Jak tam w kryminale

Tegoroczne wakacje miałem okazję spędzać w Zakopanem. Najlepszą rozrywką dla tysięcy mieszczuchów z małymi dziećmi jest tu spacerowanie po Krupówkach, bo jakkolwiek na Gubałówkę można wjechać w rozsądnym czasie, to kolejka do wagoników na Kasprowy Wierch zajmuje bite kilka godzin. Nie kusząc się więc na zdobywanie szczytów po prostu próżnowałem miło z rodzinką na wspomnianych Krupówkach, raz tylko zaglądając pod skocznię i czasami do aquaparku.
Atrakcją Krupówek są mimowie i przebierańcy, szczególnie malowany na złoto góral o profilu Piotra Kupichy z zespołu Feel oraz czarownica o wyreżyserowanych ruchach, zapewne aktor bądź aktorka (trudno było wyczuć płeć). Razu pewnego jednak córkę przygarnął miś. Kazał jej stanąć do zdjęcia a potem poprosił „co łaska”, zapewniając, że większość „wyskakuje z piątala”. Miś był trochę na gazie, ale kulturalny i familiarny. – A wy skąd jesteście? – zapytał. – Ze Śląska – odpadła żona. – A dokładnie? – dopytywał. – Z Raciborza – wyjaśniliśmy dumnie. – Aaa, was tam też podlało – powiedział miś z troską (końcówka lipca upłynęła na Podhalu pod znakiem ulew i powodzi). – A kryminał u was jeszcze działa? – zapytał po chwili.
- Krucafiks – pomyślałem. Wydawało mi się, że poza powodzią jesteśmy znani z Zozoli Mieszka, kotłów Rafako i elektrod dawnego ZEW-u. A tu masz. Miś w Zakopanem zna Racibórz z kryminału. – Pewnie spędził tam kilka lat swojego życia – przypuszczała żona. Ja jednak zrozumiałem, że nieprzypadkowo na monecie 2 zł „Racibórz” wyemitowanej przez NBP znalazła się wieża więzienna, zwana ku pokrzepieniu serc basztą, a na nowym znaczku Poczty Polskiej tam sama wieża, tyle że w towarzystwie Kolumny Maryjnej. Przecież Racibórz kojarzy się z więzieniem, więzienie z Raciborzem, no może też z Wronkami. Jesteśmy skazani – dosłownie – na wizerunek miasta z „ciupą”. Miś jest tego najlepszym dowodem. Nie ma co kombinować z zamkiem, Eichendorffem, Odrą i czym tam bądź. Więzienie to nasza przyszłość. Podziękujmy Armii Czerwonej, że w 1945 r. zburzyła w centrum Raciborza prawie wszystko, poza wiezieniem i sądem. To teraz procentuje.
Dość jednak ironii. Racibórz od lat ma problem z wizerunkiem. A to jesteśmy Bramą Morawską (geograficzne kłamstwo), miastem młodości Eichendorffa, królestwem gotyku, zieloną oazą kultur. Ludzie w Polsce znają nas jednak z powodzi no i z kryminału. Taki sam problem ma cały Górny Śląsk. Pszczyna, lasy rudzkie, Raciborszczyzna i Tarnowskie Góry giną w ogólnym smrodliwym postrzeganiu naszego regionu. Z badań opublikowanych przez „Rzeczpospolitą” wynika, że Górny Śląsk to najmniej chętnie odwiedzane przez Polaków miejsce. Prowadzona przez władze wojewódzkie kampania „Śląskie. Czysta energia” nic tu chyba nie zmieni. A co zmieni?
Weźmy przykład Cieszyna czy Opawy. Te miasta jakoś sobie poradziły z wizerunkiem. Cieszyn znany jest z zabytków i festiwalu filmowego. Przyjechać do Cieszyna to nie wyprawa na Górny Śląsk. Podobnie czeska Opawa, w Czechach postrzegana jako miasto przyjazne turystom i to w rankingu przez samych obieżyświatów tworzonych. Racibórz zawsze kojarzony był z zielenią. Dziś po tym wizerunku zostały strzępy. Mówi się raczej o dynamicznym Rybniku. Racibórz zaginął w mentalności Polaków, z sąsiedztwa i całego kraju, stał się jakimś tam miasteczkiem, z którego są niezadowoleni sami jego mieszkańcy. Utrwala się stereotyp o mieście wielkiej powodzi i nieszczęsnego kryminału. Od 1990 r. władze miasta nic nie zrobiły na rzecz kreacji dobrego wizerunku Raciborza. Czas w końcu się za to mocno wziąć. Trzeba jednak pamiętać, że potrwa to nie krócej od lat, które ostatnio przespano.
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany