Z ziemi lwowskiej do śląskiej – relacja ze spotkania z Aleksandrą Orłowską
To był wieczór wzruszeń, wspomnień i radości ze spotkania. Aleksandra Orłowska była, 24.05., gościem Raciborskiego Centrum Kultury w ramach cyklicznego wydarzenia W PUNKT.
Trawestując słynny cytat, drogę życia naszej BOHATERKI można zatytułować „Z ziemi lwowskiej do śląskiej”, tym zdaniem rozpoczęła rozmowę prowadząca - Joanna Maksym-Benczew dyrektor RCK. I tak potoczyła się opowiadana przez Panią Olę fascynująca historia jej losów.
Na początku były kresy. Urodziła się we Lwowie, niedaleko Parku Stryjskiego, jej rodzice poznali się, gdy byli prywatnymi nauczycielami w galicyjskich majątkach szlacheckich, między innymi w rodzinie Małachowskich, tata prowadził też uznaną orkiestrę wojskową. Ślubu udzielił im ksiądz Eugeniusz Baziak biskup lwowski, później krakowski. Gdy wybuchła wojna, ojciec ruszył ze swoim pułkiem na Częstochowę, w depeszy z Czerwonego Krzyża mała Ola z mamą dowiedziały się, że żołnierze zginęli, na szczęście w 1941 okaże się, że tata żyje.
Rodzina połączyła się w Małopolsce, nad Wisłą. I to kolejny moment, gdy mała ciekawska Oleńka często nieświadomie obserwuje konspiracyjną działalność rodziców, między innymi tajne nauczanie. Ten niezwykły czas miał jednak wpływ na przyszłość, w 1946 ojciec, aby uniknąć represji za zaangażowanie podczas wojny, po propozycji nie do odrzucenia jedzie na tzw. Ziemie Zachodnie. I tak rozpoczyna się śląski etap historii rodziny Orłowskich, w 1947 Ola z mamą i młodszą siostrą dołączyły do taty. Zrujnowane miasto, wypalone ulice, zgliszcza – to pierwsze wrażenia niemal nastolatki, która nie chce tu zostać, w tym RACIBORZU. Ale, jak się okazało, z każdym rokiem wrastała w miejsce. Po drodze były raciborskie szkoły i matura w Liceum Pedagogicznym. W międzyczasie Stanisław Hadyna chciał porwać utalentowaną dziewczynę z długim blond warkoczem do tworzącego się Zespołu Śląsk, tata zabronił, kazał najpierw skończyć szkołę. Skończyła, ale z ramach buntu wyjechała do Rabki i uczyła gimnastyki w sanatoriach dla dzieci, a dorabiała sobie śpiewając z jazzującą kapelą. Po dwóch miesiącach zatroskany ojciec zabrał ją z powrotem do Raciborza.
I w tym momencie zaczyna się naprawdę owocna, zawodowa kariera: 33 lata w Młodzieżowym Domu Kultury, niezliczone grupy tańczących dzieci w raciborskich szkołach podstawowych i średnich (dzieciaki z 12-stki wystąpiły na Festiwalu Opolskim z samą Zdzisławą Sośnicką). Do początku lat 90-tych przez instruktorskie ręce przewinęły się tysiące tancerzy w tańcach narodowych, ale przede wszystkim śląskich. W MDK-u poznała męża Horsta zwanego Jurkiem, Piotra Liberę, wśród innych ważnych byli Roman Masarczyk i Paweł Kowol, to dzięki nim Śląsk był coraz bliższy sercu.
W roku 2000 pani Ola rozpoczęła swoją przygodę z dziećmi ze szkoły specjalnej, i jak sama dobitnie stwierdziła, było to najpiękniejsze, a jednocześnie najbardziej wymagające miejsce. To tu spotkała niezwykle zdolne dzieci i młodzież oraz kreatywne i zaangażowane grono nauczycieli. Z ich wparciem pojawiła się Bajtel Gala, spektakularne widowisko popularyzujące śląski folklor (z dziećmi z raciborskiego Zespołu Szkół Specjalnych udało się trzykrotnie zdobyć główne laury na międzynarodowych festiwalach w Łodzi i w Bielsku).
I następne wyzwanie, praca ze „starszą młodzieżą” (na początku w Uniwersytecie Trzeciego Wieku), grupa, która wówczas powstała, przyjęła w końcu nazwę Strzecha Seniorzy i stała się częścią Zespołu Pieśni i Tańca STRZECHA im. Joli Rymszy. W Raciborskim Centrum Kultury pod skrzydłami Oleńki, jak zwykli o niej mawiać, tańczyli układy hiszpańskie, romskie, a nawet z Ekwadoru i świetnie funkcjonują już 17 rok.
Godzinna opowieść minęła jak chwila i zaczęły się podziękowania, uściski, kwiaty, prezenty. W tym ten od organizatorów, przepiękne zdjęcie Jana Ptaka (www.naszraciborz)- pani Aleksandra tańczy w śląskim stroju ze swoim „scenicznym mężem”. Na spotkanie zjechali się przyjaciele, znajomi, współpracownicy z różnych stron, nawet odległych. Rozmowy, wspólne zdjęcia trwały jeszcze długo. A atmosferę umiłowania folkloru podkreślała niecodzienna aranżacja sali kameralnej Domu Kultury Strzecha, ludowe stroje wianki i śląskie chusty na stolikach. Było pięknie, Pani Olu dziękujemy za przyjęcie zaproszenia na spotkanie W PUNKT.
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany