Sodomy i Gomory w starym szpitalu ciąg dalszy. Czytelniczki alarmują o tym, co się dzieje w centrum Raciborza
Z redakcyjnej poczty. Piszemy do Państwa jako dwie wykształcone, rozsądne kobiety, a nie histeryczne baby, które szukają sensacji i rozgłosu - czytamy w liście, który wpłynął na naszą skrzynkę. Udokumentowaliśmy na zdjęciach to, o czym piszą nasze Czytelniczki.
Chciałybyśmy poruszyć temat bezpańskich kotów zamieszkujących teren starego szpitala przy ul. Bema ponieważ do dzisiejszego popołudnia, 9 listopada, nie miałyśmy o tym zielonego pojęcia. Interwencję chcemy zacząć od zwrócenia się z tematem do Państwa. Kieruje nami determinacja (zima) będziemy ten temat naocznie monitowały i jeżeli nie nastąpi poprawa sytuacji z pewnością nie zostawimy tego problemu i pójdziemy ze sprawą dalej.
Temat jest na tyle aktualny, że widziałam go osobiście spacerując po parku przyległym do szpitala. Na terenie posesji szpitala od strony parku Roth zrobiona jest prowizoryczna siedziba dla dużej ilości kotów dorosłych jak i maleńkich kotków, które musiały urodzić się niedawno. Jest to na tyle prowizoryczne, że zarówno kwestia dokarmiania zwierząt jak i przezimowania ich tam jest raczej niemożliwa, bo teren jest nieosłonięty.
Kotami zajmują się ludzie z tzw. "przeszłością", z którymi rozmawialiśmy i naocznie widziałyśmy, że zwierzęta są dokarmiane (same również kupiłyśmy suchą karmę i puszki). Aczkolwiek sytuacja kotów nie jest uregulowana, nie wyglądają one na zaniedbane, ale nikt nad nimi nie panuje, rozmnażają się między sobą, nie są szczepione i odrobaczane. W związku z tym mogą stanowić siedlisko różnych chorób i stwarzać zagrożenie dla dzieci, które bawią się w parku (do tej pory nie przejawiały żadnej agresji bo są regularnie karmione i nie
muszą walczyć o przetrwanie). Naszym mailem nie chcemy spowodować holokaustu kotów tylko zainteresować "kogoś" tą kwestią, ponieważ w zanadrzu mamy zimę.
Druga kwestia, która nasunęła się podczas spaceru to wejście główne do szpitala i teren zielony przylegający do niego. Spotkałyśmy tam starszą Panią zapłakaną, opiekującą się kotami od strony ulicy, która poprosiła nas o pomoc-interwencję telefoniczną do schroniska (ponieważ jej interwencje nie są już przez schronisko przyjmowane), a dotyczyła ona małego kotka, którego ktoś skopał albo potrąciło go auto, co spowodowało niemożliwość poruszania się (zaburzenia błędnikowo - mózgowe, przechylanie głowy po stronie urazu i zarzucania całego ciała na stronę uszkodzenia). Kot był bardzo przestraszony, odrzucany przez inne koty przez co nie jest dokarmiany i w drodze paniki może wpaść pod samochód.
Interwencja w schronisku została odebrana, Pan z którym rozmawiałam zna opiekunkę kotów-uważa ją za zdziwaczałą starszą Panią i kazał jej za swoje pieniądze wykastrować koty, skoro się nimi zajmuje. Natomiast Pani utrzymuje się tylko z emerytury i fakt że zabezpiecza koty przed głodem stanowi dla niej duże wyzwanie zarówno finansowe jak i zdrowotne. Pani ze łzami w oczach opowiadała nam o sytuacji zwierząt, określając miejsce szpitala jako "kocie piekło". Ponieważ nie mogłyśmy zostać do czasu przyjazdu pana ze schroniska Pani podjęła się "pilnowania" chorego kota do czasu interwencji.
Następną kwestią, o której koniecznie musimy powiedzieć jest możliwość wejścia na teren starego budynku szpitala przez główne, otwarte drzwi (same również zwiedziłyśmy teren szpitala). Pomieszczenia budynku są totalnie zdewastowane i pomimo że budynek jest murowany może stanowić "zabójczą pułapkę". Słyszałyśmy z ust naocznych świadków, że teren byłego szpitala stanowi świetne miejsce zabaw dzieci i młodzieży (zabawy w podchody, chowanego, paintball). Podczas przechadzki w pomieszczeniach poszpitalnych zaobserwowałyśmy całą masę potłuczonego szkła, oraz resztki sprzętów pozostawione przy wyprowadzce ze szpitala. Z tego co jest nam wiadomo stary szpital posiada prawnego właściciela-wydaje nam się że w jego gestii powinno być zabezpieczenie terenu, zanim stanie się jakaś tragedia.
Podsumowując uważamy, że Pani opiekująca się zwierzętami nie jest stukniętą starszą Panią, tylko osobą empatyczną o wielkim sercu oddającą swój czas i finanse zwierzętom, którym właściwie nikt by się nie zainteresował. Zarówno ona jak i zwierzęta zasługują na pomoc z ramienia Miasta Racibórz. Bo na ten moment dzięki niej zwierzęta są zadbane, najedzone i nie stanowią obecnie problemu dla mieszkańców. Jednak patrząc w perspektywie zimy stary szpitalny budynek nie stanowi schronienia dla zwierząt a zdrowie starszej Pani też może nie pozwolić na dbanie o nie podczas zimy.
Dlatego zwracamy się z gorącą prośbą o rozważenie naszego maila i zapewnienie schronienia i pomocy bezdomnym zwierzętom. Same mamy koty i psy w domu i wiemy ile poświęcenia i miłości oczekują od nas nasi pupile. Zwierzęta które żyją na obszarze przyszpitalnym stanowią dla Miasta Raciborza wizytówkę, jako miasta przyjaznego zwierzętom i ludzi o wielkim sercu. Także nie pozwólmy zniszczyć tego znieczulicą (to naprawdę nie są wielkie pieniądze, żeby zapanować nad rozmnażaniem między sobą zwierząt, które nadal mogą stanowić miły wizerunek miasta).
Imiona i nazwiska do wiadomości redakcji
Od redakcji. W sprawie starego szpitala interweniowała na ostatniej sesji Rady Powiatu radna Teresa Frencel [więcej tutaj]. Starosta Ryszard Winiarski obiecał zająć się tematem wspólnie z prezydentem. Będziemy śledzić jego poczynania w tej sprawie.
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany