat. Targały mną wątpliwości, czy sobie poradzę, czy mam wystarczającą wiedzę. Nowa praca i nowe wyzwania kosztowały mnie wiele wysiłku, teraz wiem, że moja decyzja była najlepszą, jaką mogłam podjąć. Ta zmiana wniosła wiele świeżości do mojej pracy zawodowej oraz kontaktów z ludźmi. Praca w liceum przynosi mi sporo satysfakcji i niesie wiele wyzwań. Nauczyciele nie borykają się tu z tyloma problemami wychowawczymi, młodzież jest zmotywowana, a większość wie, czego chce.
A jak to się stało, że wybrała Pani pracę w szkole?
To był czysty przypadek. Skończyłam zootechnikę, a później zajęłam się wychowaniem dzieci. Bycie matka jest rzeczą piękną i przez prawie cztery lata pozostawałam w domu, poświęcając swój czas dzieciom. Z niecierpliwością czekałam, kiedy pójdą do przedszkola, a ja będę mogła pójść do pracy. Uważałam, jak większość ludzi, która nie zna specyfiki zawodu nauczyciela, że praca w szkole to dużo wolnego czasu: są wakacje, ferie i święta. Jednak szybko zweryfikowałam swój wizerunek szkoły i przekonałam się, że pracując jako nauczyciel, czasu wolnego ma się niewiele.
Czy żałowała Pani kiedyś swojego wyboru?
Nigdy. Praca w szkole to moja misja i pasja, bardzo lubię uczyć. Wstawanie rano i pójście do pracy nie jest problemem, nie jest nim również przyjście w swoim wolnym czasie, np. w ferie. Jeżeli tylko mogę, jestem tam, gdzie mnie potrzebują. Gdybym drugi raz miała podjąć decyzję o wykonywanym zawodzie, to może jeszcze nad pracą lekarza bym się zastanawiała.
Co najbardziej odpowiada Pani w pracy nauczyciela?
To, że zawsze coś się dzieje. Każda lekcja jest inna, każda klasa jest inna, nie ma nudy. Satysfakcję przynoszą przede wszystkim wyniki osiągane przez uczniów, gdy widzę statystyki maturalne i wiem, że poziom naszych uczniów był wyższy niż średnia w województwie, gdy słyszę, że moi uczniowie bez problemów dostają się na studiach i świetnie sobie na nich radzą.
A co jest wadą tego fachu?
To, że tak naprawdę nigdy nie ma się wolnego czasu. Szkoła staje się domem, a dom szkołą. Gdy nie ma się wsparcia rodziny, trudno jest wykonywać ten zawód z pasją i oddaniem, dlatego jestem wdzięczna mojemu mężowi, że gotuje obiady, robi zakupy. Aby zrealizować to, co zaplanowałam w szkole, muszę wiele czasu poświęcić w domu, zawsze mam do poprawiania sprawdziany, kartkówki i oczywiście stale przygotowuję nowe.
A jak już się znajdzie wolna chwila, to jak Pani ją spędza?
Uwielbiam teatr i koncerty – to taka moja pasja poza pracą. Jako biolog kocham zwierzęta, kwiaty, mam dwa koty, w szkole rybki i mnóstwo roślin wokół siebie. Drugą moją miłością jest teatr, dobra muzyka. Każdą wolną chwilę staram się spędzać na jakimś koncercie czy spektaklu teatralnym. Podczas moich wyjazdów do Warszawy odwiedzam teatr Roma, jestem w stanie jechać na drugi koniec Polski, gdy coś mnie zaciekawi.
O tym, że energii i pozytywnego szaleństwa Pani nie brakuje, świadczy m.in. udział w programie "Dla ciebie wszystko"? Jak to się stało, że trafiła Pani do tego programu?
W programie wzięłam udział na zaproszenie realizatorów. W 2003 roku, gdy zostałam Nauczycielem Roku , zadzwonili do mnie z TVN i zaprosili na casting do programu “Dla ciebie wszystko”. Pojechałam do Krakowa na test psychologiczny. Po kilku dniach ponownie zadzwonił telefon i otrzymałam zaproszenie na nagranie, tym razem do Warszawy. Przejście po gzymsie Pałacu Kultury i Nauki nie było łatwe, to była straszna adrenalina. Zastanawiam się, oglądając po latach nagranie, "Gdzie i jak ja tam wlazłam?". To bardzo trudne zadanie wykonałam dla mojego syna – Kuby, by mogło spełnić się jego marzenie, by mógł spotkać się z Jurkiem Dudka w Liverpoolu. Słysząc jego podziękowanie, bardzo się wzruszyłam i wiem, że warto było to zrobić, trochę również dla siebie. Jeżeli czegoś bardzo się chce, to musi się udać, mnie się bardzo wiele udało.... i myślę, że jeszcze sporo przede mną.
Z Bogumiłą Bąk rozmawiała Joanna Jaśkowska
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany