Czy to koniec świata?

Gdyby za tydzień ludzie mieli iść do urn, to o ich wyniku zdecydowałby wyborczy piknik prezydenta z zespołem Feel czy slajdowisko w pubie Koniec świata? Pytam nie przez przypadek, bo odnoszę wrażenie, że największym problemem Raciborza jest dziś kultura.
Kazus Końca świata – patrząc choćby na liczbę komentarzy na portalu naszraciborz.pl - urósł w ostatnich dniach do rangi fetyszu. Fakt. Sprawa pokazała, jak liczne jest środowisko skupione wokół lokalu, jak dalece krytyczny jest jego stosunek do decyzji o rozwiązaniu umowy najmu z firmą Dawida Wacławczyka i jak mocno domaga się ono zmian nie tylko w raciborskiej kulturze, ale i magistracie. Obok problemu społecznego mamy więc problem – co tu kryć – polityczny i wyraźną przepaść między obecną ekipą rządzącą w mieście a środowiskiem Końca świata właśnie, któremu przybito co prawda szyld „młodzi”, ale w jednym z komentarzy słusznie zauważono, że to pokolenie ma już dawno studia za sobą, a więc do młodzieniaszków się nie zalicza.
Nie wiemy dziś natomiast, co o sprawie sądzi lokalny PiS, choć pewnie zabierze głos na najbliższej sesji (na razie mam wrażenie, że ludziom tej partii, głównie w Rybniku, odpowiada zajmowanie pozycji niemej i bezbarwnej raciborskiej opozycji), miejscowa lewica (dawno już nie zabrała głosu w żadnej sprawie i nie wiadomo, czy w ogóle istnieje), a przede wszystkim opinia społeczna (taki reprezentatywna grupa raciborzan we wszystkich grupach wiekowych, od słabo po dobrze wykształconych), bo nikt nie zbadał, na ile pub w Strzesze w ogóle interesuje tzw. ogół, a jeśli już, to jakie ma zdanie w tej kwestii i czy uważa ją za największy problem Raciborza.
Sprawa Końca świata, abstrahując od oceny działań dyrektora RCK-u, ma zabarwienie polityczne, zarówno z powodu, o których pisałem wyżej, jak i przyszłych wyborów samorządowych, bo nie mam wątpliwości, że sporo solidarnych z pubem pokusi się o mandat rajcy, najprawdopodobniej pod szyldem NaM, czyli Ruchu Samorządowego Nasze Miasto. Za niecałe dwa lata, jakie zostały nam do nowego rozdania, awanturę o pub w Strzesze mało kto jednak będzie pamiętał, a wyborcy w sposób, niestety, dość oględny i wedle innych kryteriów ocenią dokonania czterolecia Lenka i wsłuchają się w obietnice jego konkurentów.
Na razie, rozmawiając z niejedną osobą, słyszę, że Racibórz stał się placem budowy, co rusz ktoś pyta mnie, co tam w końcu z tą galerią na Długosza i pływalnią na Ostrogu, 50-metrówką pod Oborą i ścieżkami rowerowymi. Przedsiębiorcy skarżą się, że trudno znaleźć dobrych pracowników, a inni, że z objazdami ktoś przegiął. O kulturę zahacza niewielu, przez co mniemam, że nie jest to chleb powszedni, choć niejeden, jak przyjdzie co do czego, podyskutuje o wyższości Dody nad Kultem i odwrotnie. Jestem jednak przekonany, że ludzie żyją czym innym i chyba oczekują innej, ciekawej wymianie poglądów o problemach Raciborza (nie mylić z rzucaniem na lewo i prawo niewybrednych epitetów).
Byłoby idealnie, gdyby równe emocje, co sprawie Końca świata, towarzyszyły choćby dyskusji o pomysłach na zarządzanie miastem we wszystkich aspektach, a głównie w zakresie wspierania rozwoju przedsiębiorczości, pozyskiwania środków unijnych, promocji, drogownictwa, edukacji itd. Te emocje co prawda się pojawiają, ale w wąskim gronie internautów, którym chce się grzebać w sieci i podpowiadać, czego od innych możemy się nauczyć.
Przyznam, że znamy się z Robertem Myśliwym, nieraz rozmawiamy, a jego głośne sierpniowe wystąpienie w Radzie Miasta, w którym skrytykował prezydenta, zawierało wiele istotnych pytań o program dla Raciborza. Tyle, że dziś z ciekawości zajrzałem na stronę internetową NaM i wśród publikowanych tam tekstów nie znalazłem konkretnych odpowiedzi na żadne z nich, choć wśród członków stowarzyszenia są osoby, które mogłyby błysnąć wiedzą z zarządzania i biznesu. W publikowanych tekstach widać, owszem, przywiązanie do miasta, poważną dyskusję nad urokami demokracji i przeświadczenie, że potrzeba wizji rozwoju. Tyle, że od odrodzenia samorządu w 1990 r. „wizja” była i jest w Raciborzu takim słowem wytrychem, często bez priorytetów i konkretów, zarówno w ustach rządzących jak i opozycji. Oby tak nie było do końca świata.
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany