Diamentowe gody w Krzanowicach

60-lecie pożycia małżeńskiego obchodzą w październiku Leon i Gertruda Jureczka z Krzanowic. Dostojnych jubilatów odwiedził burmistrz Andrzej Strzedulla oraz kierownik krzanowickiego USC Gabriela Augustyn.
Państwo Jureczka zamieszkują przy ul. Srebrna Góra. Doczekali się dwóch córek i syna, szóstki wnucząt i czwórki prawnucząt. Dziesięć lat temu odwiedziliśmy ich z racji złotych godów. Od tamtego czasu nadal cieszą się dobrym zdrowiem i zgodnym pożyciem.
- Los chciał, że mieliśmy miejsca obok siebie. Mąż odprowadził mnie do domu i tak to się zaczęło - wspominają małżonkowie. Nie pamiętają już, co to był za film, ale przez te wszystkie lata wspólnego życia nie zapomnieli o tym, jak bardzo się kochają. - Wraz z wiekiem ta miłość się pogłębia, bo im starszy człowiek tym bardziej przywiązany - mówią zgodnie. Co urzekło pana Leona w żonie? - Przede wszystkim jej charakter; żona jest bardzo dobrym człowiekiem - przyznaje. - Jest do tańca i do różańca - dodaje. Pani Gertruda przyznaje, że lubi wyjść
do ludzi, bawić się i brać udział w różnych spotkaniach, podczas gdy jej mąż jest domatorem. - Mąż zawsze był bardzo spokojnym człowiekiem, aż za spokojnym - śmieje się pani Jureczka. - Zawsze był też pracowity, wszystko sam przy domu zrobił i jest bardzo dobrym ojcem, wszystkie dzieci wskoczyłyby za nim do wody, a zięciowie jak dobrze się z nim dogadują - chwali małżonka pani Gertruda.
Ich miłość wielokrotnie narażana była na próby. - Poznaliśmy się w 1954 roku, a w 1955 mąż poszedł do wojska i pierwszy raz przyjechał do domu dopiero po 11 miesiącach - wspomina pani Gertruda. - To była dyscyplina stalinowska. 11 miesięcy byłem w szkole oficerskiej - dodaje jej mąż. Nie był to dla nich łatwy okres, ale mimo długiego czasu rozłąki nie oddalili się od siebie. - Pisaliśmy do siebie stosy listów, po trzy w tygodniu - wspominają.
Po powrocie pana Leona z wojska, państwo Jureczka spotykali się jeszcze 2 lata. Ślub wzięli w 1959 roku. - 24 października był ślub cywilny, a 26 - kościelny - mówią. Dalsze koleje ich wspólnego losu nie są pozbawione ciężkich chwil rozłąki. - 10 lat przepracowałem w Sosnowcu, jako budowlaniec, raz w tygodniu byłem w domu - przyznaje pan Leon. - A następnie 30 lat pracowałem w Zakładach Remontowo-Budowlanych w Rybniku - dodaje.
Pani Gertruda w tym czasie zajmowała się domem, gospodarstwem, opiekowała się chorymi rodzicami i wychowywała dzieci. - W 1960 roku urodziłam pierwszą córkę - Brygidę, a w 1962 r. drugą - Irenę. A gdy miałam już 40 lat, na świat przyszedł nasz syn - Piotr - opowiada pani Gertruda.
Zajęć im nie brakuje. - Mamy kawałek ogródka, a jak coś robimy, to zawsze razem. Jak mąż maluje płot z jednej strony, to ja z drugiej - mówiła pani Gertruda dziesięć lat temu, wówczas członkini krzanowickiego chóru Cecylia. Dziś już zdrowie nie pozwala na pracę w ogrodzie i przy obejściu domu. Pani Gertruda zrezygnowała też ze śpiewania w chórze. Państwo Jureczka wciąż jednak lubią dużo czytać, zarówno książki, jak i gazety. Pan Leon nadal uwielbia oglądać sport.
Jaka jest według nich recepta na długoletnią, niewygasającą miłość? - Trzeba się kochać i ufać sobie - stwierdza pani Gertruda. - Ważne jest też wzajemne zrozumienia, trzeba razem rozwiązywać wszelkie problemy - dodaje jej małżonek. A jakie jest ich największe marzenie? - Żebyśmy trochę jeszcze pożyli razem i zdrowi byli, bo w dzieciach pociechę mamy - stwierdzają oboje.
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.