Radni powiatowi celem sterowanego hejtu!

Sprawę ujawnił wczoraj na sesji Rady Powiatu szef komisji rewizyjnej Tomasz Kusy (PiS). Precyzyjnie pokazał działania i ich tło. Problem dotyczy poprzedniej kadencji samorządu powiatowego i powiatowego przewoźnika.
A konkretnie „sprawy, o której pewnie byśmy się nigdy nie dowiedzieli” - zapowiedział radny Kusy, podkreśląjąc, że w PKS Racibórz nie jest tak różowo, jak mówił na sesji starosta, choć ujawnione fakty dotyczą czasów jego poprzednika. Historia sięga 2016 r., kiedy ówczesny radny powiatowy Dominik Konieczny (dziś wiceprezydent) oraz obecny Dawid Wacławczyk kwestionowali rentowność kursów PKS do Krakowa i Katowic.
Sprawa wywołała dyskusję nie tylko na forum powiatu, ale i poza nim. Członkowie Stowarzyszenia Transportu Zrównoważonego w Rybniku zarzucili radnym "działanie w interesie prywatnego przedsiębiorcy", wzywając do "zaprzestania działania na szkodę przedsiębiorstwa oraz pasażerów". Zarzut działania na szkodę powiatowego przewoźnika była poważny. Radny Wacławczyk zagroził więc sądem. - Stowarzyszenia Transportu Zrównoważonego przepraszają Pana Dawida Wacławczyka za nieprawdziwe sugestie, jakoby w swoich działaniach podejmowanych, jako radny Radny Powiatu Raciborskiego kierował się interesem prywatnego przedsiębiorcy działając jednocześnie na szkodę PKS w Raciborzu Sp. z o.o. Przepraszamy również za sugestie, jakoby radny podejmował działanie mające na celu likwidację kursów PKS do Krakowa - zareagowało wspomniane Stowarzyszenie.
Temat byłby całkowicie zapomniany, gdyby nie wątpliwości co do zarządzania spółką w poprzednich latach, które wyszły na światło dzienne w korespondencji [PKS na skraju bankructwa] byłego prezesa Kazimierza Kitlińskiego. Publikowały ją media w chwili, gdy powiat szykował się do wyboru prezesa na nową kadencję. Kitliński krytycznie odniósł się do działań swojego następcy, a ten - w odpowiedzi - zorganizował konferencję powiatową, na której odpierał zarzuty [relacja tutaj].
W liście byłego prezesa PKS do szefa powiatowej komisji rewizyjnej pojawił się wątek nagradzania przez spółkę „człowieka prowadzącego portal, blog w Rybniku” i „atakujących wpisów internetowych na radnych”. Pytany o to prezes PKS zasłaniał się niepamięcią, przyznając jednak, że wykonywano zdjęcia dokumentujące działania konkurencji przewoźnika celem udowodnienia niewłaściwych praktyk. Zadania wykonywał - jak to ujął radny Kusy - zatrudniony w PKS „pan es”, pasjonat transportu publicznego, i nie dotyczyły tylko konkurencji, ale również radnych powiatowych krytykujących przewoźnika. - To jest w dużym skrócie. Jak ktoś uważa, że wszystko się dzieje świetnie w PKS, to według mnie pewne granice zostały przekroczone. Ile jeszcze mamy fabryk hejtu opłacanych przez podatników, ze środków Powiatu? Jest mnóstwo hejtu wobec radnych i nigdy byśmy się nie dowiedzieli, kto jest ich autorem, gdyby nie „kłótnia w rodzinie” - oznajmił Tomasz Kusy. Całe wystąpienie można obejrzeć w Internecie - kliknij [tutaj - ustaw czas 1:29:42]. Wspomniana przez radnego osoba, jak wynika z naszych informacji, nadal pracuje w PKS, a w mediach są dostępne jego listy chwalące PKS, wysyłane jako "pasażer".
- Nie zgadzam się na hejt, będę czynił opór takim rzeczom. Takie rzeczy powinny ujrzeć światło dzienne - uznał Grzegorz Swoboda, dodając, że sam miał z nim niedawno do czynienia, po tym jak utworzył biuro obsługi starosty. Swoboda wystąpił o udostępnienie danych mających zidentyfikowanie autora wpisów.
Komentarz radnego Dawida Wacławczyka
Muszę przyznać, że jestem w szoku. Przeprosiny, które zamieścił Pan Wojciech Ś. z nieistniejącego już dzisiaj Stowarzyszenia Transportu Zrównoważonego w Rybniku przyjąłem, aczkolwiek byłem pewny, że mam do czynienia z jakimś młodym pasjonatem, który wykąpał się w zbyt gorącej wodzie. Słyszałem od dziennikarzy, że to jakiś student który dojeżdżał PKS-em do Krakowa. Pomyślałem, że boi się utraty połączenia i się denerwuje, co nawet jestem w stanie zrozumieć. Dzisiaj po kilku latach dowiaduję się, że jego działanie było komercyjną pracą, którą wykonywał za pieniądze spółki powiatu, czyli także za moje podatki. To stawia sprawę w nowym świetle. Jestem przyzwyczajony do hejtu, ale po raz pierwszy dowiaduję się, że mamy do czynienia z akcją zleconą. Ciekawi mnie tylko czy świadomość takiej akcji miał ówczesny zarząd powiatu. Wtedy byłoby to nękanie opozycji przy pomocy środków publicznych. To przykre, że takie bagno działo się na naszym powiatowym podwórku, gdzie na codzień uśmiechamy się do siebie i podajemy sobie ręce.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz