Hamlet, angielski dzwoneczek i raciborski sentymentalizm

Mam wrażenie, że raciborski sentymentalizm zaczyna nam przeszkadzać. Zamiast być li tylko elementem spotkań towarzyskich albo pogadanek historycznych, stał się częścią lokalnej polityki.
Kiedy w 1825 roku Stephenson z powodzeniem poprowadził parowóz Locomotion ze Stockton do Darlington, ogromnym zaskoczeniem była rzesza ludzi chcących skorzystać z tego nowego środka lokomocji. Jako że podstawiono tylko jeden wagon osobowy, entuzjaści kolei obsiedli węglarki, dając symboliczny początek współczesnej erze homo viatora, czyli prącego do przodu człowieka podróżnika.
Po kolei przyszły samochody, a po nich samoloty. Nie wszystkich te nowinki przekonywały, stąd też przez pewien czas w Anglii, przed lokomotywą uważaną przez część ówczesnych ludzi za plującego parą żelaznego diabła, kroczył pracownik kolei z dzwoneczkiem. Dawał nim sygnał, że diabeł się zbliża. Wielu ze strachu, na czas przejazdu, zamykało się w piwnicach.
Od tamtych czasów minęło blisko 200 lat, ale obawa przed czymś nowym wciąż mocno tkwi w ludziach. Pokazuje to przykład kina Bałtyk, które od lat mierzy się dzielnie z gospodarką wolnorynkową i wizją otwarcia w naszym mieście miniplexu. Nie mam nic przeciwko Bałtykowi, łza kręci mi się w oku, kiedy wspominam zakupy w latach 80. w zamkniętym w grudniu Berlinioku, zgodzę się, że nie samymi Biedronkami miasto żyje, ale nie mogę zrozumieć raciborskich radnych, którzy potrafią godzinę hamlezytować o starym, poczciwym raciborskim kinie z Londzina, dzieląc się publicznie wspomnieniami i zwierzeniami.
Nie ma to nic wspólnego z zarządzaniem miastem. To bowiem polega m.in. stworzeniu warunków do rozwoju, a nie forum do ckliwych opowiastek opłacanych dietami przez podatników.
Mam wrażenie, że raciborski sentymentalizm zaczyna nam przeszkadzać. Zamiast być li tylko elementem spotkań towarzyskich albo pogadanek historycznych, stał się częścią polityki. Chcemy wielkiego Raciborza, ale najlepiej tego z lat 80, broń Boże czegoś nowego, bo od razu dyskusja po co, na co, dawniej to było lepiej itd.
Kapitał, konkurencja, globalizm, a przede wszystkim młodzi ludzie nie znoszą takiego myślenia. Idą tam, gdzie jest nowocześniej. Idą do miast, które chcą się zmieniać. Władze mają dbać o to, by te zmiany robiono z głową. Tylko tyle i aż tyle.
Na sentymentalny uwiąd cierpieli patrycjusze raciborscy przełomu XVIII-XIX wieku, kiedy ze zdziwieniem przyjęli wieść o zniesieniu przywilejów cechowych i swobodzie działalności gospodarczej. Ileż było lamentów i narzekań na pruskich lutrów z królem Hohenzollernem na czele. Król jednak był głuchy na to zawodzenie i robił swoje, zastępując nieraz władze samorządowe dyrektorami miejskimi, przysyłanymi w teczce z Berlina. W efekcie Racibórz przeżył największy w swoich dziejach rozkwit. Doprowadzono kolej, położono fundamenty pod fabryki. Starzy patrycjusze musieli odejść. Woleli zostać na starym peronie niż wsiąść do pociągu...
Grzegorz Wawoczny
Felieton do artykułu Pomiędzy legendą a nowoczesnością. Pytania o kino w Raciborzu, opublikiwany w tygodniku Nasz Racibórz 18.01.2019
Wideo z dyskusji radnych o kinie Bałtyk czas od 25.40
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany