Nowy York. Najważniejsze miejsce dla maratończyka

W ubiegłym tygodniu informowaliśmy naszych Czytelników o wynikach konkursu dziennikarskiego zorganizowanego przez ZSOMS. Pierwsze miejsce ex aequo zajęły prace Agnieszki Bugajskiej z G1 i Magdaleny Łopacz z G3. Z pracą Agnieszki Bugajskiej mogli się Państwo zapoznać tutaj. Teraz zapraszamy do przeczytania wywiadu autorstwa Magdaleny Łopacz.
Janusz Mendyk, emerytowany nauczyciel matematyki, fizyki, wychowania fizycznego i chemii oraz maratończyk i podróżnik. Jego pasja to bieganie i podróże ekstremalne. Jego rada dla młodych: „Jak najwięcej ruchu!”
Redakcja Dyzia: Czym się Pan zajmuje na co dzień?
Janusz Mendyk: Jestem od pięciu lat na emeryturze i staram się jak najprzyjemniej spędzić czas, przede wszystkim dbam o dobrą sprawność fizyczną, tzn. biegam, jeżdżę na rowerze, trochę czasu spędzam na siłowni, dużo czytam, szczególnie literaturę podróżniczą.
R.D.: Jakie jest Pana hobby?
J.M.: Przede wszystkim sport – lekka atletyka, tenis, narciarstwo alpejskie, biegi, igrzyska olimpijskie i podróże w miarę ekstremalne.
R.D.: Słyszeliśmy, że jest Pan maratończykiem. Jak rozpoczęła się Pańska przygoda z bieganiem?
J.M.: Po raz pierwszy w Polsce, w Warszawie 34 lata temu w 1978 r. można było wystartować amatorom w biegu maratońskim (42,125 km). W wieku 33 lat postanowiłem wystartować w gronie ponad 2 tysięcy biegaczy i tak pozostało do dziś. W tym roku zaliczyłem 81 bieg na dystansie maratońskim i dłuższym. Mam na swoim koncie między innymi 5 biegów na 100 km (Szwajcaria). Do tej pory razem z treningami przebiegłem około 90 tys. km.
R.D.: Jakie jest Pana największe osiągnięcie?
J.M.: Wyniki są ważne, ale dla mnie najważniejszym celem jest ukończenie biegu. Nigdy nie zdarzyło mi się zejść z trasy, mimo że zdarzały się biegi, w których byłem skrajnie wyczerpany.
R.D.: W jakich miejscach Pan biegał i która trasa była najlepsza?
J.M.: Najważniejszym miejsce dla maratończyka jest Nowy York, tam pobiegłem dwa razy (1989 r. i 1990 r.) Ciekawostką jest, że w pierwszym maratonie w Nowym Yorku wystartowało 80 osób, a dzisiaj chce tam pobiec pół miliona. Jest to niesamowite przeżycie, wystartowało ponad 30 tys. biegaczy. Poza tym: Londyn, Paryż, Wiedeń, Monachium, Ateny - na słynnej starożytnej trasie, Berlin, Rzym – maraton milenijny (1 stycznia 2000r). Był to szczególny maraton, ponieważ w przeddzień biegu byliśmy na audiencji u papieża Jana Pawła II. Startowałem również poza Europą, największą atrakcją był lot do Australii i Porto Rico.
R.D.: Jakie wrażenie wywarła na Panu Australia?
J.M.: Wyprawa do Australii była związana ze startem w biegu maratońskim jako reprezentant Polski na Mistrzostwach Światowych w lekkiej atletyce w kategorii masters, które były rozgrywane w Brisbane w 2001 r. Przy okazji zwiedziłem to piękne miasto (ponad 1 mln. mieszkańców), które od północy graniczy z Wielką Rafą Koralową. Przez tydzień podziwiałem najpiękniejsze miasto świata, Sydney, które rok wcześniej organizowało igrzyska olimpijskie. Zaliczyłem kilka wycieczek po dzikich terenach Australii. Poznałem ciekawą muzykę, graną przez Aborygenów na didgeridoo (instrument ten to konar drzewa z wydrążonym otworem przez termity).
R.D.: Kiedy zainteresował się Pan trekkingiem w Himalajach?
J.M.: Zainteresowanie to jest związane z osiągnięciami naszych himalaistów, którzy należą do czołówki światowej. Chciałem przynajmniej poznać część trasy, która prowadzi pod Mont Everest.
R.D.: Jakie trasy przeszedł Pan w Himalajach?
J.M.: Najtrudniejsze trasy trekkingowe, które są możliwe do przejścia są w Nepalu. Znajduje się tam 9 z 14 ośmiotysięczników. Najsłynniejsza trasa to tzw. „Wielka Pętla Mont Everestu”, którą sam opracowałem. Mając tylko bilet lotniczy razem z tatą Szymona przeszliśmy całą trasę zaliczając dwa szczyty powyżej 5 tys. metrów (Kala Patthar-5555 m n.p.m i Gokyo Ri 5483 m n.p.m). Wrażenia z tego trekkingu były niesamowite, a widok z Kala Patthar na Mont Everest w pełnym słońcu wspaniały. W listopadzie 2012 r. razem z większą grupą wyruszyłem na trekking wokól Annapurny (8091m.n.p.m) - jedyny ośmiotysięcznik, który można obejść dookoła. Trasa była bardzo trudna, dziennie trzeba było pokonać 15-17 km. na wysokościach dochodzących do 5 tys. m n.p.m. Cały szlak trekkingowy to dystans ok 350km.
R.D.: Na jakie trudności natknął się Pan podczas wyprawy?
J.M.: Największą niewiadomą była dla mnie reakcja organizmu na chorobę wysokościową, na którą nie ma lekarstwa. Powyżej 3500m z tą chorobą zaczyna mieć problem większość trekerów. Od tej wysokości zawartość tlenu w powietrzu drastycznie maleje, a na wysokości 5000m.n.p.m. obniża się do 50%. Objawy tej choroby to silny ból głowy, zaburzenia równowagi, bezsenność w nocy i brak apetytu. Jedynym lekarstwem jest zejście 500 m w dół i ponowne wejście po 1-3dniach. Praktycznie dotyczy ona każdego, w mniejszym lub większym stopniu. Podstawowa zasada w wysokich górach to spożywanie dużej ilości płynów, min. 4-5 l. dziennie, które minimalizują tą chorobę. Sprawdzają się żele energetyczne, które zastępują standardowy posiłek. Przede wszystkim należy być bardzo dobrze przygotowanym fizycznie, a psychika to nasza głowa. Ja przed wyprawą, przebiegłem ok. 1000 m, na rowerze ponad 2000 m, a miesiąc przed wyprawą przebiegłem maraton w Warszawie, który był moim 81. biegiem na tym dystansie.
R.D.: Czy jest szansa, żeby ominąć tę chorobę?
J.M.: Do choroby wysokogórskiej nie da się przygotować.
R.D.: Co się czuje na samym szczycie, gdy jest on już zdobyty?
J.M.: Czuje się, że się dało radę! Przy takim podejściu to są dwa aspekty. Nie wolno patrzeć w górę. Cel jest wyznaczony i trzeba być cierpliwym. To wszystko rozgrywa się w głowie.
R.D.: Co oprócz pięknych krajobrazów można spotkać na trasie trekkingu w Nepalu?
J.M.: Nepal oprócz pięknych krajobrazów to kraj o wspaniałych zabytkach związanych z buddyzmem i hinduizmem. Ludzie są bardzo przyjaźni turystom, którzy różnią się między sobą jak tutejsze krajobrazy. Ten kraj jest pod każdym względem fascynujący i atrakcyjny.
R.D.: Co się czuje po ostatnim etapie trekkingu?
J.M.: Trekking jest strasznie wyczerpujący pod względem fizycznym i psychicznym, ale osiągnięty cel daje niesamowicie wiele radości. Gdy wraca się do domu, bardzo szybko myśli się już o kolejnej wyprawie, oczywiście ekstremalnej. W moich planach jest najwyższy szczyt w Europie - Mont Blanc.
R.D.: Jakie wskazówki przekazałby Pan młodzieży?
J.M.: Przede wszystkim wyznaczyć sobie marzenia i konsekwentnie dążyć do ich realizacji. Na koniec przytoczę starożytny aforyzm:
„Jeśli chcesz być zdrowy - biegaj,
Jeśli chcesz być urodziwy - biegaj,
Jeśli chcesz być mądry - biegaj.”
Magdalena Łopacz IIIc
na zdjęciu Magdalena Łopacz w trakcie odbierania nagrody w konkursie
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.