Państwo Przybyła świętowali diamentowe gody

Państwo Irena i Ryszard Przybyła pochodzą z Nowego Bytomia. To dzisiejsza Ruda Śląska. Ślub wzięli w 1953 roku. Pierwszy ich syn urodził się 2 lata później. Do Raciborza przenieśli się za chlebem i mieszkaniem w 1956 roku. - Był anons, że potrzebują projektantów do urządzeń energetycznych w Rafako, więc z kolegą przyjechaliśmy na zwiady i nas serdecznie przyjęli - mówi pan Ryszard. Tak się zaczęło.
Już od 23 lat mieszkają na Mariańskiej. - Zawsze żartuję, że stąd mamy bliżej na Jeruzalem - śmieje się pani Irena. W rzeczywistości jednak, żadne z małżonków nie planuje w najbliższym czasie przeprowadzki na stałe w tamte rejony miasta. Mają swoje pasje, kochającą się rodzinę i ogromną chęć działania i tworzenia. - No ale wie pani jak to jest: lekarz daje lekarstwa, Bóg zdrowie - mówi ona.
Czas wiosny i lata spędzają na balkonie. - To moja letnia pracownia - mówi pan Ryszard. Jego pasją jest malarstwo i rzeźba oraz muzyka. Od wielu lat gra na akordeonie. - Grał w zespole, wszystkie święta, wesela, więc ja dwa razy w życiu może byłam na Sylwestrze z prawdziwego zdarzenia - mówi pani Irena. Jej mąż skończył szkołę muzyczną w klasie akordeonu. - Mam dyplom. W tej chwili już nie gram, ale jeszcze rok temu występowałem w chórze w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa. Kiedy organizowali święto Cecylii, przez 4 godziny grałem bez przerwy - dodaje z dumą.
Jego pasją jest sztuka, a w Rafako przepracował 36 lat jako... starszy projektant w sekcji rurociągów. - To była bardzo odpowiedzialna praca, wszystko elementy wysokociśnieniowe, trzeba było zachowywać bezpieczeństwo w każdej fazie projektowania - mówi. Kiedy przeszedł na emeryturę, zajął się tym, czym chciał od zawsze: rzeźbą, malarstwem i rękodziełem. Jego celem zasadniczym jednak zawsze była muzyka. - Zawsze chciałem iść do przodu w tym kierunku, akordeon ma duże możliwości manualne i na nim można wszystko wygrać - mówi.
Jego żona przez 20 lat nie pracowała. Przez lata była skarbnikiem Komitetu Rodzicielskiego w SP 13. - Nawet gdy dzieci nie chodziły do szkoły, pełniłam tę funkcję - mówi. Później pracowała jako sekretarka. - W sumie miałam 7 dyrektorów - śmieje się. - Ale doczekałam sie emerytury. W domu bym tego nie wypracowała - dodaje.
Ale co jest dla nich najważniejsze? - Mamy trójkę dzieci. Starszy syn i córka mieszkają w Niemczech. On jest instalatorem sanitarnym, a córka po studiach została w Poznaniu. Ona zawodowo zrealizowała pasję swojego taty: jest uznaną w świecie malarką i rzeźbiarką. - Ona objeździła cały świat, często podróżowała po Ameryce, gdzie miała swoje wystawy - mówi dumna mama.
Najmłodszy syn mieszka w Raciborzu. Obecnie państwo Przybyła oczekują prawnuczki. - O wnuki postarał się tylko nasz najstarszy syn - śmieją się. Ma czworo dzieci, a na przełomie grudnia i stycznia na świat ma przyjść nasza pierwsza prawnuczka Wiktoria - mówią małżonkowie.
Receptą na udane życie jest dla nich zgoda i twórcze, wspólne spędzanie czasu. - Człowiek, żeby żyć, musi coś robić. Jak któryś z moich znajomych przechodzi na emeryturę i mówi, że będzie siedział w domu, to mu natychmiast odpowiadam: biegnij czym prędzej do tego szefa twojego i proś, żeby cię zatrudnił na nowo, nawet za półdarmo! Jak człowiek nie ma pasji, zajęcia, to szybciej umrze - mówi z przekonaniem pan Ryszard.
Małżeństwo na brak zajęć narzekać nie może: ona zarządza domem i finansami, szyła, robiła na drutach, on oddaje się swoim artystycznym pasjom. - Prosiłam go, żeby przejął ode mnie te sprawy finansowe, ale on mówi, że nie ma żyłki do tego - śmieje się pani Irena.
Pragną zdrowia i spokoju w rodzinie. - My jesteśmy rodziną naprawdę zgraną. Kiedy byłam małą dziewczynką, to moi rodzice urządzali przyjęcia, spotkania, na które zapraszali przyjaciół rodzinę. To jest dla mnie tradycja. To naprawdę ważne - mówi pani Irena. - Mamy nawet specjalne miejsce spotkań, na siedmiu jeziorach w okolicach Leszna i Wschowy. Tam jest wyspa, na której nasz syn kupił grunt i wybudował domek rekreacyjny. Tam się spotykamy przynajmniej 3 razy do roku: na Wielkanoc, Boże Narodzenie, a jesienią na grzyby i ryby. Jest bardzo wesoło, są organy, akordeon po moim pierwszym wnuku, taki dla dzieci - oktawa i 1 tercja, 10 klawiszy. Na tych dziesięciu klawiszach zagrałem kiedyś 35 kolęd podczas świątecznego wieczoru. A za granicą ostatni raz byliśmy w tym roku u syna. Rodzina jest najważniejsza, a spotkania dają nam naprawdę dużo siły - uśmiechają się małżonkowie.
KB
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.