W Brzeziu odkryto dół pełen kości

Ogromny dół wypełniony ludzkimi szczątkami znaleziono w Brzeziu przy starym cmentarzu, naprzeciwko kościoła parafialnego - To kości jeszcze sprzed I wojny – twierdzi Józef Malcharczyk z Brzezia, który nawet uprzedzał robotników, że mogą trafić na takie znalezisko.
Wersji o pochodzeniu mogiły jest kilka. Jedni twierdzą, że to grób z II wojny światowej, inni, że to kości, które początkowo miały trafić do nieistniejącej już kościarni na Dębiczu, ale kiedy zorientowano się, że ludzkie, to postanowiono zakopać je przy brzeskim cmentarzu. Sprawę ma wyjaśniać policja. Miejski konserwator zabytków powiadomił też Sanepid.
- Pokłady kości zaczynają się kilkanaście centymetrów pod ziemią. Odkryli je robotnicy podczas budowy parkingu. Sięgają metr głębiej. Wygląda tak, jakby przyjechała tu ciężarówka i zrzuciła je do dołu - mówi Joanna Muszała-Ciałowicz. Dodaje, że to na pewno nie pochówki średniowieczne, tylko pochodzące z XX wieku, najprawdopodobniej z okresu II wojny światowej. Nie znaleziono przy nich żadnych przedmiotów pozwalających zidentyfikować osoby bądź też datować ich zgon. Nie ma też resztek trumien, żadnych kawałków drewna. - Jest kilkanaście czaszek i głównie kości długie - dodaje Ciałowicz.
Jedną z osób, która zna historię tego odkrycia, jest Józef Malcharczyk z Brzezia. Potwierdza wersję o kościarni. – Jak tam zaczęli kopać, to ja tym robotnikom nawet powiedziałem, uważajcie, bo tam mogą być kości – mówi tajemniczo straszy pan. – Ja to wiem od swojego ojca, bo to dawno już było. Tutaj w Brzeziu była fabryka, co mieliła kości. Ceres Werk się nazywała. A tutaj biegła kolejka wąskotorowa z Gliwic do Raciborza. Tymi wagonami dostarczano kości do fabryki. Kiedyś w jednym wagonie ktoś zauważył, że razem z kośćmi zwierzęcymi, były wymieszane kości ludzkie. To było jeszcze przed I wojną światową, przed 120 lat temu albo coś koło tego – opowiada dalej Józef Malcharczyk. – Specjalna komisja się tutaj zebrała, kontrolowała to wszystko. Może i coś tam stwierdzili, ale nie wiadomo czyje to kości, bo jak były jakieś dokumenty, to zaginęły. Wiadomo tylko, że wagon z kośćmi przyjechał od strony Gliwic. Te ludzkie kości oddzielono od zwierzęcych. Zwierzęce poszły na przemiał do fabryki a ludzkie pochowano tutaj, pod drugiej stronie cmentarza. To wszystko mi opowiedział mój ojciec, Wincenty Malcharczyk, urodzony w 1877 roku.
Na razie kości, przykryte są warstwą ziemi i folią wciąż leżą na placu budowy obok kościoła w Brzeziu.
waw, jola
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany