Dmuchane problemy i taktyczne chorobowe. Na komisji o podwyżkach i wizerunku raciborskiego szpitala
Pismo związku zawodowego pielęgniarek w raciborskim szpitalu sprowokowało wczoraj, na powiatowej komisji zdrowia, dyskusję o wizerunku lecznicy. Dyrektor Ryszard Rudnik nie szczędził ostrych słów, w tym m.in. o braku zdrowego rozsądku.
Pielęgniarki z raciborskiego szpitala chcą 400 zł podwyżki płacy zasadniczej. Pisma w tej sprawie (poniżej) związki wysłały do dyrektora i starosty. Na komisji zdrowia dyrektor Ryszard Rudnik tłumaczył, że szpitala na podwyżkę nie stać, bo to 3 mln zł rocznie dla samych pielęgniarek, 6 mln zł uwzględniwszy pozostały personel. Tegoroczne finanse lecznicy, w związku z finansowaniem leczenia pacjentów covidowych, nie są złe, ale nie będą takie po epidemii, kiedy finansowanie wróci do dawnych poziomów. Tymczasem podwyżka płacy zasadniczej oznacza, że te dodatkowe 3 mln zł rocznie zostanie ze szpitalem na lata. Wstrzymano też wypłatę premii covidowych dla opiekujących się pacjentami z koronawirusem, oczekując na wdrożenie rozwiązań ustawowych zapowiedzianych przez rząd. Chodzi o 100 proc. podwyżki.
Dyrektor podał, że średnie wynagrodzenie miesięczne pielęgniarki w Raciborzu to 7,6 tys. zł (lekarz 21 tys. zł). - Wynagrodzenie nie jest zatem głodowe, tylko jest powyżej średniej krajowej - skomentował. Przekazał, że szpital nie ma jeszcze umowy z NFZ i czeka na wytyczne odnośnie nowych, zapowiedzianych przez premiera zasad płacowych. - Chcemy poznać zasady rozliczania, czy to będą pieniądze dla całego personelu medycznego? My nie wiemy dla kogo? Czy tylko dla covidowej części kadry? – stawiał pytania.
Dyrektor przyznał, że szpitale tzw. marszałkowskie, czyli podległe Śląskiemu Urzędowi Marszałkowskiemu, mają wyższe poziomy wynagrodzeń, co wynika z większych dotacji i zamożności tego samorządu. Raciborski, powiatowy, też może to zrobić, ale rada społeczna i radni muszą mieć świadomość kosztów. Co do innych, podobnych jak raciborski szpital placówek dyrektor zastrzegł, że trudno jest dotrzeć do ich zasad finansowania. Generalnie dyrektor zarobki przy Gamowskiej postrzega jako "nie najgorsze", a rządowa podwyżka może sprawić, że będą to "poważne kwoty".
Na dyskusji o wynagrodzeniach się nie skończyło. Radna PiS Elżbieta Biskup, powołując się na posiadane informacje, dopytywała, czy rzeczywiście w szpitalu brakuje środków czystości a nawet wody? - Ja nie oskarżam, ale czy faktycznie jest tak, że w szpitalu brakuje środków czystości? Że personel musi dopraszać się o wodę mineralną, o podstawowe środki higieniczne? Może zróbmy jakąś akcję społeczną, żeby dowieźć do szpitala mydła, szampony i wodę?
Dyrektor zapewnił, że środków tych jest pod dostatkiem, ostatnio przyszły warte 4,5 mln zł dostawy z państwowej agencji rezerw. Nie ma również problemu z wodą. - Naprawdę nikomu nie żałujemy wody. Z tych zapasów dajemy wodę także pacjentom. Byłoby nieludzkie żałowanie komuś butelki wody w tych trudnych czasach - dodał. Dociekania radnej nieco zirytowały dyrektora, który wskazywał, że te informacje mogą pochodzić od osób, które już nie pracują w szpitalu. - Ma pani złych informatorów - skwitował, wskazując, że pewne partie były luksusowe i być może dla niektórych zabrakło przez co jest niezadowolony.
– Nie brakowało niczego poza zdrowym rozsądkiem – oświadczył ostatecznie dyrektor. Radna broniła się, że ma prawo pytać, więc pyta, o informatorach nie mówiła, sugerując poprawę logistyki dystrybucji środków czystości i wody.
Zdaniem Ryszarda Rudnika stawiane publicznie problemy są "dmuchane", większość kadry ciężko pracuje i nie zgłasza uwag. Mówił też, że praca byłaby płynna, gdyby nie absencja 1/4 pielęgniarek i to od początku epidemii. Padło nawet określenie "taktyczne chorobowe".
Problem dostrzegł szef komisji, radny PiS Franciszek Marcol. Mówił o trwającej od lat serii dyskusji nt. szpitala, o pojawiających się zarzutach, skargach, pismach, które potem gdzieś znikają. Są stawiane publicznie i nie wiadomo, co dalej. - Tracimy przez to na wizerunku - skwitował radny przewodniczący, pytając dyrektora, czy możliwa jest zmiana polityki komunikacji, tak by większość tych kwestii była rozwiązywana w murach szpitala.
Dyrektor Rudnik zapewnił, że prowadzi rozmowy i konsultacje. Jego zdaniem jednak, że gdyby zapadały decyzje, które spodobałyby się wszystkim, to szpital przy Gamowskiej długo by nie istniał.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz