Komisja zajmowała się skargą na szpital
Komisja Rewizyjna Rady Powiatu sprawdzała, kto ma rację w sporze dyrektor szpitala - mieszkaniec Siechnic pod Wrocławiem. Mężczyzna w kwietniu był w Raciborzu. Jego 2-letnie dziecko nagle zachorowało. W szpitalu odmówiono mu pomocy. Uważa, że złamano prawo.
Do zdarzenia doszło 24 kwietnia o 18.50. Mężczyzna przyjechał do szpitala ze swoim chorym 2-letnim dzieckiem. Dziewczynka miała powiększone węzły chłonne, gorączkę i ogólnie źle się poczuła. Pielęgniarka z izby przyjęć zadzwoniła na oddział pediatryczny i po chwili oświadczyła, że "lekarz nie zejdzie".
- Nie wiem czy w placówce, którą Pan kieruje takie zachowanie lekarzy jest ogólnie przyjęte bądź nawet nakazane, natomiast mnie wydaje się ono nie do przyjęcia. Chodziło przecież o dwuletnie dziecko, którego lekarz nie zechciał nawet zobaczyć. Jako że brak było jakiegokolwiek uzasadnienia takiego zachowania, wydaje mi się, że było ono spowodowane zwykłym lenistwem - napisał mężczyzna w skardze do dyrektora szpitala, datowanej na 27 kwietnia. Dalej relacjonuje, że choroba córki nie okazała się aż tak poważna, została odpowiednio zaopatrzona w poradni przy Bielskiej, ale żal do raciborskiego szpitala pozostał. - Potraktowanie, a właściwie ignorancja z jaką spotkało się chore dziecko w placówce powołanej do udzielenia pomocy chorym nie mogą zostać przeze mnie zaakceptowane. Kto ponosiłby bowiem winę, gdyby choroba okazała się np. sepsą? Lekarz, który nawet nie spojrzał na dziecko? - pyta retorycznie.
Na skargę nie otrzymał odpowiedzi. 24 czerwca skierował więc kolejną skargę, tym razem do starosty. - Zwracam się z prośbą, jako do organu sprawującego nadzór nad Szpitalem Rejonowym w Raciborzu, o wyjaśnienie braku ze strony dyrektora poinformowania mnie o sposobie rozpatrzenia skargi z 27 kwietnia. Wydaje mi się, że jednostka szczycąca się posiadaniem certyfikatów jakości ISO 9001-2000 i ISO 14001-2000 powinna bardziej o tę jakość zadbać - napisał we wstępie, tłumacząc dalej, że co prawda zgodnie z prawem do lekarza należy ocena, czy stan zagraża zdrowiu bądź życiu pacjenta, ale w tym przypadku lekarz w ogóle się nie pojawił. - Z uwagi na dobro innych pacjentów, by wykluczyć bądź ograniczyć naganne zachowania lekarzy w przyszłości, proszę o informację czy sposób postępowania, z którym się zetknąłem jest sposobem nakazanym przez kierownictwo szpitala - zakończył.
Po wysłaniu skargi do Starostwa, odezwał się w końcu szpital. W piśmie datowanym na 1 lipca zastępca dyrektora ds. medycznych Zbigniew Wierciński pisze: - W związku ze zdarzeniem opisanym przez Pana w piśmie z dnia 27.04.2009 r. dyrekcja informuje, iż podstawą przyjęcia dziecka do szpitala jest skierowanie wystawione przez: lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, lekarza specjalistę, lekarza pogotowia ratunkowego. Bez wymaganego skierowania do ambolatorium izby przyjęć udzielana jest pomoc medyczna w przypadkach bezpośredniego zagrożenia życia (utrata przytomności, nagła duszność) lub w sytuacji wystąpienia urazu powypadkowego. Natomiast we wszystkich pozostałych przypadkach (zachorowaniach) należy zgłaszać się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej w miejscu złożenia deklaracji wyboru lub do wskazanego przez niego punktu opieki całodobowej. W związku z powyższym należało skorzystać z pomocy w punkcie opieki całodobowej, o czym został Pan poinformowany przez personel izby przyjęć.
Na tym jednak sprawa się nie kończy, bo mieszkaniec Siechnic nadal domaga się odpowiedzi na pytanie: - kto powinien ocenić czy stan pacjenta wymaga natychmiastowego udzielenia pomocy ze względu na zagrożenie życia lub zdrowia? Powołując się na komentarz do ustawy prawo o zakładach opieki zdrowotnej, stoi na stanowisku, że lekarz i to osobiście, a nie przez telefon. - Zamiast odpowiedzi na zarzut otrzymałem informację, że bezpośrednie zagrożenie życia to utrata przytomności bądź nagła duszność. Nie podano, że są to tylko przykłady więc wnioskuję, że to jest katalog zamknięty dyrektora szpitala - konkluduje. Pyta też, czy skoro deklarację składał we Wrocławiu, tam też, będąc akurat w Raciborzu, powinien szukać pomocy. - Na koniec dodam tylko, iż nie zawracałbym sobie głowy tą sprawą, gdyby nie dotyczyła obojętności wobec dwuletniego dziecka - napisał na końcu.
Komisja uznała, że miała miejsce przewlekłość postępowania i brak odpowiedzi na skargę stanowił naruszenie prawa. Nie odniosła się natomiast do meritum, a więc czy lekarz miał obowiązek ocenić stan pacjenta. W tej ostatniej kwestii uznała się za niewłaściwą do rozpatrzenia skargi.
(waw)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany