Zabójstwo przy Skłodowskiej. Pieniądze powodem rodzinnej tragedii?

Wieloletnie rodzinne nieporozumienia finansowe legły najprawdopodobniej u podstaw tragedii, jaka rozegrała się wczoraj w domu przy ul. Skłodowskiej. 76-letni Marian K., w dniu swoich urodzin przyszedł do domu córki i zięcia. 52-latka, który mu otworzył, postrzelił śmiertelnie w brzuch. 53-letnia córka ma rany postrzałowe kolana, uda i dłoni. Sprawca oddalił się następnie do sąsiedniego budynku, gdzie popełnił samobójstwo.
- Skąd 76-letni Marian K. (właściwie Ryszard, choć sam używał imienia Marian), obywatel Polski i USA, niegdyś raciborski oświatowiec - pracownik SN-u i w 1975 roku dyrektor Młodzieżowego Domu Kultury przy Stalmacha, miał broń - to ustalają śledczy, którzy zabezpieczyli jego rzeczy, w tym komputer, w mieszkaniu w Bytomiu, gdzie ostatnio przebywał. Marian K. kilkadziesiąt lat temu wyjechał do USA. Tam sporo zarabiał. Pieniądze przesyłał rodzinie do Polski. - Żyli w dostatku dzięki niemu - mówią osoby znające rodzinę Mariana K. Kiedy wrócił po śmierci żony, okazało się, że nic tu do niego nie należy. To miało lec u podstaw konfliktu finansowego z córką i zięciem.
W październiku 2014 r. 76-latek wylał benzynę w dwóch domach przy Skłodowskiej, po czym ją podpalił. Straty wynikłe z pożaru oszacowano na 700 tys. zł. Mienie o wartości 400 tys. zł udało się uratować, podobnie zresztą jak Mariana K., który próbował po tym zdarzeniu popełnić samobójstwo. Mężczyzna podciął sobie gardło. Po leczeniu umieszczono go w zakładzie psychiatrycznym. Po wyjściu wyleciał do USA. - Nie zastosowano wobec niego zakazu wyjazdu z Polski - słyszmy w raciborskiej Prokuraturze Rejonowej.
Marian K. wiedział jednak, że w Polsce czeka go proces. Wrócił kilka miesięcy temu, zamieszkał w Bytomiu, planował przeprowadzkę do Kuźni Raciborskiej. Podczas wizyt w Raciborzu zatrzymywał się w mieszkaniu siostry. Dzień przed tragedią odprawiono mu urodziny. - Zachowywał się normalnie, nic nie wskazywało, że dojdzie do tragedii - słyszymy od bliskich. Biegli psychiatrzy ustalili, że Marian K. w chwili zdarzenia z października 2014 roku był poczytalny. Ci, którzy go znali, podkreślają, że to gość na poziomie, wykształcony, inteligentny, na wszystkie tematy można było z nim pogadać.
W styczniu raciborscy śledczy skierowali przeciwko niemu akt oskarżenia do sądu. Postawiono mu zarzuty z art. 163 kk (kto sprowadza zdarzenie, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, mające postać pożaru, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10) oraz 288 i 294 kk (zniszczenie mienia znacznej wartości). Marian K. nie przyznał się do winy. Te postępowania zostaną teraz umorzone.
Śledczy ustalają natomiast, jaki był dokładnie przebieg zdarzeń z 15 lutego. - Na razie dysponujemy notatkami policjantów - mówi prokurator rejonowa Danuta Kozakiewicz. Jedynym świadkiem jest Elżbieta S., 53-letnia córka Mariana K. Ma rany prawego kolana, lewego uda i prawej dłoni. Jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale nie została jeszcze przesłuchana. Policja ustala, ile oddano strzałów, a przede wszystkim, skąd K. miał broń. Na razie ze wstępnej rekonstrukcji wynika, że zadzwonił do drzwi domu córki. Otworzył mu Jarosław S., 52-letni zięć. Strzelił mu w okolice klatki piersiowej i brzucha. Mężczyzna osunął się na ziemię. Następnie padły strzały w kierunku córki, 53-letniej Elżbiety S. Kobieta ma trzy rany. Widząc, co się dzieje, uciekła na piętro i zawiadomiła policję. Ojciec oddalił się do drugiego domu. Tam śmiertelnie postrzelił się w głowę.
Oferta sprzedaży domu przy Skłodowskiej kilka miesięcy temu pojawiła się w jednej z raciborskich agencji nieruchomości. Ponoć wczoraj w południe mieli przyjść potencjalni kupcy.
(waw)
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.