Szkoła bez ścian, podłóg i prądu…

W raciborskich szkołach ruszyła akcja Wyprawka szkolna dla dzieci z Kenii. Dary trafią do niewielkiej szkółki we wsi Ukunda, 20 kilometrów od Mombasy. Organizatorem akcji jest Towarzystwo Przyjaciół Dzieci. To na jego zaproszenie do Polski przyjechał zespół z Ukundy, Marimba Trio Band.
Dźwięki marimby, otoro czy kajamby brzmią dla naszych uszu egzotycznie. Mieli je okazję usłyszeć mieszkańcy Raciborza. Jak to się stało, że zespół z odległej Kenii trafił do naszego kraju? Przyczynił się do tego prezes Śląskiego Oddziału Regionalnego TPD Jan Wiesiołek. A cała historia brzmi trochę jak z bajki o Murzynku Bambo.
Dwa lata temu, w niewielkim hotelu w Mombasie, Jan Wiesiołek usłyszał trzech chłopaków grających na tradycyjnych afrykańskich instrumentach. Muzyka zaczarowała go. Po chwili rozmowy zaczarowali go sami Kenijczycy. Opowiedzieli o wiosce, z której pochodzą. O szkole, w której nie ma ścian, podłóg i prądu. Kilka dni później pan Jan pojechał do Ukundy. Gdy zobaczył tamtejszą szkołę, od razu postanowił im pomóc. – Okazało się, że dyrektora nie ma i wyszedł do mnie nauczyciel – wspomina Jan Wiesiołek. -Zapytałem go o numer telefonu szkoły. Powiedział, że tu nie ma telefonu. Wtedy spytałem o adres mailowy. Popatrzył na mnie zdziwiony. Przecież my tu nie mamy nawet prądu, to po co komputery, usłyszałem. Wtedy poprosiłem go o adres szkoły. Wtedy przyniósł mi taki zeszycik 16-kartkowy. Na okładce był jakiś emblemat i adres. Wziąłem zeszyt. Był wyświechtany. Wyglądał jak taka wykręcona szmatka. Zacząłem go chować do torby, bo myślałem że mi go daje. W jego oczach zobaczyłem niemal panikę. Pokazywał na zeszyt i chciał, żebym go oddał. Wtedy powiedział mi, że z tego zeszytu uczy się przez rok trójka dzieci. To ugruntowało moją decyzję o pomocy.
Dwa lata trwało załatwienie formalności i szukanie sponsorów, by trójka muzyków z Kenii mogła przyjechać do Polski i zbierać fundusze na pomoc szkole. Trzeba było im załatwić wszystko, od paszportów po transport z ich wioski na lotnisko w Nairobi. Po przylocie na Okęcie i wyjściu z samolotu, obie strony przeżyły szok. Gościom z gorącej Afryki było w majowej Polsce zimno, choć żar lał się z nieba. Natomiast gospodarze zobaczyli, że Kenijczycy przyjechali praktycznie bez bagażu, w letnich strojach. Jeden z nich miał na nogach sandały, zrobione ze starej opony i rzemyków. - Dlatego pierwsze co zrobiliśmy to składka. Potem poszliśmy do sklepu i kupiliśmy im cieplejsze ubranie i pełne buty.
Goście z Czarnego Lądu w swoim europejskim odzieniu prezentują się elegancko. Równie elegancko wyglądają na scenie. Wtedy ubierają stroje przywiezione z Kenii. Jasnoniebieskie powłóczyste szaty, naramienniki, korale…
Marimba Trio Band to Pamplil Msawughi, Thomas Angole, Anakletus Mwasi. Grają na tradycyjnych afrykańskich instrumentach takich jak; marimba, otoro, rimba, kajumba, njuga czy bębny. Nie chodzili do żadnej szkoły muzycznej. Podpatrywali jak grają dziadkowie i starsi bracia. Muzyka jest szansą na zarobek. Jego głównym źródłem są turyści. Do Mombasy przyjeżdżają najczęściej Niemcy, Amerykanie, Francuzi i Włosi. Ale na dopływ gotówki można liczyć tylko w sezonie. A sezon w Kenii trwa od sierpnia do listopada, czasami nawet do grudnia. Potem wszystko zamiera. W tym roku czas poza sezonem przeczekają w Polsce.
Polska jest dla nich dokładnie tak samo egzotyczna jak dla nas Kenia. – Byliśmy na razie w Katowicach. Tam widzieliśmy autobus, taki piętrowy, elektryczny pociąg, duże budynki – opowiadają jeden przez drugiego. – Oczywiście inny macie klimat. Cały czas jest nam zimno. Nawet jak świeci słońce, to nie jest tak ciepło jak w domu.
Inne jest jedzenie. W Polsce tylko chleb i chleb. U nich, w Ukundzie, podstawą wyżywienia jest potrwa zwana ugali - ugotowana na twardo mąka kukurydziana. Do tego dodaje się albo warzywa, albo mięso, i jedzenie gotowe. – Tutaj za wszystko trzeba płacić – kiwa z niedowierzaniem głową Anakletus. – U nas jak się chce coś zjeść, to się idzie do ogrodu albo na pole. W Polsce trzeba pieniędzy. – No i nie można dogadać się z ludźmi – dodaje najbardziej rozmowny Pamplil. – Nie rozumieją po angielsku. Nawet młodzi ludzie. – Kiwa z niedowierzaniem głową. W Kenii jak już ktoś chodzi do szkoły, to oprócz suahili uczy się obowiązkowo angielskiego. – Czy tutaj w szkołach nie uczą angielskiego – pyta z niedowierzaniem?
Czarnoskórzy muzycy liczą, że uda im się zarobić trochę pieniędzy.
- Będą w Polsce 4 miesiące – wyjaśnia Jan Wiesiołek. – Liczymy, że w tym czasie dadzą sporo koncertów, bo to naprawdę dobrzy muzycy. Planujemy też nagranie dwóch płyt. Jednej z zespołem country Whisky River. Zaplanowaliśmy wspólne występy z tą kapelą, w tym jeden w Raciborzu. We wrześniu. I druga płytę, tylko z muzyką Marimba Trio Band. Na okładce zamieścimy fotografię szkoły w Ukundzie oraz informację w trzech językach, niemieckim, angielskim i francuskim, że dochód ze sprzedaży wspomoże szkołę. Tę płytę będą sprzedawać podczas koncetrów w Kenii.
Na razie czarnoskórzy goście TPD mieszkają w Kaletach i grają tam, gdzie ich zaproszą. – Liczymy, że tych występów będzie jak najwięcej – mówi z nadzieją Jan Wiesiołek. – Bo tej szkole naprawdę przyda się każdy grosz. – I już na żaden koncert się nie spóźnimy. Bo oprócz ubrań kupiliśmy im też zegarki. Oni żyją po afrykańsku. Nigdzie się nie spieszą, na wszystko mają czas. Takie hakuna mamata co w suahili dosłownie znaczy nie ma zmartwień.
Jolanta Reisch
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany