Dlaczego ciągle o nas zapominacie?

Mieszkańcy Miedoni czują się zażenowani, że władze miasta zapominają o ich dzielnicy. Nie mają szkoły, przedszkola ani nawet placu zabaw, nie wspominając już o boisku. W dodatku jedyny autobus odwożący dzieci ze szkoły do domu ciągle się spóźnia, albo nie przyjeżdża wcale.
– O własnej szkole czy przedszkolu możemy tylko pomarzyć. Ale plac zabaw można by było przecież zrobić. Mamy do dyspozycji spory plac naprzeciwko OSP. Trzy lata temu stworzyliśmy projekt. Jego realizacja kosztowałaby 200 tys. zł. Wiemy, że to strasznie dużo, ale przecież można stworzyć podwórko znacznie tańszym kosztem – mówił Jan Galli, prezes miejscowej straży pożarnej.
Prezydentowi pomysł się spodobał. Powiedział, że chętnie pomoże w jego realizacji. – Nie trzeba nam dużo. Wystarczy kilka urządzeń zabawowych, mamy tu dużo małych dzieci i im takie zabawki są potrzebne. Można by ewentualnie jeszcze boisko zrobić – wtrąciła kobieta siedząca w ostatnim rzędzie. Na urządzenia Lenk się zgodził, ale co do boiska miał pewne obawy. – Z boiskiem to się zastanówcie, bo nie wiadomo, gdzie ta piłka będzie leciała – przestrzegał. Dodając, że Orlika im nie wybuduje.
Regina Grzesiczek, matka trójki dzieci, poruszyła sprawę dojazdu do szkoły. – Ciągle zapominacie o naszej dzielnicy, nawet autobusy nie docierają po nasze dzieci jadące rano do szkoły i wracające z niej – skarżyła się kobieta. Dzielnica nie posiada własnego autobusu dowożącego uczniów na zajęcia, a Przedsiębiorstwo Komunalne nie idzie mieszkańcom na rękę. – Rano podstawiają ten najmniejszy autobus. Często bywa tak, że wszystkie dzieciaki się tam nie zmieszczą, więc trzeba odwozić je autami, a za bilety miesięczne i tak płacimy – dodaje pani Regina. Po południu sytuacja się powtarza, albo jest jeszcze gorzej. Autobus, który ma planowo przyjeżdżać kilka minut po 15.00, przyjeżdża spóźniony, albo nie przyjeżdża wcale. Wtedy rodzice znów muszą odbierać swoje pociechy własnym transportem.
Rodzice prosili prezesa PK Krzysztofa Kowalewskiego, aby rano przyjeżdżał duży autobus po dzieci, bo ich jest naprawę sporo. – Z łaską się zgodził. Ale widzimy je rzadko, częściej przyjeżdżają te mniejsze – wtrąca jedna z kobiet obecnych na sali. Prezydent obiecał, że zajmie się sprawą i spróbuje znaleźć dogodne rozwiązania. – Zrobię co w mojej mocy, ale nie oczekujcie cudów – podkreślał.
– Owszem odwozilibyśmy dzieci własnymi samochodami, ale pod szkołą, ani przedszkolem nie można rano zaparkować. Tu bezwzględnie potrzeby jest parking – sugerował jeden z mieszkańców Miedoni. – Gdzie tam parking? Przecież dookoła szkoły znajdują się prywatne posesje. Tam nie ma miejsca na parking. Możecie przecież państwo na teren szkoły wjeżdżać – tłumaczył prezydent. – Na teren szkoły, żeby dzieciom zrobić krzywdę? Niech się pan tam przejedzie przed 8.00 i zobaczy co tam się dzieje – dodał mężczyzna.
Prezydentowi sytuacja jest bardzo dobrze znana, ale nic z nią zrobić nie może, bo na Kozielskiej nie ma miejsca na parking. Nikt przecież nie udostępni własnej posesji. Zatem rodzice muszą szukać innego rozwiązania, albo wysyłać dzieci autobusem.
Justyna Korzeniak
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany