MZB nie chce płacić odszkodowania
– Nie chcę dużych pieniędzy. Niech tylko zwrócą mi koszty leczenia – domaga się Danuta Zając-Kucharska. Kobieta w ubiegłym roku pośliznęła się na oblodzonym chodniku przy Książęcej. Złamała szyjkę kości biodrowej stawu biodrowego. Odszkodowania od zarządcy terenu czyli MZB nie dostała.
Wieczorem padał deszcz, w nocy kałuże przymarzły. Nazajutrz (20 lutego) około 8.00 rano Danuta Zając- Kucharska wybrała się na zakupy. Nie zdążyła jednak wejść do sklepu. Na narożu Książęcej z Rzemieślniczą upadła. – Nawierzchnia była bardzo śliska, nie posypana piaskiem. Pod warstwą śniegu znajdował się lód. Pośliznęłam się i nie mogłam już wstać. Ekspedientka z pobliskiego sklepu wezwała karetkę – wspomina pani Danuta. Ze złamaniem szyjki kości biodrowej stawu biodrowego trafiła do szpitala. Tam przeleżała trzy tygodnie. Przeszła skomplikowaną operację oraz długie miesiące rehabilitacji. – Lekarze mówili, że było to wyjątkowo paskudne złamanie. Mieli trudności z poskładaniem kości. W konsekwencji wstawili mi śrubę gąbczastą – mówi poszkodowana kobieta. Po wyjściu ze szpitala Danuta Zając- Kucharska przez blisko pół roku poruszała się o kulach. – Mieszkanie dostosowaliśmy do moich potrzeb, montując specjalne uchwyty w łazience i wc – wspomina.
Dzień po wypadku pani Danuty, bladym świtem służby komunalne posypywały chodnik piaskiem. – Jak żyję, nigdy tu tyle piachu nie przywieźli. Wystarczyłoby go dla połowy miasta – relacjonowali pani Danucie świadkowie zdarzenia.
W szpitalu powiedziano kobiecie, że powinna domagać się odszkodowania. Tak też zrobili państwo Kucharscy, zaraz po opuszczeniu lecznicy przez panią Danutę. Chodnik należy do miasta, zatem pierwsza prośba o zadośćuczynienie trafiła na biurko prezydenta miasta Mirosława Lenka. Ten sprawę przekazał administratorowi terenu, jakim jest Miejski Zarząd Budynków. Dyrektor MZB Stanisław Borówka pisemne poinformował panią Kucharską, że czeka na opinię radcy prawnego. Na tym poprzestano. – Poszłam więc do dyrektora MZB ale ten pan w bardzo ohydny sposób powiedział, że odszkodowania nie dostanę. Jeśli chcę, to mam założyć sprawę w sądzie. On i tak wszystkie wygrywa – przytacza słowa dyrektora Kucharska. – Prezydent obiecał, że sprawę w dwa tygodnie wyjaśni. Czekaliśmy dwa miesiące, po czym oznajmił, żebyśmy pana Borówkę do sądu podali, bo jest bezradny – dodaje mąż pani Danuty, Anatol Kucharski.
– My przecież nie chcemy jakiś wielkich pieniędzy. Niech tylko zwrócą nam za leczenie. Ciągle jeszcze chodzę na rehabilitacje. Niebawem będę musiała przejść kolejną operację (wyciągnięcie śruby), później następna rehabilitacja. To wszystko przecież kosztuje. A my jesteśmy tylko emerytami – zaznacza Danuta Kucharska.
Zapytaliśmy dyrektora MZB, dlaczego tak długo odwleka z wypłatą odszkodowania. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że sprawa została przedstawiona mu dwa miesiące po zdarzeniu. – Świadkowie tego wypadku, czy też mąż pani Kucharskiej mógł od razu powiadomić nas, albo straż miejską. Wtedy nie byłoby wątpliwości, czy to nasza czy tej pani wina – stwierdza dyrektor Miejskiego Zarządu Budynków Stanisław Borówka. – W takim wypadku nie jestem pewien jak sprawa wygląda, niech to rozstrzygnie sąd – kontynuuje dyrektor Borówka. – Jeśli ta pani jest przekonana i potrafi przed sądem udowodnić, że to z naszej winy złamała nogę, wtedy odszkodowanie wypłacimy – dodaje, kończąc rozmowę.
Justyna Korzeniak
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany