Reklama

Najnowsze wiadomości

Kultura i edukacja4 maja 201317:06

Dziennik z podróży nastolatki

Dziennik z podróży nastolatki - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
Reklama
Racibórz:

W poniedziałek informowaliśmy naszych Czytelników o wynikach konkursu dziennikarskiego zorganizowanego przez ZSOMS. Pierwsze miejsce ex aequo zajęły prace Agnieszki Bugajskiej z G1 i Magdaleny Łopacz z G3. Dziś chcemy Wam zaprezentować konkursowy tekst Agi Bugajskiej.

11.06.2012 r.
Wyjeżdżam do USA! To już pewne. Rodzina zaprosiła mnie na 3-miesięczne wakacje. Dwa tygodnie przed zakończeniem roku szkolnego? Nic lepszego! Załatwiam wizę w Krakowie i patrzę na datę ważności: równe 10 lat. Magia. Zaczynam się pakować, odkładać potrzebne rzeczy: dokumenty, ubrania, kosmetyki, mp3… Wszystko chcę szybko, szybko, aby już tam być. Zaczynam dusić się w Raciborzu. Chcę więcej. Codziennie chodzę do szkoły i „słucham” o czym są lekcje. Wydaję mi się, że jestem obecna tylko ciałem, bo moje myśli uciekają w całkiem inną stronę. W jedną konkretną stronę. Chcę już tylko znaleźć się w samolocie na tym miejscu A15… Interesuje mnie jedynie geografia. Szczególnie, gdy omawiamy dany kraj albo kontynent. Przesuwam powoli palcem po mapie. Te kilka milimetrów to w rzeczywistości setki, tysiące kilometrów wędrówek, poznawania ludzi i ich kultur, piękne widoki... Zamykam oczy. Liczę do trzech. Zawsze to robię, gdy myślę o czymś odległym.  Zatapiam się w marzeniach. Wyobrażam sobie, że jestem w Nowym Jorku. Stoję pośrodku ulicy, a tłum napiera na mnie ze wszystkich stron. Słyszę wszystkie języki świata, widzę obcokrajowców, uśmiechających się przechodniów, tysiące reklam, migoczące światła… Prawda jest taka, że zupełnie przestała mnie obchodzić szkoła, a szczególnie oceny. Teraz przede mną tylko jeden cel: dotrzeć na drugą stronę globu.

18.06.2012 r. popołudnie
Jadę w swoją podróż marzeń! Najpierw jednak muszę dotrzeć do Warszawy na lotnisko. A to wcale nie jest takie łatwe. Niedawno rozpoczęły się prace nad budową autostrad, a co gorsze, za parę godzin zaczyna się mecz polskiej drużyny w piłce nożnej w ramach Euro 2012.  Wszędzie widzę rozhisteryzowanych kibiców wymachujących flagami. Nawet pracownicy są ubrani w barwy narodowe. Byłam zdenerwowana. Według prawa mogłam już samodzielnie przemieszczać się po lotniskach. Oczywiście moja wyobraźnia zaczęła gwałtownie działać, kiedy błądziłam po terminalach. Z pewnością wyglądałam jak marna kopia aktorki wyrwanej z jakiejś komedii romantycznej. Miałam chwilę czasu, więc usiadłam. Gdy człowiek się zatrzymuje, zaczyna dostrzegać wiele rzeczy. Tych, o których wcześniej nie miał pojęcia. Zaczęłam obserwować ludzi. Mój wzrok przykuła pewna para. Widać, że byli ze sobą blisko, ale musieli się rozstać. Przytulają się mocno, odchodzą kilka metrów, ale za chwilę znów wracają. Normalnie nie mogli się od siebie oderwać! Jakby byli jakimiś magnesami, czy coś. Odchodzili i wracali, odchodzili, wracali… i tak w kółko. Szybko zrobiło się z tego niezłe przedstawienie. Ona ryczy, a on ją pociesza. Współczułam im, ale to było lepsze niż kablówka. Przynajmniej miałam jakieś zajęcie. Pomyślałam, że mijam teraz setki ludzi, których nie znam, a którzy mają tak wiele do opowiedzenia. Szkoda, że nie mogę ich poznać i wysłuchać… Otworzyli już moją bramkę, więc zostało mi tylko przez nią przejść. Nagle poczułam jakąś blokadę. Pomyślałam: „O nie, tylko nie teraz! Nie mogę się wycofać.” Stałam tak nieruchomo i dopiero po chwili się ocknęłam. Najgorzej jest zawsze zrobić pierwszy krok. Później to już jakoś idzie. Odwróciłam się, chwyciłam w dłoń walizkę i… poszłam. Już nie było odwrotu.

18.06.2012 r. wieczór
W końcu jestem! Po ponad 8 godzinach wylądowałam na lotnisku J.F. Kennedy’ego w Nowym Jorku. Wszystko wygląda doskonale. Wysiadam z samolotu, a stewardessa szeroko się do mnie uśmiecha. Nie wyglądała przekonująco. Jestem kompletnie wykończona. Nic nie spałam, a do tego czuję się głodna. Te odmrażane bułki z sałatą i sok pomidorowy chyba źle na mnie podziałały. Przesuwam zegarek o 6h do tyłu. Czekam kilkanaście minut na walizki, które dostałam prawie jako ostatnia. W sumie nic dziwnego. Odbiera mnie rodzina i jedziemy do domu w New Jersey. Co tam, że jest już noc. Stoimy godzinami w korku. Ale może to i dobrze, mogę się napatrzeć na wieżowce, takie jakich nie ma w Polsce.  Jestem w Stanach! Jestem tu, gdzie zawsze chciałam być. Teraz, właśnie w tej chwili, zaczynają się spełniać moje marzenia.

15.07.2012 r.
To już prawie miesiąc od przyjazdu. Zdążyłam się zaaklimatyzować. Wszystko jest nowe, świeże, nietypowe. Ludzie mówiący do mnie w innym języku i rzeczy, które widzę pierwszy raz w życiu. Mleko podawane w wielkich baniakach, pudełka płatków śniadaniowych monstrualnych rozmiarów, koncentrat pomidorowy wielkości słoika do kapusty kiszonej, paczki pełne chipsów, pięciokilowy arbuz i wiele, wiele więcej. Tutaj wszystko jest przeogromne. Czasem kładę się na trawie w ogrodzie i obserwuję niebo. Czuję się wolna jak nigdy dotąd. A co z moją nauką języka angielskiego? No cóż… w szkole zawsze miałam piątki i wydawało mi się, że jest OK. Nic bardziej mylnego. Gdy próbuję zrozumieć choć jedno słowo albo przynajmniej kontekst wypowiedzi, zwykle kończy się to tragicznie. Zaczynam panikować, udaję niemowę i wymachuję rękami w powietrzu kreśląc dziwaczne znaki. To nic. Jeszcze zdążę się wszystkiego nauczyć.

16.07.2012 r.-19.07.2012 r.
Jedziemy autem do Chicago! Tak bardzo się cieszę, że zobaczę to miejsce. „Wietrzne miasto” zawsze kojarzyło mi się z pięknymi alejami, wysokimi wieżowcami, wodą, widokami… i takie też jest. Razem wjechaliśmy na 108 piętro Sears Tower, która jest jedną z najwyższych na świecie. Po drodze zatrzymaliśmy się w Pensylwanii i Ohio. Było na tyle gorąco, że ludzie wskakiwali półnago do fontanny, żeby się ochłodzić. Przechadzając się po ulicach usłyszałam polski akcent i zobaczyłam biało-czerwone flagi. Bardzo się ucieszyłam. To było coś naturalnego, a zarazem poruszającego. Byłam dumna  z tego, że pochodzę z Polski.

21.07.2012 r.-25.07.2012 r.
Jestem w Bostonie. Pięknie tu jest! Tak zielono i przyjemnie. Widzę żaglówki i statki dobijające do portu. Czuję tę atmosferę Harvardu. Przechadzam się po bibliotekach, ogrodach i salach. 18 000 studentów z całego świata. Obserwuję niektórych z nich. Sporo Hindusów i Chińczyków. Skąd wiem czy właśnie nie przechodzę obok jakiegoś geniusza, którego za kilka lat pozna cały świat? Może opatentuje nowy wynalazek? Wynajdzie lekarstwo lub pierwiastek? Napisze słynną powieść?... Nie wiem. Te uczelnie, sławne nazwiska i prestiż tego miejsca wyczuwa się w powietrzu zaraz po przyjeździe. Tutaj nie ma głupich, tu są sami geniusze.

Poprosiłam wujka, bym zwiedziła kawałek Bostonu sama. Zgodził się. Nie było chyba zaskoczeniem, że po pewnym czasie nie wiedziałam gdzie jestem. Wchodziłam w każdą nawet najmniejszą uliczkę prowadzącą za każdym razem gdzieś indziej, byle tylko poczuć to miejsce. Boston w mojej opinii był bardzo podobny do Filadelfii. Spacerując ulicami widać współczesne wysokie budowle, ale przechodząc dalej można natknąć się na budowlę z XVIII w. To jakby zderzenie dwóch kultur, pomieszanie dwóch osobnych światów.

26.07.2012 r.- 29.07.2012 r.
Dojeżdżamy do serca Nowego Jorku, czyli Manhattanu. Ludzi tu jak mrówek, ale robi wrażenie. To miejsce żyje chyba 24h na dobę. Jest już noc, a mam wrażenie, że życie towarzyskie dopiero się zaczyna. Wszędzie jeżdżą żółte taksówki, nie mówiąc już o luksusowych limuzynach. Wzdłuż alei widzę drogie apartamenty, o których cenach nawet nie chcę wiedzieć. Wszędzie sklepy z najwyższych półek typu: Prada, Gucci, Chanel… wszystko w jednym miejscu! Obok mnie przechodzą ludzie z całego świata: Chińczycy, Hindusi, Latynosi, Europejczycy… Zatrzymuję się na chwilę. Zamykam oczy. Liczę do trzech.  Wtedy zwykle wybudzam się i orientuję, że nadal jestem na szkolnej stołówce czy w samym środku lekcji. Tym razem jest inaczej. Otwieram powoli oczy. Widzę to, co niedawno wyobrażałam sobie w snach. Uśmiecham się. „Jestem tu!”- pomyślałam. Miliony światełek oświetlają kolejno mosty, ulice i wieżowce. Wjeżdżam na sam szczyt Empire State Building, charakterystyczną budowlę kształtem przypominającą spiczasty ołówek. Widzę panoramę miasta. To co z dołu wydawało się być potężne, teraz jest naprawdę małe. Zapatrzyłam się. Widok zapierał dech w piersiach. Gdy wstałam następnego dnia okazało się, że w tym samym miejscu, gdzie stałam, parę godzin później rozpoczęła się okrutna strzelanina. Zawsze oglądałam takie rzeczy przed telewizorem z kubkiem herbaty w ręce. Teraz to ja jestem w centrum wydarzeń – widzę, oceniam, przeżywam.

1.08.2012 r.
Stałam się bardziej na odporna na pewne rzeczy. Mówię sobie: „Wszystko ma swoją cenę- nawet spełnianie marzeń”. Nabrałam jakiegoś dystansu do ludzi i siebie samej. Zaczynam rozumieć czym jest miłość rodziny i otoczenie przyjaciół.   To jest coś, czego nie da się zastąpić niczym innym. Jestem odpowiedzialna. Już nie tylko za siebie, ale również za innych. Zaczęłam zwracać uwagę na to, co jem. W USA bardzo łatwo jest wpaść w niezdrową rutynę.

Wyprawa do Stanów to nie tylko doświadczenie, ale też sprawdzian mojej wytrwałości. Może ktoś za szybko kazał mi dorosnąć i kierować własnym życiem? A może to ja za bardzo wybiegłam w przyszłość?

13.08.2012 r.
Do Stanów przyjeżdża moja kuzynka z Niemiec. Julia jest rok młodsza, połowę chudsza i o połowę mądrzejsza ode mnie. Razem wyglądamy jak zupełne przeciwieństwa: ja z moją nadwagą spowodowaną fast-foodami i ona, połowa mnie. Wygląda jak chucherko. Jednakże przede wszystkim jest moim najlepszym przyjacielem, który nigdy mnie nie zawiódł. Na samym początku obiecałyśmy sobie, że nigdy, przenigdy nie tkniemy żadnego hamburgera. Słowa nie dotrzymałyśmy, ale liczą się chęci.

14.08.2012 r.-18.08.2013 r.
Wyruszamy wszyscy razem do Nowego Orleanu, ale oczywiście zatrzymujemy się po drodze. W pełnym skrócie: w Płd. i Płn. Karolinie przeżyliśmy prawdziwą inwazję komarów. W ruch poszło wszystko co było pod ręką, włącznie z zużytą skarpetą i okładką od przewodnika. W Tennessee zaserwowali nam tradycyjne jedzenie, po którym ledwo doszliśmy do hotelu. Wysłuchiwaliśmy również godzinami skrzeczącego akcentu mieszkańców. Zwiedziliśmy jaskinie i wędrowaliśmy po górach. Przejechaliśmy również Alabamę, w której nic się nie działo. No, może oprócz tego, że wysiadaliśmy z samochodu, by zrobić sobie zdjęcie pod tablicami z nazwą stanu. Jechaliśmy po 6h każdego dnia. Inteligentnie nagrałam sobie tylko jedną płytę ulubionego zespołu, więc słuchałam jej przez całą drogę. Potem nie umiałam zasnąć, bo cały czas miałam ją w uszach. Już nawet okazało się, że lunatykuję śpiewając o zranionej miłości (odwiecznym temacie wszystkich piosenek świata). W Luizjanie wybraliśmy się motorówką popływać i dokarmić aligatory… piankami. Zobaczyłam opustoszałe miasto Nowy Orlean. Obecnie stara się odbudować zniszczenia, które dokonał tu huragan Katrina w 2005r. Nie mówiąc już o ludności, która zmniejszyła się o połowę.

Tak bardzo chciałam tu przyjechać, a teraz zaczynam rozmyślać. Poza paroma wieżowcami i Zatoką Meksykańską dostrzegam jeszcze tylko parę luksusowych hoteli. „To wszystko?”- pytam się. „Miało być bajecznie, kolorowo… miały grać saksofony na ulicach, w uszach miał nam brzmieć jazz, a ja miałam tańczyć dzień i noc.” Zamiast tego widzę śmieci na drogach, pozamykane restauracje, sklepy i długie kolejki poustawianych budek z przepowiedniami. Jasnowidzowie wiodą tu naprawdę prym. Zrywa się tak silny wiatr, że czuję jak mnie unosi. Do tego leje jak z cebra. Pogoda jest tutaj naprawdę okropna. Dźwięk ogranicza się już tylko do głośników i radia. Byłam rozczarowana. Przejechałam 2000km, by zobaczyć to?! Wydawało mi się, że to miejsce ma swój klimat i tradycję. Niestety, uległ współczesnemu światu rozrywki i hazardu. Zaraz po naszym wyjeździe w Nowy Orlean uderzył huragan Isaac, który dokonał doszczętnych zniszczeń wśród mieszkańców i ich domów.
Potem przejechaliśmy Mississippi i dojechaliśmy do Florydy. Cudowne plaże, kąpiel w Oceanie Atlantyckim, zabytki i najstarsza osada amerykańska w St. Augustine. Tutaj odreagowuję, śmieje się bez reszty, jem przepyszne lody za rogiem i przemierzam przedmieścia. Ach, te słońce. Ach, te palmy. Ach, to życie!

20.08.2012 r.
Po tygodniu wracamy do domu w New Jersey. Zwiedziliśmy jeszcze Savannah w Georgii. Trafił nam się przewodnik, który chyba minął się z powołaniem, bo przez całą drogę ćwiczył swój warsztat aktorski. Trzeba przyznać, że był całkiem dobry. Wszystkie panie w autobusie się w nim podkochiwały. Tak umiał wymyślać. Z resztą, co tu dużo mówić… pan miał na imię Hollywood. Łącznie przejechaliśmy 17 stanów i 9000km. To jakby dwa razy przejechać Europę z zachodu na wschód!

24.08.2012 r.
Zaczynam zastanawiać się nad tym, czy w przyszłości nie powinnam zostać tu na dłużej. Teraz muszę wracać do domu, szkoły, rodziny. Niełatwo jest wrócić do rzeczywistości. To wszystko co tutaj przeżyłam był jak najpiękniejszy sen, który się spełnił. Człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego. Do tego, że musi odnaleźć się w wielkim świecie, postawić ten pierwszy najtrudniejszy krok, musi być samodzielny i silny, by coś przeżyć, osiągnąć, wyciągnąć z tego wnioski.

25.08.2012 r.
Dlaczego to co dobre tak szybko się kończy? Jak zwykle, potrzeba czasu. Usiadłam na trawie i popatrzyłam w niebo szukając odpowiedzi…

1.09.2012 r.
…i wtedy zrozumiałam, że nic nie dzieje się dwa razy. Nigdy nic nie będzie takie samo. Choćbym wróciła tu za  parę lat, nie przeżyję tego co teraz. To wszystko będzie inne, bo inne będą okoliczności, ludzie, nawet ja sama… Wszystko przemija, bo nie może się rozwijać wciąż stojąc w miejscu. Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć, by móc je zrozumieć. Odległość nie jest przeszkodą. Prawdziwą przeszkodą jest umysł, który zapomina. Nie można mieć wszystkiego. Ja chyba nawet nie chcę. Owszem, spełnianie marzeń jest piękne, ale o wiele lepsza jest droga, która do nich prowadzi. To daje nam prawdziwą satysfakcję. Dzięki niej poznajemy siebie. To kim jesteśmy i jacy jesteśmy. Ona pokazuje, że człowiek jest do czegoś zdolny i potrafi osiągnąć to, co sobie wymarzył. Marzenia mają prawdziwy urok wtedy, gdy są wyczekane. Ja na swoje czekałam i to prawie 4 lata.

2.09.2012 r.
Zdjęcia mogą nie przetrwać, ale wspomnienia pozostaną na zawsze. Te z końca świata sprawiają, że czuję się silniejsza. Nie zajmuję się już mało istotnymi rzeczami, które nic nie wnoszą do mojego życia. Zaczynam wierzyć, że nic nie dzieje się przypadkowo. To, że wyjechałam tak daleko i zupełnie sama. To, że miałam chwilę słabości i tęsknoty za domem i to, że się z tym uporałam. Wszystko ma czemuś służyć. Wszystko jest po coś. Im więcej o tym myślę, tym bardziej staje się to oczywiste. Nie chodzi przecież o to, żeby pochwalić się: „Byłam tu, tu i tam”, ale móc powiedzieć: „Przeżyłam to, to i tamto” i być szczęśliwym. Nic nie trwa wiecznie. Wracam do Polski, a ze mną wracają kolejne plany i marzenia. Przyjeżdżam z bagażem nowych doświadczeń. Chcę znów poczuć, jak przełamuję kolejne bariery i pokonuję strach. Chcę wiedzieć, że stać mnie na to, by z pomocą innych osiągać cele i podróżować. Dalej niż wzrok sięga? A co tam, jeszcze dalej!

Agnieszka Bugajska

Bądź na bieżąco z nowymi wiadomościami. Obserwuj portal naszraciborz.pl w Google News.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Tagi:
Zobacz film z RTK

Komentarze (0)

Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.

Reklama
Reklama

Najczęściej czytane artykuły

Aktualności28 września 202510:17

Racibórz w obliczu wyzwania finansowego – czas na odpowiedzialne decyzje [OŚWIADCZENIE PREZYDENTA]

Racibórz w obliczu wyzwania finansowego – czas na odpowiedzialne decyzje [OŚWIADCZENIE PREZYDENTA] - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
41
Racibórz:

- To trudna decyzja, lecz nieunikniona – efekt kilku ostatnich lat zaniedbań i polityki, w której priorytetem były szybkie efekty, wyborcze gesty i reelekcja poprzedniego Prezydenta, a nie stabilność i rozwój miasta - czytamy w oświadczeniu prezydenta Jacka Wojciechowicza, które opublikowano na stronie Urzędu Miasta. Ma to związek z koniecznością zaciągnięcia przez miasto 47 mln zł kredytu. Zgodę, na wniosek prezydenta, dała Rada Miasta.

źródło: UM
Reklama
Aktualności29 września 202513:59

Policja szuka zaginionej Mai Miszak

Policja szuka zaginionej Mai Miszak - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
KPP Racibórz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Partnerzy portalu

Materiały RTK
Regionalny Informator Ekologiczny
Dentica 24
ostrog.net
Spółdzielnia Mieszkaniowa
Szpital Rejonowy w Raciborzu
Ochrona Partner Security
Powiatowy Informator Seniora
PWSZ w Raciborzu
Zajazd Biskupi
Kampka
Fototapeta.shop sklep z tapetami i fototapetami na zamówienie
Reklama
Reklama

Najnowsze wydania gazety

Nasz Racibórz 26.09.2025
25 września 202521:17

Nasz Racibórz 26.09.2025

Nasz Racibórz 19.09.2025
19 września 202510:07

Nasz Racibórz 19.09.2025

Nasz Racibórz 12.09.2025
11 września 202521:00

Nasz Racibórz 12.09.2025

Nasz Racibórz 05.09.2025
5 września 202507:46

Nasz Racibórz 05.09.2025

Zobacz wszystkie
© 2025 Studio Margomedia Sp. z o.o.