Cholera znów w Polsce. Przypadek w Stargardzie przypomina o mrocznej historii epidemii na ziemi raciborskiej

Po raz pierwszy od wielu lat w Polsce potwierdzono obecność przecinkowca cholery u osoby, która nie podróżowała za granicę. W 2025 roku przypadek ten wykryto w województwie zachodniopomorskim. Warto przypomnieć, że w XIX wieku choroba ta wielokrotnie nawiedzała Racibórz i okolice, zbierając śmiertelne żniwo. Do dziś zachowały się cmentarze będące świadectwem tragicznej epidemii z 1831 roku.
Główny inspektor sanitarny poinformował o wykryciu bakterii Vibrio cholerae u starszej kobiety ze Stargardu. Z powodu nasilonych objawów infekcji układu pokarmowego, pacjentka najpierw trafiła do tamtejszego szpitala powiatowego, a następnie została przetransportowana do Oddziału Chorób Zakaźnych w szpitalu wojewódzkim w Szczecinie. Badania molekularne przeprowadzone dwukrotnie potwierdziły obecność przecinkowca cholery. Kobieta nie opuszczała terytorium Polski, co może sugerować lokalne źródło zakażenia.
„Społeczeństwo musi być poinformowane, że mogą się pojawić w Polsce choroby, których do tej pory u nas nie było. Zmienia się klimat, zmienia się świat, zmienia się otoczenie i musimy być na to też przygotowani” – ostrzega dr Paweł Grzesiowski, główny inspektor sanitarny.
Dzisiejsze doniesienia przywołują pamięć o tragediach sprzed niemal 200 lat. Ziemia raciborska doświadczyła kilku fal epidemii cholery, z których najtragiczniejsza miała miejsce w 1831 roku. W całym powiecie raciborskim zachorowało wtedy 507 osób, z czego 307 zmarło. Śmiertelność sięgnęła 60,5 proc. Główną przyczyną tak wysokiej liczby zgonów był głód, który osłabił odporność ludności.
Epidemia ta pozostawiła po sobie trwałe ślady – cmentarze choleryczne, które do dziś przypominają o tragedii tamtego czasu. Jeden z nich znajduje się na Płoni, w rejonie dzisiejszej ulicy Mikołowskiej. Drugi zlokalizowany był na terenie obecnego zakładu wodociągów i kanalizacji przy ul. 1 Maja w Raciborzu.
Ówczesne władze wprowadziły wyjątkowo surowe środki bezpieczeństwa. Król pruski Fryderyk Wilhelm IV już w czerwcu 1831 roku wydał dekret przewidujący karę 20 lat więzienia lub rozstrzelania za próbę nielegalnego przekroczenia granicy z terenów objętych epidemią. Zakazano organizowania targów, przyjmowania nieznanych podróżnych bez świadectwa zdrowia, a osoby ukrywające przypadki choroby lub chowające ofiary bez zgłoszenia mogły trafić do więzienia nawet na dwa lata. Powołano specjalne komisje sanitarne, zarządzono kwarantanny, wstrzymano handel z zagrożonych terenów. Chorzy byli izolowani w domach lub przenoszeni do prowizorycznych szpitali tworzonych także na wsiach.
Kolejne fale epidemii nawiedzały region w latach 1851 (16 ofiar), 1855 (75 zgonów), 1866 (72 zgony) i 1873. Jednak to właśnie 1831 rok zapisał się w lokalnej pamięci najtragiczniej — nie tylko z powodu liczby zgonów, lecz także atmosfery grozy i społecznej izolacji, jaką wywołał nieznany wówczas mechanizm rozprzestrzeniania się choroby.
Dodatkowym ciosem dla mieszkańców Górnego Śląska była katastrofa z 1847 roku. Ulewne deszcze doprowadziły wówczas do powodzi, a ta z kolei — do kolejnego roku nieurodzaju i wielkiego głodu. W jego następstwie wybuchła epidemia tyfusu. Najbardziej dotknięte zostały powiaty pszczyński, rybnicki i raciborski. W tym ostatnim zachorowało 6060 osób, z czego 1222 zmarło. Ceny zbóż wzrosły wielokrotnie — za worek żyta trzeba było zapłacić 13 talarów, za pszenicę od 15 do 18. Tysiące ludzi głodowało, setki dzieci zostało sierotami.
Choć współczesna medycyna oferuje skuteczne metody leczenia cholery i tyfusu, a system sanitarny jest nieporównywalnie sprawniejszy niż w XIX wieku, przypadek ze Stargardu przypomina, że zagrożenia epidemicznymi chorobami nadal istnieją. W obliczu zmian klimatycznych, kryzysów humanitarnych i globalizacji, choroby z przeszłości mogą niespodziewanie powrócić.
Źródło ilustracji: Fliegende Blätter, nr 121–144, 1847.
Komentarze (5)
Dodaj komentarz