Najgorzej, gdy zginie kolega... Wspomnienia emerytowanego górnika Krystiana Ochojskiego

Gdy górnik zjeżdża w dół, w szoli mówią mu: Szczęść Boże! Tu na dole, tylko na Boga można było liczyć. Zjeżdżasz i nie wiesz, czy wyjedziesz. Krystian Ochojski, emerytowany górnik, w urodziny nigdy nie pracował. – Przy mnie zabiło kolegę, który akurat miał urodziny. Po szychcie mieliśmy je opić. Zginął. Od tego czasu postanowiłem: w urodziny kopalnia życia mi nie zabierze - mówi.
Krystian Ochojski ma 62 lata. Białe włosy, część czaszki wgniecioną po wypadku w pracy. - Tu nie ma kości - pokazuje wgłębienie tuż za skronią. Był piłkarzem zawodowym. W 1970 rozpoczął pracę jako górnik przodowy w kopalni Anna w Pszowie i w radlińskim Marcelu. Pracował 21 lat. - To było życie na krawędzi - mówi.
- W chodniku były takie zapylenia, że nie widziałeś osoby metr obok - wspomina. - 90% górników pracujących w Przedsiębiorstwie Robót Górniczych, bo tak to się nazywało, było chorych na pylicę. Przepracowali 20 lat w kamieniu, przeszli na emeryturę, a po 10 latach%u2026 nie ma ich - wzdycha.
On sam uniknął tej choroby. - Mówili, żeby po szychcie zawsze wypić piwo, ono spłukuje ten pył. Ja się tego trzymałem, jestem zdrowy - żartuje. Nie uniknął jednak wielu bolesnych przeżyć. - Najgorzej, jak zginie kolega. Na moich oczach zginęło 8 ludzi - mówi.
- Chleba nigdy przy pracy nie zjadłeś. Cały czas musiołeś iść do przodku. Szybko. Durch szybko. Nie było 5 minut odpoczynku. Mówią, ze górnicy pracują 7,5 godziny ze zjazdem i wyjazdem. A naprawdę, jak trzeba było zostać, to żeśmy i 10 godzin zostawali - mówił górnik.
W kopalni śmierć cały czas jest tuż obok. Jedno z najczarniejszych wspomnień dotyczy Wigilii. - Miałem drugą zmianę, kierowca po mnie przyjeżdża, to był jeden dzień w roku, kiedy się pracowało krócej. Wigilia. Kierowca mówi: jedziesz, a masz 6 kolegów zabitych. 6 nieboszczyków. Bili szyb i kibel do góry wyciągali. Wiesz co to kibel? To się tak po górniczemu mówi. Wszystko poszło%u2026 a oni na dole zostali. Ładowali materiał wybuchowy, było przebicie prądu%u2026 zapalnik zaiskrzył się%u2026 i poszło - wspomina powoli.
- Wypadki są i będą - mówi. - Złamania rąk, nóg, połamane palce, były na porządku dziennym. Sam też przeżył poważny uraz, który nieodwracalnie odbił się na jego zdrowiu. - Obudowę robiliśmy. Odprysnął kamień, uderzył mnie w głowę. Zawieźli mnie do Rydułtów do szpitala, głowa cała obszyta, miesiąc mi dali wolnego. W szpitalu nie zaznaczyli tego zdarzenia. Wypadek nie został zgłoszony - wyjaśnia pan Krystian.
Po pięciu latach nieustannego bólu głowy, Krystian Ochojski stracił przytomność. Przeszedł operację na otwartym mózgu. 48 godzin. - A lekarz z Czechosłowacji robił doktorat na jego przypadku, że on w ogóle wyszedł z tego - dodaje żona pana Krystiana, Maria. - Byłem czarny jak kruk, a po operacji%u2026 biały - mówi emerytowany górnik. W efekcie zachorował na padaczkę.
Co go ciągnęło do kopalni? Najpierw pieniądze. - Byłem piłkarzem zawodowym, grałem w Niedobczycach w 3. lidze, ale zrezygnowałem, poszedłem w górnictwo. Musiałem utrzymać rodzinę - wyjaśnia. - Po pięciu latach już sobie nie wyobrażałem pracy gdzie indziej. Kopania działa jak narkotyk. Ryzyko ryzykiem, ale jo to lubił, choć było to życie na krawędzi. Kto tam nie pracował, to nic nie wie o ciężkiej pracy - mówi.
Trauma w kopalni to przede wszystkim wypadek, nagła śmierć przyjaciela. - Przy mnie zabiło mojego najlepszego kolegę. Miał urodziny, a my na noc na dół zjeżdżali. Wziął z domu wódkę, mówi: jak wyjedziemy, wypijemy to. Zabiło go. Ja postanowiłem nigdy nie zjeżdżać w dół w urodziny. W każdy dzień może mnie zabić, ale w urodziny nigdy - mówił.
Żonom górników za każdym, gdy widziały górniczy karawan, serca podchodziły do gardła. - To była taka zielona buda z krzyżem. Dwa konie ciągnęły. To był znak, że trupa wieźli z kopalni. Mój ojciec też pracował w kopalni. Jak on pracował, a matka szła do sklepu i zobaczyła tę budę, od razu leciała z powrotem z sercem na ramieniu. Każda była przerażona - a jeśli to mój mąż?
- I wiesz co jeszcze jest złe? Jak dozór odzywa się do górników. Nie po ludzku. To boli. Oni traktują zwykłego górnika jak kogoś gorszego. Najgorsze obelgi są na porządku dziennym. Poniżenie człowieka - wyjaśnia.
Krystian Ochojski trzykrotnie został odznaczony Krzyżem Zasługi: brązowym w 1978, srebrnym w 1981 i złotym w 1985. - Dwa razy odbierałem od przewodniczącego Rady Państwa, Henryka Jabłońskiego, za trzecim razem od Gierka - wspomina.
Z jego oczu bije siła i determinacja. W twarzy jest skupienie. Pamięć wraca do pełnych przeżyć czasów, gdy był górnikiem. - Dlaczego pan nie zrezygnował, nie rzucił tej pracy? - To była katorga, ale jo to kochoł - odpowiada z zacięciem.
Kamila Besz
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.