Nie przesadza się starych drzew...

Nie mają recepty na długotrwały związek, chociaż są ze sobą już 60 lat. Dochowali się 4 dzieci, 9 wnuków i 7 prawnuków, co sprawia, że podczas spotkań rodzinnych przy stole zaczyna brakować miejsca. Wciąż jednak są to najcenniejsze dla rodziny Witków chwile.
Gdy się wchodzi do pokoju w starym budownictwie, w którym mieszkają Jan i Alojzja Witkowie, w oczy rzuca się wysoki na ponad 3 metry beniaminek. Za nim ukryty już rzadko hodowany w doniczkach asparagus. Na sąsiedniej ścianie bujnie zielenią się bluszcze. Rośliny doniczkowe do duma i hobby pani domu. Oprócz tego lubi rozwiązywać krzyżówki. Gdy brakuje jej hasła, pyta męża. Pan Jan woli jednak rozrywki pozadomowe. Ciągle jeszcze chodzi na ryby, choć teraz już nie sam tylko z synami. Ma na swoim koncie kilka wędkarskich sukcesów: 95-centymetrowego szczupaka i 72-centrymerowego karpia. – Ten karp to był niedobry, samo tłuste – wspomina pani Alojzja.
Poznali się na weselu koleżanki w Brzeziu. Potem wyjechali do Oławy, do pracy w papierni, bo tutaj, w Raciborzu pani Alojzja była szykanowana przez władze polskie ze względu na panieńskie nazwisko Neugebauer. W Oławie wzięli ślub i tam urodził się ich pierworodny syn, Roman. W 1951 r. wrócili jednak w rodzinne strony pani Alojzji, gdzie mieszkają do dzisiaj.
Do dzisiaj w szafie spoczywa bardzo ważny dokument; książeczka stanu cywilnego, w która zawiera wpis aktu małżeństwa państwa Witków, skrócone akty urodzenia czwórki ich dzieci. Są też wiadomości z eugeniki- Małżeństwo musi być zawarte z rozmysłem i rozwagą. Nie może być przypadkowy związek dwojga ludzi, lecz instytucja społeczna o największym znaczeniu społecznym, oraz wyjątki iż obowiązującego prawa, które mówi, że jedynie małżeństwo zawarte przed urzędnikiem stanu cywilnego ma skutki prawne w obliczu państwa.
60 wspólnie przeżytych lat wskazuje, że małżeństwo Jana i Alojzji zostało zawarte z rozmysłem i rozwagą.
W 1997 roku, w czasie wielkiej powodzi, gdy państwo Witkowie byli już po 70-tce, ich dom zalało. Budynek przeznaczono do rozbiórki. Zaproponowano im zastępcze domki z Ocicach. – Byliśmy nawet oglądać te domy. Fajne ale nie dla rodziców - wspomina syn państwa Witków Jerzy.
Szukali i znaleźli. Mieszkanie 200 metrów od tego dawnego na Londzina. – Te same sklepy, ci sami znajomi, można chodzić do tego samego kościoła – dodaje Jerzy Witek, bo przecież w myśl dawnego przysłowie nie przesadza się starych drzew. – Nie wiadomo, co by się stało z rodzicami, gdyby wyprowadzili się do Ocic.
Państwo Witkowie, pomimo swoich 83 lat, sami zajmują się domem. Pani Alojzja niedomaga na nogi, więc zajmuje się raczej domem. Czasami, coś upiecze na niedzielne rodzinne spotkania. Zakupy robi pan Jan. Rodzicami bardzo troskliwie opiekują się dzieci.
Z okazji diamentowego jubileuszu Alojzję i Jana Witków odwiedziły z życzeniami wiceprezydent Raciborza Ludmiła Nowacka i kierownik Urzędu Stanu Cywilnego Katarzyna Kalus. Były, kwiaty, wspólne zdjęcia i prezent od władz – kołdra z owczej wełny na chłodne dni.
Drugą parą, która obchodziła niedawno 60-lecie pożycia małżeńskiego są Eugenia i Bogdan Glinkowscy.
(jola)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany