Marzenia o wielkim Raciborzu odłożone na półkę. Zaczyna się zaciskanie pasa [OPINIA]
![Marzenia o wielkim Raciborzu odłożone na półkę. Zaczyna się zaciskanie pasa [OPINIA] Marzenia o wielkim Raciborzu odłożone na półkę. Zaczyna się zaciskanie pasa [OPINIA] - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl](photos/_thumbs/mini_15659507991398850022dsc_0478--.jpg)
Ponad 47 mln zł kredytu na pokrycie dziury budżetowej to tysiąc złotych do spłacenia przez każdego obywatela grodu, który znów miał być wielki, a okazał się zadłużony po uszy. Skutki tej decyzji odczujemy już w najbliższych miesiącach. Obecna sytuacja to nie polityka, a matematyka.
Niemal każdy z radnych ostatnich lat miał świadomość, że ten moment nadejdzie. Jeśli liczba mieszkańców spada z 65 tys. do około 45 tys., a nowych obywateli rodzi się niewiele ponad 220 rocznie, to utrzymywanie sieci szkół z ponad tysiącem wolnych miejsc staje się coraz większym obciążeniem dla budżetu. Podobnie jak utrzymywanie rozbudowanego urzędu miasta, w którym liczba etatów, szczególnie tych od promocji – mimo depopulacji – rosła.
Ostatnie lata to „strumień ciepłej wody” – skwerki, place zabaw, dziesiątki imprez, wydarzeń, tężnie, a ostatnio kolejna przestrzeń do dyskusji, czyli Urban Lab. Do tego dochodzi ogromne kąpielisko przy H2Ostróg i kryte lodowisko. To obiekty bez wątpienia społecznie pożądane, ale zarazem bardzo kosztowne. Za baseny planowane na tysiące gości z całego regionu zapłacą raciborzanie. A rachunek nie będzie mały – wystarczy deszczowe lato, takie jak tegoroczne, by miejska kasa boleśnie odczuła konsekwencje inwestycji z poprzedniej kadencji, skalą odpowiadającej Rybnikowi, trzy razy ludniejszemu od Raciborza.
Kolejne władze odsuwały w czasie niepopularne decyzje: redukcję liczby pustoszejących szkół i przedszkoli (nie licząc propozycji poprzedniego prezydenta, by zamknąć SP 15), zatrudnienia w ratuszu czy szukanie oszczędności w bieżących wydatkach. Wystarczy przejrzeć rejestr umów urzędu, by dostrzec, że wiele zadań można byłoby realizować taniej albo wcale, mozolnie „ciułając” grosz do grosza, wiedząc, że nadwyżka z roku na rok się kurczy, Polska boryka się z nadmiernym długiem i nikt w Warszawie nie będzie ratował Raciborza.
Zamiast przygotować mieszkańców na niezbędne reformy, decydenci - mnożąc wydatki na zbytki - woleli dolewać benzyny do tlącego się ognia. Dziś mamy już pożar – konieczność zaciągnięcia ponad 47 mln zł kredytu. Na każdego mieszkańca przypada tysiąc złotych długu. Tyle zapłacimy za pogoń za popularnością.
Od zaciskania pasa nie ma już ucieczki i nie każdy w nowej rzeczywistości złapie oddech.
Rządzący i opozycja próbują wykorzystać ten moment do rozbudzania emocji – prezydent obwinia poprzedników, ci zaś krytykują obecne władze. W sieci wylała się lawina komentarzy. „Ciepłą wodę” zastąpiła dziś woda mętna i brudna, którą samorządowcy oblewają się wzajemnie, bo polityka to nie matematyka. Nie o rozwiązanie problemu w niej chodzi, a udowodnienie swoich racji.
Nie zmienia to jednak rzeczywistości. Depopulacja postępuje, baza podatkowa wraz z liczbą mieszkańców się kurczy, dochody ze sprzedaży mienia realizują się gorzej niż zakładano, a upadek Rafako i zapowiedź zamknięcia Henkla to liczony w milionach złotych cios w wpływy z podatku od nieruchomości. Co czwarty mieszkaniec to senior.
„Wielki Racibórz” pozostaje dziś jedynie makietą z kartonu.
Im szybciej władze miasta jasno zakomunikują tę sytuację mieszkańcom, tym lepiej dla budżetu. Im bardziej przemyślany, realny i sprawiedliwy będzie program oszczędności, tym łatwiej go będzie wdrożyć.
Oszczędności trzeba zacząć od samorządowców i urzędników, bo to oni doprowadzili do obecnego stanu – ryba psuje się od głowy.
Scenariusz może jednak okazać się mniej konstruktywny. Do 15 listopada prezydent musi przedstawić projekt budżetu na 2026 rok – dokument z radykalnym programem oszczędnościowym. Na kolejny kredyt Regionalna Izba Obrachunkowa nie wyrazi już zgody. Oznacza to konieczność cięcia wydatków, reformy sieci szkół i racjonalizacji zatrudnienia, łagodnie mówiąc skalowania do realnej sytuacji.
Czasu jest niewiele – zaledwie półtora miesiąca. Rada Miasta ma termin do końca stycznia, by uchwalić budżet. Jesień i zima będą więc gorące od sporów, bo każda ze stron spróbuje zrzucić z siebie odpowiedzialność za kryzys finansów publicznych Raciborza.
Programy naprawcze nie przysparzają popularności. Niewykluczone, że rada nie uchwali budżetu w terminie, albo dokument zostanie zakwestionowany w trybie nadzoru. Wówczas Regionalna Izba Obrachunkowa sama ustali plan wydatków, ograniczając je do tych obligatoryjnych oraz do spłaty zobowiązań. To oznaczałoby zamrożenie inwestycji i zahamowanie rozwoju.
Być może taki zimny prysznic okaże się samorządowcom potrzebny.
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (14)