Połączenie Ekonomika i ZSZ może się odbić czkawką

Opinie - Grzegorz Wawoczny, redaktor naczelny Nasz Racibórz. Racibórz potrzebuje silnej szkoły ekonomicznej. Władze powiatu mają tego świadomość, ale nie wiedzą jak ten cel osiągnąć. Likwidacja Ekonomika nie daje gwarancji sukcesu. Co więcej, doprowadziła już do niepotrzebnych waśni i małostkowych sporów, które trudno będzie wygasić.
W ponadgimnazjalnej oświacie tworzy się czytelny układ - dwa ogólniaki (na razie), Mechanik, Budowlanka, sportowy SMS i... No właśnie. Musi powstać silna szkoła ekonomiczna, która będzie kształcić nie tylko kadry dla potrzeb handlu i usług, ale przede wszystkim drobnych przedsiębiorców w bogatej gamie zawodów. Musi to być placówka, która nauczy ich fachu i wprowadzi w arkana biznesu oraz gospodarki konkurencyjnej, kreatywnej i innowacyjnej. To wbrew pozorom bardzo trudne zadanie. Wymagające doświadczenia i wiedzy ze strony kadry pedagogicznej. Starostwo ma tego świadomość, ale widząc cel, nie znalazło, niestety, środków, by go szybko osiągnąć.
Jedna silna szkoła bez wątpienia ma większe szanse na edukacyjnym rynku, a w połączeniu ZSZ i Ekonomika chodzi o to, co po mariażu zaoferuje młodzieży gimnazjalnej ten nowy edukacyjny twór. Jakie kierunki, jaką jakość kształcenia, jaką kadrę, jakie zaplecze, jakie perspektywy na rynku pracy itd.?
Starostwo zamiast szukać odpowiedzi na te kluczowe pytania doprowadziło do sytuacji, w której grona pedagogiczne i uczniowie patrzą na siebie podejrzliwie. W której trwa wymiana medialnych oświadczeń, na portalach mnożą się obraźliwe komentarze, doszło do marszu protestacyjnego, a dla młodzieży najważniejsze jest ustalenie, która szkoła jest bardziej lub mniej "obciachowa" na świadectwie maturalnym.
A wystarczyło uczciwie postawić problem. Zainicjować merytoryczną dyskusję. Przekonać, że musi powstać jedna silna placówka, ale nie szukać przesłanek do działań w ocenie, jak i kto poradził sobie dotąd z naborem, jak zdawano matury albo gdzie będzie większy problem z zagospodarowaniem kadry. Należało zapytać, co i kto ma do zaproponowania na przyszłość. Cała zabawa polega bowiem nie na tym, by połączyć i żyć nadzieją, że będzie lepiej, ale na tym, by przed połączeniem ustalić precyzyjnie z jakim programem i wizją taka nowa szkoła ma największe szanse na rynku. W tej dyskusji mogliby się popisać dyrektorzy, nauczyciele a nawet menedżerowie oświaty z innych powiatów. Władze powiatu i grona pedagogiczne oceniałyby konkretne - dajmy na to - konkursowe pomysły. Szukano by optymalnych, gwarantujących sukces rozwiązań. Klasyczny wolny rynek. Kto lepszy i kompetentniejszy, ten wygrywa.
Niestety, jak na ironię, tworząc szkołę ekonomiczną i usługową zaniechano działań, które podjąłby każdy biznesmen przy połączeniu dwóch przedsiębiorstw. Przedsiębiorca szukałby synergii, wartości dodanej i silnego, skutecznego menedżera, wolnego od koleżeńskich powiązań (w tym przypadku w gronie pedagogicznym), który wziąłby na swoje plecy cały trud i gwarantował stołkiem, że przyłoży się do roboty. Wiadomo przecież jak istotny w szkole jest autorytet i siła przebicia dyrektora, głównie w relacjach z organem założycielskim.
Dla starosty i radnych sprawa zakończy się z chwilą głosowania. Będą inne problemy. Zwaśnione grona pedagogiczne i uczniowie wrócą do szarej codzienności, na razie w gmachach przy Wileńskiej i Gimnazjalnej z osobna. Rany będą się długo goić, a nauczycielskie koterie wzmacniać swoje pozycje i bronić interesów, bo przecież idzie niż i trzeba się "okopać".
Można się zatem obawiać, że nowa szkoła jakiś czas po połączeniu będzie areną dziwnych rozgrywek, a podczas naborów dojdzie jeszcze do wielu podobnych przykrych niespodzianek z jakimi spotkał się Ekonomik wiosną zeszłego roku.
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany