Huragan Katrina zmienił jej życie

Chciała jechać do Chin, ale trafiła do Polski. Tu zdziwiło ją, że wchodząc do mieszkania trzeba zdejmować buty a pranie suszy się na dworze a nie w suszarce. Margaux Fischer z Nowego Orleanu w USA w ciągu tygodnia uczy dzieci z Rud języka angielskiego a w weekendy zwiedza nasz kraj.
- Przyjechałaś tutaj w ramach projektu TeachWorld, organizowanego przez Uniwersytet Harvarda. Jako wolontariusze uczycie języka angielskiego w różnych krajach. Dlaczego właśnie Polska?
- Tak naprawdę to chciałam jechać do Chin, bo projekt TeachWorld obejmuje kilka regionów, w tym Chiny, Afrykę i Amerykę Południową a w Europie, między innymi Polskę i Bułgarię. Wybrałam Chiny ale okazało się, że nie ma już miejsc, zaproponowano mi, żebym zmieniła kraj. Wtedy wybrałam Bułgarię. Ale i tam wyjazd okazał się nie możliwy. Została Polska.
- Czyli nie jesteśmy dla Amerykanów zbyt atrakcyjnym krajem?
- Ja dość dobrze znam Europę. Moja mama jest Francuzką, mamy dom na północy Francji a moi dziadkowie mieszkają w Lion. Niemal od urodzenia jestem dwujęzyczna. W Europie spędzamy praktycznie każde wakacje. Byłam już w Hiszpanii i we Włoszech. Okazuje się, że Polska tak bardzo nie różni się od krajów Europy Zachodniej.
- Chyba jednak nie wszystko jest takie samo. Co cię w Polsce zaskoczyło, zdziwiło…
- (Śmiech) Nie mogłam uwierzyć, że jak się wchodzi do czyjegoś mieszkania to trzeba zdejmować buty. W Ameryce główny posiłek jada się wieczorem, tuż przed spaniem. A tutaj w Polsce po południu. Trochę czasu zajęło, zanim się do tego przyzwyczaiłam. I jeszcze jedno, może dla mnie nie takie dziwne, ale dla moich amerykańskich kolegów, którzy też uczą angielskiego i są w Europie po raz pierwszy. Nie mogli uwierzyć, że pranie tutaj wywiesza się na sznurkach na dworze a nie używa suszarek elektrycznych. Poza tym nie ma takich wielkich różnic.
- Jesteś osobą bardzo młodą, masz zaledwie 19 lat, a zdecydowałaś się pojechać sama niemal na drugi koniec świata?
- To nie jest mój pierwszy wyjazd. W tamtym roku pojechałam wraz z grupą znajomych do Peru. Tam nie uczyliśmy angielskiego, to znaczy nie było to nasze główne zajęcie. Zajmowaliśmy się wtedy pomocą dzieciom niepełnosprawnym, pomagaliśmy budować klasy dla nich. Tam jednak zawsze byłam w grupie. Ten wyjazd jest inny. Ale ja lubię podróżować. Moja mama jest antropologiem Jej praca to podróże więc i dla mnie to nic nowego. Lubię podróżować, to pozwala zdobywać nowe doświadczenia. Mój wniosek jest taki - im więcej podróżujesz tym bardziej możesz się przekonać, że ludzie tak naprawdę są do siebie podobni.
- To bardzo antropologiczna uwaga.
- Chyba tak (śmiech) bo ja też chcę być antropologiem jak moja mama i ten kierunek studiuję.
- Tutaj w Polsce możesz dokonać wielu obserwacji; mieszkasz w Rudach czyli w bardzo niewielkiej miejscowości, zwiedziłaś już Zakopane, Kraków, Racibórz i nawet Oświęcim. Jakie wrażenia?
- W Rudach mi się bardzo podoba. Ludzie są mili. Z dziećmi, które uczę też bardzo dobrze dogaduję. Dzieciaki podchodzą do lekcji bardzo entuzjastycznie. Dużo bawimy się podczas nauki. Gdy grupa jest mniejsza, wtedy więcej rozmawiamy. Przywiozłam ze sobą laptopa i trochę książek. Dużo daje mi wymiana doświadczeń i z innymi wolontariuszami, którzy uczą angielskiego w innych miejscach Polski.
Duże wrażenie zrobiła na mnie wizyta w Oświęcimiu. Człowiek uczy się o tych strasznych rzeczach, które się kiedyś wydarzyły. Ale zobaczyć to na własne oczy to zupełnie inne co innego. A teraz jest to po prostu atrakcja turystyczna. Ludzie sobie tam spacerują, śmieją się… To mi trochę nie pasuje.
- Pochodzisz z Nowego Orleanu, miasta w które uderzył huragan Katrina. Przeżyłaś ten koszmar w rodzinnym mieście.
- Wyjechaliśmy z Nowego Orleanu w ten dzień, w którym huragan uderzył. Po prostu wsiedliśmy do samochodu i pojechalismy w kierunku Memphis. To na początku nie wyglądało groźnie. Ale w efekcie okazało się, że do domu nie mogliśmy wrócić przez 2 miesiące. Mieszkaliśmy w hotelach w Pensylwanii. Tam też obchodziłam swoje 15 urodziny. Gdy wróciliśmy, okazało się że nasz dom aż tak mocno nie ucierpiał, tylko zerwało kawałek dachu. Ale byliśmy szczęściarzami, bo niektórzy moi znajomi nie mieli do czego wracać. Wtedy, po huraganie zrozumiałam, jak ważna jest pomoc innym. Zresztą ten huragan bardzo zmienił moje życie.
- A wrócisz jeszcze kiedyś do Polski?
Chciałabym…Polska podoba mi się, ale na świecie jest tyle miejsc, które chciałabym zobaczyć. W przyszłym roku planuję pojechać do Chin. A gdzie jeszcze? Zobaczymy.
Jolanta Reisch
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany