Fajnie brać na zeszyt, trudniej oddać

Niskie dochody albo nieumiejętność racjonalnego gospodarowania pieniędzmi zmuszają raciborzan do kupowania na krechę. Jedni przychodzą raz w miesiącu, inni kilka razy w tygodniu. Dobroć sprzedawców nie zawsze popłaca. Ludzie nieraz bowiem chętnie biorą, ale niechętnie oddają.
Kupowanie na krechę miały ukrócić kasy fiskalne. Nie ukróciły, ale za to skomplikowały życie sprzedawcom. Przed nimi mogli rozliczyć się z przychodu z chwilą, gdy klient zapłacił. Teraz muszą się rozliczyć od razu, czy klient płaci, czy nie. Nie można bowiem wydać towaru, bez nabicia transakcji na kasę.
Ludzie tymczasem przychodzą i proszą, nieraz błagają, bo akurat zabrakło im pieniędzy, a jeść coś trzeba. Sprzedawcy z litości towar dają na zeszyt, ale od razu nabijają transakcję na kasę. Do kajetu lądują paragony, przyczepione do kartki z imieniem i nazwiskiem wspartej osoby. Fiskus ma swoje, sprzedawca ma dylemat. Odda czy nie odda pieniędzy?
- Niestety, często same płacimy za to, że chcieliśmy komuś pomóc. W urzędzie skarbowym musi się wszystko zgadzać. Stan kasy fiskusa już nie interesuje – mówi ekspedientka jednego z niewielkich sklepów spożywczych blisko centrum. Bądź tu więc dobry.
Dlaczego pomagają? - Mamy miękkie serca - mówią. – Do mnie przychodzi sześć pań emerytek, które mają naprawdę niskie dochody. Po opłaceniu wszystkich mediów i lekarstw do życia zostaje im niewiele – tłumaczy Grażyna Szemiel, ekspedientka spożywczaka przy Opawskiej. Panie te kupują tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Zazwyczaj chleb, masło, mleko i kawałek rybki na obiad. – Zawsze oddają w terminie. Kilka razy w tygodniu przychodzi 85-letnia kobieta, która po wojnie pomagała odbudować Racibórz, a teraz dostaje zaledwie 600 zł emerytury. Więc co mam zrobić, daję. Bo wiem, że ta pani zawsze po emeryturze przyniesie dług – dodaje Szemiel.
Niektórzy nawet 20 groszy przyniosą. – W ubiegłym tygodniu 73-letnia kobieta przyszła mi oddać 70 groszy, bo, jak twierdziła, nie lubi mieć długów. Skarżyła się na złe samopoczucie. Zdążyła wyjść, dojść do pasów i została potrącona – wspomina ekspedientka. Do wypadku doszło w zeszłym tygodniu. Pisaliśmy o tym na łamach naszraciborz.pl
Pani Aurelia przed lata pracowała w niewielkim warzywniaku w Kuźni Raciborskiej i też zawsze dawała klientom towar na zeszyt. – Regularnie kilka osób przychodziło, po marchewkę, pietruszkę do zupy czy pomidorek na chleb. Zawsze dawałam, bo wiedziałam, że pieniądze przynosili zaraz po wypłacie – mówi. Dodaje, że byli to klienci z wielodzietnych rodzin, w których się nie przelewało. Od niedawna pracuje w Raciborzu i jak twierdzi, jeszcze się nie spotkała, żeby ktoś przyszedł i poprosił o towar, za który zapłaci w późniejszym terminie.
Do piekarni Chrobak przychodzą stałe klientki, którym właściciel, Andrzej Chrobak daje chleb na krechę. – Znam te panie. To niezbyt zamożne emerytki, dlatego pozwalam im płacić po emeryturze – wspomina. Podkreśla, że kredyt nie może wynieść więcej niż 100 zł miesięcznie.
Nie brak cwaniaków. – Przychodzą tacy, którzy potrafią nabrać towaru nawet za 600 zł, a potem miesiącami się nie pojawiają. Czasem widzę ich jak idą drugą stroną ulicy. Pytam, kiedy spłacą należność. Zawsze słyszę, że w piątek. A tych piątków jest już kilkanaście z rzędu – skarży się ekspedientka jednego ze spożywczaków niedaleko centrum. Sprzedaje na kredyt coraz rzadziej, bo rocznie traci na tym 200-300 zł.
Justyna Korzeniak
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany