9 tys. km w miesiąc, czyli autostopem z Raciborza do Iranu, by oddać hołd bohaterom

W ciągu jednego miesiąca przebyli autostopem prawie 9 tys. km, łącznie skorzystali z pomocy 77 kierowców. Dwaj raciborzanie postanowili oddać hołd poległym na terenie Iranu Polakom, stąd też głównym celem wyprawy był Polski Cmentarz w Teheranie. O tym jak smakuje wielbłądzie mleko, jak wygląda noc na pustyni, o ciekawości świata i pasji podróżowania z celem opowiadają Michał Woś i Krzysztof Krzemiński.
Nasz Racibórz: Skąd w ogóle pomysł na taką wyprawę i kiedy on się zrodził? Jakie były główne cele podróży?
Krzysztof Krzemiński: W zeszłym roku marzyłem, żeby odwiedzić autostopem Gruzję. Nie zdążyłem zrealizować tego planu, jednak wschodnie kraje zaczęły mnie coraz bardziej interesować i stąd chęć zobaczenia Armenii i Iranu. Przed wakacjami spotkałem się z Michałem, który również zaczął jeździć autostopem, a te kierunki szczególnie mu się podobały ze względu na historię Polaków przebywających na tamtych terenach w ubiegłym wieku. Naszą motywacją była prosta ciekawość kultury tych państw, mentalności ludzi, a za sprawą Michała także oddanie hołdu naszym przodkom, którzy polegli na terenie Iranu w czasie tułaczki podczas II Wojny Światowej.
Michał Woś: Postanowiliśmy przy okazji przyjemnej dla nas podroży, zrobić coś pożytecznego, czyli oddać hołd poległym Polakom, mimo, że ich groby leżą tysiące kilometrów od ojczyzny - stąd obranie za główny cel Polskiego Cmentarza w Teheranie.
NR: Czy zamierzone cele w 100% udało się zrealizować?
KK: To jest wyjazd, którym żyję do teraz, ciągle chce się wracać do tych miejsc i ludzi, więc twierdzę, że zdecydowanie tak, pomimo, że nasze cele nie zawierały się na konkretnej liście.
MW: Mieliśmy niesamowite przygody, poznaliśmy wspaniałych ludzi, wróciliśmy do Polski cali i zdrowi, więc zdecydowanie tak, nawet jeśli po drodze zrobiliśmy drobne korekty planu... Np. z planowanego tygodnia w Gruzji zrobiły się trzy dni, więc do tego kraju zdecydowanie musimy wrócić - i to szybko, bo Gruzja z dnia na dzień staje się coraz bardziej zachodnia, tracąc swój niepowtarzalny klimat kaukaskiego państewka. Odpuściliśmy też wizytę nad Zatoką Perską - w zamian jadąc na środek pustyni - bo wszyscy Persowie pukali się w głowę, słysząc gdzie chcemy jechać. Mówili, że nawet oni jeżdżą w te rejony tylko zimą, a latem bywają tam tylko tamtejsi Arabowie i Beduini. 50 stopni Celsjusza w suchym pustynnym powietrzu jest do wytrzymania, w przeciwieństwie do 50 stopni w mokrym nadmorskim klimacie.
NR: Ile trwało planowanie wyprawy, opracowanie planu, jak wyglądał ekwipunek?
KK: W ramach wolnego czasu lubimy czytać blogi podróżnicze i chodzić na prelekcje innych autostopowiczów, dzięki temu sporo się dowiedzieliśmy. Samo planowanie było krótkie i dotyczyło głównie kwestii związanych z wizą. Omówiliśmy też ogólny szablon trasy, którą chcemy przejechać, jednak jeżdżąc autostopem modyfikuje się ją na bieżąco - wiele miejsc postanowiliśmy odwiedzić już w trakcie wyjazdu. Część z nich zobaczyliśmy wyłącznie dzięki uprzejmości ludzi, który się dla nas zatrzymali, a następnie spontanicznie oprowadzili po ciekawych zakątkach, czasem mało znanych dla turystów. Nie potrzebowaliśmy nic specjalnego - kilka par ubrań, namiot, karimaty i śpiwory. Swój bagaż zmieściłem w 26-litrowym plecaku, którego dotychczas używałem na weekendowe wyjazdy. Nosząc go całymi dniami byłem zadowolony z posiadania lekkiego ekwipunku.
Jedyną odmienną rzeczą była kartka w języku farsi (perskim), która tłumaczyła kim jesteśmy...
MW: ...za którą jesteśmy bardzo wdzięczni Gosi :) A przed wyprawą nawet nie mieliśmy czasu się spotkać - ja pracowałem w Warszawie, a Krzysiek był na Woodstocku - w Raciborzu byliśmy zaledwie dwa dni przed wyjazdem, więc właściwie kontaktowaliśmy się kilka razy przez Fb i telefon. Zdjęcie do wizy robiłem w dniu wyjazdu rano:)
NR: Dlaczego wybraliście podróż autostopem?
KK: Autostop daje większe możliwości poznania danego kraju ze względu na kontakt z ludźmi. Poza tym sprawia, że znajdujemy się w niecodziennych sytuacjach. Wbrew pozorom do tej pory mam wyłącznie pozytywne wrażenia podróżując w ten sposób.
NR: Ile dni trwała wyprawa, ile kilometrów przemierzyliście? Jak wyglądały noclegi, posiłki...
KK: Prawie miesiąc - to krótki czas jak na taką trasę, dlatego spędzaliśmy go bardzo aktywnie. W Iranie wspomagaliśmy się nocnymi autobusami, bo Persowie praktycznie nie wiedzą, co to autostop i kierowcy sądzili, że łapiemy taksówkę lub nie potrafimy dotrzeć na dworzec autobusowy.
MW: Przejechaliśmy prawie 9 tys. km - sprawdziłem po powrocie, wliczając trasy nocnymi autobusami. Liczyłem też kierowców, którzy nas podwieźli - było ich dokładnie 77, z czego z większością pokonywaliśmy po kilkaset kilometrów.
KK: Większość nocy spędziliśmy w namiocie. Szczególnie łatwo nocowało się w Iranie, ponieważ tam ludzie uwielbiają biwakować i namiot w centrum miasta nikogo nie dziwił. Byliśmy też zapraszani do domów. Ludzie w tamtych regionach są niesamowici - naturalni, chętni do rozmów, gościnni i otwarci. Zawsze staraliśmy się przekonać, że mamy gdzie spać, ale domowa atmosfera, która panowała, sprawiała, że odmawiając wszyscy poczulibyśmy się nieswojo. Spędzając z nimi czas czuliśmy się jak dalecy krewni, a nie nieznajomi poznani przed paroma godzinami. Tradycyjnie część posiłków składała się z tego, co można bez obaw nosić w plecaku, oczywiście próbowaliśmy też pysznego lokalnego jedzenia. Miewaliśmy sytuacje, gdy byliśmy zaproszeni na herbatę, która okazywała się być pełnym obiadem.
MW: Właściwie nie było dnia, żebyśmy nie jedli normalnego ciepłego posiłku, czy to w małej lokalnej restauracji, czy w domach ludzi, którzy nas zaprosili.
NR: Czy były jakieś ciekawe, trudne, zaskakujące przygody w trasie lub już na miejscu?
KK: Przygód było mnóstwo, ciężko wszystkie wymienić, ponieważ każdy dzień wyglądał inaczej, ciągle zmieniał się krajobraz i poznawaliśmy wiele ciekawych osób. Dla mnie niezapomniane będą dni w mieście Yazd. Początkowo nie mieliśmy zamiaru tam jechać, a ostatecznie świetnie spędziliśmy czas. Razem z nowopoznanymi podróżnikami zwiedzaliśmy miasto, w nocy spacerowaliśmy po dachach połączonych ze sobą domów. Wszyscy pojechaliśmy także na pustynię i z pomocą kilku zbiegów okoliczności spotkaliśmy hodowców wielbłądów. Oprócz przepięknych widoków tamtejszej natury, mieliśmy okazję wypić świeże wielbłądzie mleko i posiedzieć przy herbacie gotowanej nad ogniskiem.
MW: Tak, zdecydowanie Yazd - miasto jakby wyjęte wprost z "Tysiąca i jednej nocy" Szeherezady. Małe, połączone ze sobą, typowo bliskowschodnie domki z niewielkimi kopułkami na dachach, tworzące cały labirynt, a nad nimi górujące perskie niebieskie meczety. Do tego noc na pustyni - nawet bardziej niż mleko wielbłąda (jak dla mnie paskudne w smaku!), wspominam przepiękne nocne gwieździste niebo - pewnie nawet w Bieszczadach próżno takiego szukać. Spadające gwiazdy liczyłem do 25, później już zabrakło mi pomysłów na kolejne życzenia :)
NR: Dlaczego postanowiliście zorganizować taką wyprawę?
Z oczywistego powodu - z ciekawości świata. Wcześniejsze wyjazdy i relacje innych podróżników przekonały nas, że dotrzeć w jakiekolwiek miejsce na Ziemi, także do - jak się błędnie nam wydawało islamskiego i zamkniętego - Iranu, to naprawdę nic trudnego. Po porostu trzeba wyjść na drogę w dobrym humorze%u2026 no i chwilę poczekać "na stopa" :)
NR: Czym się zajmujecie obecnie? Skąd się znacie?
Obaj studiujemy. Razem chodziliśmy do gimnazjum i pracowaliśmy w młodzieżowej radzie miasta, a poznaliśmy się na szkolnej wymianie polsko-tureckiej w 2005 r. Mieliśmy wtedy okazję spędzić u tureckich rodzin 2 tygodnie, a następnie przez taki sam czas gościć rówieśników w swoich domach. Dało nam to także okazję do porównania Turcji, którą widzieliśmy w tym roku, do ówczesnej.
NR: To może na koniec kilka wspomnień z odwiedzonych miejsc...
KK: Chętnie wracam do dnia w Turcji, gdy ze świeżo wbitymi w paszport wizami kierowaliśmy się do granicy z Iranem. Obrana trasa okazała się być małą, wąską, górską ścieżką, którą praktycznie nie jechał żaden samochód.
MW: A na mapie była zaznaczona, jako zwykła droga - jak się później okazało, mapa wyprzedzała trochę czas, bo droga była dopiero w budowie.
KK: No i dzięki temu "złapaliśmy" jednego stopa - betoniarkę. Później sporo kilometrów przemierzyliśmy pieszo, wśród gór pokrytych uprawami herbaty i pojedynczymi domkami. W końcu po kilku godzinach wypatrzyliśmy auto jadące w naszym kierunku. Okazało się należeć do Litwinów, których poznaliśmy dzień wcześniej w irańskim konsulacie.
MW: I właściwie nas wyratowali%u2026 Tym starym oplem astrą, ze wzmocnionym podwoziem, wjechaliśmy na wysokość 2505m n.p.m. - wyżej niż Rysy.
KK: Zaraz po przekroczeniu szczytu krajobraz zmienił się nie do poznania - skończyły się mgły i pola herbaty, a zaczęła sucha i spalona ziemia Kurdystanu. Wtedy poczułem, że w jednym momencie znaleźliśmy się w zupełnie innym regionie, który pozwoli nam zobaczyć, jak będą wyglądał krajobraz przez znaczną część naszej dalszej podróży.
MW: Ja z pewnością do końca życia wspominać będę jeszcze jedną chwilę - byliśmy zaproszeni na nocleg do pewnego domu, a że noc była gorąca wszyscy spaliśmy na rozłożonych w ogrodzie dywanach. I rano, gdy przesunąłem plecak, wyszedł spod niego%u2026 skorpion. Gospodarz domu po prostu wziął klapka - i zrobił ze skorpionem dokładnie to samo, co w Polsce robi się ze zwykłym pająkiem. Poza tym przygód było jeszcze całe mnóstwo - spotkani zaratusztrianie (wyznawcy starożytnej religii z kultem ognia), którzy zawieźli nas do zapomnianej wioseczki, z niesamowitym klimatem i%u2026 opuszczonym kościołem (w środku Iranu). Autostop w Armenii zabytkowym, 55-letnim Ziłem ze śpiewaczką operową. Nocleg w ruinach starożytnego pałacu, zaraz obok Hagii Sophii w Stambule. Piknik pod Teheranem z grupą 30 młodych Irańczyków. Zaproszenie na tradycyjną gruzińską Suprę, czy przepiękny wieczór w Isfahanie przy zabytkowych mostach, gdzie mieszkańcy miasta, co wieczór schodzą się, by uczestniczyć w swego rodzaju konkursie, na najpiękniejsze wykonanie tradycyjnych perskich pieśni. Ten śpiew przy akompaniamencie dziwnego fletu, przy zachodzącym słońcu nad zabytkowym, pięknie ozdobionym mostem, mam w uszach do dziś...
Rozmawiała Sylwia Prusowska
Film z podróży zobaczysz TUTAJ
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.