Felieton: Prosto w oczy
Raz na miesiąc chciałbym powiedzieć coś od siebie, bez ogródek. Prosto w oczy. Chciałbym podzielić się swoimi spostrzeżeniami z wielu lat działalności publicznej, kulturalnej i politycznej, samorządowej - pisze Marek Rapnicki z RSS Nasze Miasto.
Przez trzy kadencje obserwowałem działania samorządowe od środka, będąc ich współtwórcą i uczestnikiem. Następne dwie już tylko z punktu widzenia tzw. szarego obywatela, który ma być podmiotem, a jest najczęściej instrumentalnie traktowanym przedmiotem oddziaływań władzy. Szkoda czasu na prawienie sobie uprzejmości, skoro dość powszechnie artykułowana diagnoza stanu naszej Małej Ojczyzny jest tak zła.
Zacznę dziś jednak nie od stanu i jakości władz samorządowych Raciborza, o tym piszą wszyscy. Chcę skupić się na kondycji tych, którzy – ciszej lub głośniej – aspirują do przejęcia struktur samorządowych, a więc do objęcia funkcji radnych, prezydentów, naczelników i dyrektorów. Czym oni się legitymują, jakie walory prezentują, d l a c z e g o prą do władzy, choć przecież – jak powszechnie się mawia – polityka to bagno? Skąd zatem inklinacja do tak haniebnej profesji, wyśmiewanej, co rusz przez tych, co to stoją z boku i zawsze wiedzą lepiej. Inaczej mówiąc; czego społeczeństwo Raciborszczyzny powinno się spodziewać po ewentualnej zmianie warty, np. w magistracie, jak to po staropolsku mawiają raciborskie media.
Problem bynajmniej nie jest teoretyczny, bowiem wieloletnie zakorzenienie ekipy rządzącej w strukturach samorządowych, jej zimny pragmatyzm, sprawdzone mechanizmy działania, osłona medialna i – co tu dużo gadać – nieskuteczność oraz rozdrobnienie opozycji sprawiają, że wytrącenie z utartych kolein bezwładnie pędzącego wehikułu miasta i powiatu będzie niezmiernie trudne. A jeżeli nie potrafimy tchnąć w ten pojazd nowych mocy, paliwa na miarę XXI wieku, to lepiej, byśmy się w ogóle za te klocki nie zabierali.
Zapytany, zawsze odpowiadam, że prawdziwy samorządowiec (a może po prostu trzeba powiedzieć: odpowiedzialny obywatel, człowiek!) musi posiadać pięć przymiotów: wiedzę, morale, odwagę, refleks, bezinteresowność.
Wiem, wiem. Ideałów nie ma na świecie. Ale umówmy się – do czegoś trzeba zmierzać. Brak nawet jednej z wymienionych cech zamienia wybieralne gremium decyzyjne (radę, parlament) w bezideowe targowisko walki mniej czy bardziej bezwzględnych grup interesów, (które czytelnik sam może sobie nazwać kliką, jak chce). Przykłady? Rozumiem, nie trzeba.
Nie wymieniam takich cech jak elementarna aktywność, przytomność, dokładność w pracy, bo bez tego nie ma jakiejkolwiek efektywnej działalności, nawet w zakładzie szewskim. Skupmy się zatem na owych pięciu przymiotach.
WIEDZA: nie trzeba mieć wcale habilitacji, żeby być mądrym radnym, ale na pewno trzeba być specjalistą choćby w jednej wąskiej dziedzinie; wtedy nikt cię nie przechytrzy i nie wmówi bzdur, bo ty wiesz! Ale jeżeli twoja wiedza o wszystkim nie wykracza poza seriale i pierwsze strony witryn internetowych zostań w domu, nie daj się wybrać.
MORALE: to jest proste jak... dziesięć przykazań; nie masz zasad, jesteś pyłkiem na wietrze, tracisz oparcie, przesuwają Cię jak mebel; skorumpują Cię w rok i podporządkują, skuszą awansem wezmą na świadka spraw, które cię zwiążą na całą kadencję. Jeżeli nie potrafisz odmawiać stanowczo i kompetentnie - nie daj się wybrać, pomóż lepszym!
ODWAGA: tu nikt do nikogo nie strzela i nie głodzi; tu się tylko rozmawia, albo milczy. Wiesz, że co jest nie tak, czujesz w sobie wzbierający sprzeciw, którego, niestety, nie podziela większość radnych. Ale ty masz wstać i powiedzieć prawdę - jasno i precyzyjnie, bez inwektyw, ale i bez owijania w bawełnę. Jeżeli wiesz, że tak nigdy nie zrobisz - pomóż lepszym, nie zgłaszaj swojej kandydatury na listę!
REFLEKS: to trochę jak w sporcie - miałeś rację, miałeś argumenty i chcesz wygranej, ale inni cię wyprzedzili, nie zdążyłeś nawet wykrztusić słowa, zginąłeś w tłumie. Jeżeli lubisz się spóźniać i wolisz brydża niż szermierkę - nie zgłaszaj swojej kandydatury na listę, wstydu oszczędź!
BEZINTERESOWNOŚĆ: no i tu dopiero zaczynają się schody. Nowy garaż, dojazd na osiedle, ulga w podatkach i szybsza informacja o planowanym przetargu... każdy ma coś do załatwienia... prawie każdy radny. Jeżeli czegoś potrzebujesz szybko, taniej i po znajomości, przestajesz być suwerenny. Krótko: jesteś do kupienia. Więc jeżeli idziesz do rady, aby załatwić pracę dla siostrzenicy i tani kredyt dla cioci Wandzi, ( bo przecież trafisz do rady nadzorczej banku) – wstydu oszczędź, zostań w domu! Czy to jasne, drogi kandydacie? Spójrz w lustro, weź głęboki oddech. I policz. Do pięciu...
Marek Rapnicki
RSS Nasze Miasto
Tekst ukazał się wcześniej na łamach miesięcznika Dobro Ojczyzny, Ruchu Społecznego Dobro Ojczyzny.
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany