Szkoła dwujęzyczna nie dla prymusów

Dwujęzyczne gimnazjum i liceum w I LO przy Kasprowicza mają problem z naborem, a dokładnie z rekrutacją dobrych uczniów, bo ci stronią od tej formy nauki. - Być może dlatego, że bilingwalność to fikcja - nie kryje radny Leonard Malcharczyk, działacz mniejszości niemieckiej.
O działających przy ZSO nr 1 przy Kasprowicza dwujęzycznym gimnazjum i dwujęzycznej klasie w liceum mówiono dziś podczas posiedzenia komisji oświaty Rady Powiatu. Dyrektor ZSO Wojciech Janiczko przekonywał, że ta forma kształcenia się nie sprawdza i zaproponował, by prowadzić kształcenie z rozszerzonym językiem obcym. W I LO rozwiązałoby to problem nie tylko klasy dwujęzycznej niemieckiej, ale i francuskiej. Stwierdził, że uczniowie nie garną się do tych klas i być może proponowana zmiana rozwiązałaby kłopot, tym bardziej, że w okna szkół zagląda niż demograficzny. W tym roku w gimnazjum otwarto tylko jedną klasę, nie dwie.
- Nie dostała się na kucharkę, poszła do nas - mówił szczerze Janiczko w odniesieniu do wymagań, jakie stawia się kandydatom na uczniów dwujęzycznej klasy niemieckiego. W tym roku było to raptem 57 pkt, co oznacza, że trafiają tu uczniowie słabi. Mają też potem kłopot nie tylko ze zdaniem matury, ale i podjęciem decyzji, czy do niej podchodzić.
Nienajlepiej jest też w niemieckim gimnazjum dwujęzycznym, do którego może przyjść absolwent podstawówki...bez znajomości niemieckiego. - Od sześciu albo siedmiu lat nikt nie wymagał, by znali niemiecki - dodał Janiczko, tłumacząc przy okazji dlaczego nie prowadzi się wykładów w tym języku, choć przynajmniej na trzech przedmiotach powinny być. Nauczyciele są do tego co prawda przygotowani, ale z jednej strony, nie mogą uczyć np. matematyki po niemiecku, bo trudno to robić z uczniami, którzy nie potrafią mówić w tym języku, po drugie, jak przyznał dyrektor ZSO, jego podwładni wolą wykładać po polsku, dla lepszej jakości kształcenia.
- Gdyby w dwujęzycznym gimnazjum byłoby tak, jak powinno być, to może nabór byłby większy - oponował radny Leonard Malcharczyk, działacz mniejszości, pracownik konsulatu w Opolu. Do gimnazjum przy ZSO uczęszczała jego córka, dobrze znająca niemiecki, ale żaliła się ojcu, że wykłady są po polsku. Padło więc pytanie, czy gdyby wprowadzono testy i kwalifikowano uczniów na dobrym poziomie języka, to czy placówka miałaby powodzenie wśród absolwentów?
- Obawiam się, że to gimnazjum musielibyśmy wówczas zamknąć - stwierdził wprost dyrektor. Dodał też, że absolwenci tej szkoły nie chcą kontynuować nauki w dwujęzycznym LO, bo poziom gimnazjalny uznają za wystarczający. Stawiają na kształcenie ogólne, dające im lepszy start na studia. - W ogóle germanistów jest za dużo. Nasze nauczycielki, które są tłumaczkami przysięgłymi i dawniej dużo na tym zarabiały, dziś zamykają biura, na ZUS nie zarabiają - nie krył Janiczko.
- Do szkół dwujęzycznych nie dość, że dopłacamy, to jeszcze poziom jest niski. Jak daleko mamy iść - pytał retorycznie starosta Adam Hajduk, zastanawiają się też, czy dwujęzyczne wykłady mogłyby się odbywać np. tylko w ramach "ZPT". Wcześniej bowiem, w trakcie dyskusji, sugerowano, by lekcje po niemiecku odbywały się w liceum na "przedmiotach bezpiecznych, poza maturą", np. wos-u, wiedzy o kulturze czy przedsiębiorczości.
Decyzji żadnej nie podjęto. Uznano, że kolejny raz radni wrócą do tematu w grudniu.
(waw)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany