Nie ma byka nad sudolskiego rolnika

Jedna z ulic przecinająca Sudół nie na darmo nazywa się Czynu Społecznego. Ludzie jak się tu skrzykną, to robią naprawdę wielkie imprezy. Znają też swoją wartość. – Nie ma większego byka nad sudolskiego rolnika – napisali na transparencie przed ustrojonym dożynkowo wozem.
Znane są już sudolskie procesje konne na drugi dzień Świąt Wielkanocy, które gromadzą ponad 120 koni. W tym roku ta najdalej na południe wysunięta dzielnica Raciborza, gdzie prawie każdy mieszkaniec zajmuje się uprawą roli bądź ogrodnictwem, postanowiła zorganizować dożynki miejskie. Wezwano posiłki z sąsiedniej Studziennej i Markowic. Gdyby jeszcze doszła rolnicza Płonia i Stara Wieś z Proszowcem, to pewnie miejski żniwniok byłby największy w powiecie.
Tegoroczny zresztą i tak imponował. – To fenomen. Podziwiam zdolności organizacyjnej sudolików – powiedział prezydent Mirosław Lenk, który szedł w korowodzie. Z radnych miejskich towarzyszyło mu tylko dwóch (Krzysztof Myśliwy i Eugeniusz Wyglenda), powiatowy jeden (Marceli Klimanek). Na wsiach taka kiepska frekwencja reprezentantów ludu byłaby nie do pomyślenia.
Starostami byli Bernard Urbas, który z żoną Krystyną gospodarzy na 200 ha i specjalizuje się w uprawie kukurydzy, zbóż i rzepaku, oraz Brygida Płaczek, która wraz z mężem Janem ma 46-ha gospodarstwo, uprawia zboża i hoduje krowy mleczne.
(waw)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany