Dożynkowy festyn w Sudole

Trzy lokalne organizacje połączyły swoje siły, by zorganizować doroczny dzielnicowy festyn dożynkowy w Sudole. – Tu zawsze były dożynki, bez względu na opinie polityczne i stan pogody – twierdzą organizatorzy. I dodają - Może i jest nas mało, ale liczy się jakość, a nie ilość.
- U nas nie ma starosty i starościny, bo jest nas za mało i co 10 lat musielibyśmy się powtarzać – śmieje się Jerzy Parys, jeden z organizatorów dożynkowego festynu. Bo i rzeczywiście, w dzielnicy Sudół mieszka około 600 osób. To niby mało. A jednak wystarczająco dużo, by działać w trzech prężnych organizacjach – Stowarzyszeniu na Rzecz Rozwoju Dzielnicy Sudół, OSP i Towarzystwie Miłośników Koni.
- OSP jest tutaj od zawsze, a że jest nas prawie 70 chłopa, to można działać – śmieje się szef jednostki, Józef Lamla. Towarzystwo Miłośników Koni jest organizacją młodszą, ale i tak starszą od powołanego do życia zaledwie w ubiegłym roku Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Dzielnicy Sudół. – Najbardziej jesteśmy dumni z tego, że udało nam się otworzyć niepubliczne przedszkole, od września już 9-godzinne i z własnymi posiłkami, bo właśnie Sanepid przyjął nam kuchnię. No i mamy pełny skład, 25 dzieci – przewodnicząca Stowarzyszenia, Irena Seeman nawet nie stara się ukryć dumy i zadowolenia z tego faktu.
Podczas niedzielnej zabawy dopisała i pogoda i uczestnicy. Bawiono się tradycyjnie na placu przed remizą strażacką, a do tańca przygrywał Roman Kostka, który przyjechał aż z Niemiec, by zaśpiewać na tej dorocznej imprezie. Była loteria, gorąca kiełbasa z grilla i zimne piwo. No i wspaniała parada koni, które były niewątpliwą ozdobą spotkania.
- U nas takie imprezy mają długą tradycje – wyjaśnia Jerzy Parys. – Oprócz zabaw robionych wspólnie, to każda z organizacji, co najmniej raz w roku organizuje własny festyn. Jest to nie tylko okazja do zabawy, ale też można zarobić trochę grosza na działalność. Nie ma tego dużo, ale zawsze coś...
(jola)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany