Operacja likwidacja sprowokowała w Raciborzu duży konflikt społeczny!

Nie ulega wątpliwości, że Racibórz musi szukać oszczędności, ale wątpliwości dotyczą tego, czy na ołtarzu zmian należy położyć SP 4, 13, 15 albo 18 i czy jest to przemyślana do końca decyzja. Nieuwikłane spojrzenie nowego naczelnika oświaty najwyraźniej wikła koalicję rządzącą w mieście w duży konflikt społeczny. Ratusz szczędzi danych, które powinni znać zainteresowani dyskusją! Na zdjęciu protest rodziców i dzieci na sesji Rady Miasta w sprawie przenosin pływaków z PWSZ na H2Ostróg.
Myślenie kalkulatorem
Obecne władze spoglądają na problemy oświaty z zupełnie innej perspektywy niż poprzednicy. Mirosław Lenk czy Ludmiła Nowacka to przecież oświatowcy, co tłumaczy ich empatyczne podejście do zagadnienia. Dariusz Polowy to były przedsiębiorca branży poligraficznej. Z oświatą nie mieli też do czynienia jego zastępcy – Michał Fita to doświadczony działacz w sferze kultury, Dominik Konieczny inżynier wywodzący się z przemysłu. Nowy naczelnik wydziału edukacji Krzysztof Żychski, człowiek – jak mówił prezydent – o nieuwikłanym spojrzeniu, skończył co prawda ekonomikę i zarządzenie oświatą na WSZiA w Opolu, ale pozyskanej tam wiedzy nie wcielał dotąd w praktyce. Był przecież przedsiębiorcą branży krawieckiej. Również szefowa komisji oświaty Zuzanna Tomaszewska nie jest oświatowcem – na co dzień pracowniczką jednej z dużych firm, działającą w obszarze kultury. Z nadmiaru oświatowców w poprzednich kadencjach, dziś mamy ich deficyt, choć to najpoważniejsza pozycja w budżecie.
To tłumaczy też, dlaczego obecnej ekipie rządzącej łatwo przychodzi myślenie kalkulatorem. Skoro na oświatę wydajemy za dużo, to trzeba te wydatki obniżyć. Nie szuka się więc rozwiązań przyjaznych społecznie, ale takich, które będą spinać budżet. Ten zaś w 2020 roku będzie trudno zrealizować akurat nie z powodu nadmiernego obciążenia oświatą, bo milion złotych dla Raciborza to relatywnie nie jest większy problem, a zadłużenie – choćby na tle Rybnika – też nie jest duże, ale z powodu decyzji z czasów kampanii wyborczej do Sejmu. Zwolnienie z podatku osób do 26. roku życia i obniżka stawki PIT sprawiły, że samorządy dostaną mniej pieniędzy z udziałów w podatkach niż się spodziewały, a ponadto będą musiały dołożyć nie tylko do nauczycielskich podwyżek, ale też do pensji tysięcy pracowników miejskich jednostek pracujących za najniższe wynagrodzenie, które z początkiem roku znacząco rośnie.
Nie ulega więc wątpliwości, że Racibórz musi szukać oszczędności. Wątpliwości dotyczą jednak tego, czy na ołtarzu zmian należy położyć SP 15 i czy jest to przemyślana do końca decyzja.
Nieuwikłane spojrzenie
Na poziom samorządu nie można przenieść wprost mechanizmów, które rządzą firmami. Tu bowiem znaczną rolę odgrywają względy społeczne i polityka miejska, a te nie są do końca przeliczalne na złotówki. Gmina działa bowiem non-profit, nie dla zysku, a dla zaspokojenia potrzeb mieszkańców. To mieszkańcy też – głosując na programy kandydatów (nikt w kampanii z 2018 r. nawet się zająknął o zamykaniu szkół) – określają te potrzeby podczas wyborów. Co więcej, to wyborcy są samorządem, wspólnotą mieszkańców na określonym terenie, a nie prezydent czy radni, wybrani tylko po to, by społeczne oczekiwania realizować i to nie za darmo, bo podatnicy płacą przecież diety. O tym fundamentalnym założeniu wielu polityków zapomina, choć prezydent Dariusz Polowy ma je z tyłu głowy, twierdząc w rozmowie z nami, że w sprawie szkół „nikomu nie będzie wykręcał ręki”, a brak zgody na likwidacje będzie oznaczał zgodę na dopłacanie do oświaty. Vox populi, vox Dei.
Jeśli spojrzymy na jakość materiałów analizujących stan raciborskiej oświaty, to te z poprzedniej kadencji prezentują lepszą jakość od tych powstałych po październikowych wyborach. Co więcej, sierpniowy materiał przygotowany przez Krzysztofa Żychskiego (a już wtedy w kuluarach można było słyszeć o planach likwidacji SP 15) pomija kluczową kwestię kosztów kształcenia w każdej ze szkół w Raciborzu. Możemy ją jednak prześledzić w oparciu o dane z dokumentu z 2017 r. Wynika z niego, że jeden uczeń w SP 15 kosztował wówczas 9140 zł, w SP 4 9271 zł, w SP 13 7829 zł, w SP 18 8672 zł, w Brzeziu 9514 zł, na Ostrogu 10 158 zł, na Ocicach 10 113 zł, a w Studziennej 13 545 zł. Co więcej, SP 4, 13, 15 i 18 miały wtedy nadwyżkę pojemności liczoną na 482 uczniów – to więcej niż wyniosła łączna liczba uczniów na Płoni, w Brzeziu, na Ocicach i w Studziennej. Razem z Markowicach dzielnice miały wtedy 523 uczniów, mniej niż jedna SP 15! Wszystkie te dane wymagają obecnie aktualizacji.
Te dane prowokują np. do zadania pytania, czy czasem nie lepszym rozwiązaniem byłoby zamknięcie czterech placówek w dzielnicach, zorganizowanie systemu dowozu i wzmocnieniu poziomu nauczania w dużych szkołach w centrum, skoro np. w Brzeziu czy Studziennej nie ma porządnych sal gimnastycznych? Tak przecież funkcjonuje oświata w wielu państwach zachodnich. Niewykluczone, że w Raciborzu przyniosłoby to spore oszczędności.
Prezydent najpewniej dysponuje aktualnymi danymi, z których wywodzi wnioski mające wesprzeć jego propozycje. Dane te jednak powinny być dostępne publiczne, przynajmniej na tym poziomie jak w „Polityce oświatowej miasta Racibórz na lata 2017-2022”. Skoro nie są, to dyskusja staje się nierówna. Coś bowiem wiedzą prezydent i koalicja rządzącą, a nie wiedzą tego mieszkańcy, a szczególnie zainteresowani rodzice, którzy przecież – zgodnie z definicją ustawową – są samorządem! Taki stan prowadzi do eskalacji społecznych emocji, rodzi szereg domysłów, a wymiana argumentów jest nierówna. Z nieuwikłanego spojrzenia naczelnika Żychskiego robi się uwikłanie szerokich środowisk w konflikt o dużej skali.
Racibórz znów będzie wielki
Propozycja likwidacji jednej ze szkół w śródmieściu na nowo definiuje wyborcze hasło prezydenta Dariusza Polowego „Racibórz znów będzie wielki”. Staje się ono frazesem. Pokazuje, że obecna ekipa rządzącą (PiS, NaM, komitet Michała Fity) nie ma pomysłu na odwrócenie trendu depopulacyjnego. Na takich zapowiedziach tymczasem doszła do władzy. Nic więc dziwnego, że spora rzesza raciborzan może się czuć zawiedziona jeśli nie oszukana, tym bardziej, że w obecnych realiach konkurencyjności o mieszkańców liczy się właśnie inwestowanie przede wszystkim w kapitał ludzki. Prezydent wspomina co prawda, że chce się przygotować finansowo na nową perspektywę unijną, ale jednocześnie nie mówi, jakie to będą projekty i co przyniosą miastu. Wzbudza to oczywistą podejrzliwość wyborców, słyszących dotąd o niezrealizowanych jak na razie planach zabudowy placu Długosza, wprowadzeniu darmowej komunikacji, użeglowienia Odry czy budowy portu w Sudole. Żółtą kartką dla ratusza były niedawne plany PKP związane z wyburzeniem znacznej części dworca i budowy małego dworca systemowego. W ostatniej chwili udało się zmienić decyzję dzięki zaangażowaniu ministra Michała Wosia, na którego też będą teraz skierowane oczy, skoro w wyborach udzielił poparcia tej ekipie.
Głośna społecznie kwestia likwidacji jednej ze szkół w centrum staje się więc wyzwaniem dla trwałości rządzącej koalicji, która jeszcze rok temu obwieściła skruszenie betonu. Dziś mieszkańcy trafiają na nowy beton. Koalicyjni radni unikają przecież spotkań z wyborcami, co było widać chociażby w kwestii przeniesienia pływaków z SP 15 do H2Ostróg. Otwiera to pole opozycji, co skrzętnie wykorzystała posłanka Gabriela Lenartowicz i to na sesji Rady Miasta. Ważne decyzje omawiane są – wzorem Wileńskiej – na zamkniętych koalicyjnych spotkaniach. Nie ma dyskursu, o jaki obecna koalicja apelowała, kiedy zasiadała w opozycyjnych ławach. W polityce nic więc się nie zmienia, nie licząc kampanii, kiedy kandydaci zakładają maski.
Na likwidacji jednej z dużych szkół obecna ekipa być może zyska finansowo, ale straci wizerunkowo, dowodząc, że nie ma pomysłu na wielki Racibórz. Utrata politycznego zaufania może być dotkliwa podczas wyborów 2023 r., tym bardziej, że w obecnym układzie rządzącym niektóre osoby od dawna myślą o innych projektach i to nie związanych z Dariuszem Polowym. Trudno będzie iść do wyborów z łatką syndyka masy upadłościowej.
Rozwiązanie?
Oświata to nie jedyna droga porządkowania struktury miejskich jednostek i wydatków budżetowych. Trzeba oddać rację obecnemu prezydentowi, że odziedziczył ten stan po poprzednikach, ale trzeba też wymagać przemyślanej strategii na wielu powiązanych ze sobą płaszczyznach. A tej strategii najwyraźniej nie ma, a przynajmniej na forum rady nie została zakomunikowana i poddana dyskusji. Tymczasem istnieją na przykład obszary kluczowych rozmów z powiatem nie tylko na temat wzmocnienia bazy przychodowej i obniżenia kosztów funkcjonowania zamku i muzeum, ale również trzech obiektów kulturalnych - RCK, Strzecha, MDK. Wszystkie kosztują przecież miliony i to przy nadwyżce pojemności. Od dawna mówi się o wzmocnieniu raciborskiej PWSZ. Uczelnia ma potencjał, który można skierować na adaptację wolnych gmachów (np. G 5 przy ul. Opawskiej), ale trzeba go dostrzec i wesprzeć, a nie tylko gościć na dorocznej immatrykulacji. Być może w perspektywie 3-4 lat to PWSZ mogłaby zagospodarować bazę SP 15, sprzedając najpierw oddalony budynek przy Łąkowej. Wszystkim dałoby to czas na głębsze przemyślenie docelowego kształtu raciborskiej oświaty, nawet kosztem tych niezaoszczędzonych 3-4 milionów złotych. Korekty wymaga polityka mieszkaniowa. Lokowanie nowych budynków Raciborskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego winno uwzględniać nadwyżkę pojemnościową szkół. Trzeba też zadać pytanie, gdzie będą uczęszczały dzieci z nowego osiedla przy Łąkowej, skoro (wedle danych z 2017 r.) SP 13 nie ma nadwyżki pojemnościowej, a SP 15 zostanie zlikwidowana?
Obszarów wymagających dyskusji jest znacznie więcej, a bez niej likwidacja jakiejkolwiek szkoły w śródmieściu wydaje się przedwczesna i nieprzekonująca.
Grzegorz Wawoczny
Źródła
Polityka oświatowa Miasta Racibórz na lata 2017 – 2022
Informacja o stanie placówek oświatowych za rok szkolny 2017/2018
Komentarze (0)
Dodaj komentarz