Akcja szerszeń, czyli niechciani goście

Okres wiosenno-letni to raj dla owadów. Osy i szerszenie wiją gniazda w przeróżnych miejscach. Ich obecność zagraża ludziom i zwierzętom. Uważać muszą uczuleni na jad. Straż pożarna spieszy z pomocą nawet kilkakrotnie w ciągu doby. Zobacz zdjęcia z dzisiejszej akcji przy ul. Londzina.
Z początkiem kwietnia aż do października, czasem nawet listopada, strażacy mają dodatkowe zadania. Od 12 lat wzywani są do usuwania rojów szerszeni i os. Wcześniej z nieproszonymi lokatorami walczyli tylko strażacy z PSP, a od kilku lat także OSP. Owady budują swoje gniazda w trudnodostępnych miejscach. Najczęściej wybierają szczeliny budynków, poddasza czy konary drzew. Najwięcej jest ich na wsiach, lokują się w zabudowaniach gospodarczych albo na ogródkach działkowych. Mieszkańcy nie wiedzą, co robić z uporczywymi lokatorami i wzywają straż na pomoc. - Często ludzie sieją niepotrzebną panikę. A wystarczy zabezpieczyć się w odpowiedni środek owadobójczy. Ale przyjeżdżamy na każde wezwanie – zapewnia Stefan Kaptur, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Państwowej Straży Pożarnej.
– Tyle się słyszy, że użądlenie przez osę albo szerszenia może być niebezpieczne dla człowieka, a nawet prowadzić do śmierci. Dlatego ja osobiście bałabym się ruszyć taki kokon – zdrada nam Jolanta, mieszkanka kamienicy na Placu Wolności. Wtedy do akcji wkracza jednostka straży pożarnej w specjalnych ochronnych ubraniach. – Każdy ze strażaków, który uczestniczy w takich akcjach ma robione badania wykluczające uczulenie na jad owadów – mówi dowódca jednostki. Akcję usuwania dzikich gniazd prowadzi się w godzinach popołudniowych, a nawet wieczornych. Wcześniej nie ma sensu, bo większość owadów jest poza rojem.
– W latach 2005- 2006 mieliśmy najwięcej zgłoszeń. Lato było upalne i suche, takie jak lubią owady. Zdarzało się, że strażacy musieli rozbierać kawałki murów albo części dachu w kamienicach. Wszystko po to, żeby dostać się do gniazda. Nie obyło się wtedy bez użądleń – relacjonuje strażak.
Jednym z poważniejszych zdarzeń, gdzie ekipa PSP walczyła z dzikimi lokatorami było poddasze Domu Pomocy Społecznej na Placu Jagiełły. – Musieliśmy rozebrać spory kawałek dachu. Wtedy mieliśmy do czynienia z ogromnym rojem szerszeni. Mimo ochronnego ubrania, jeden z naszych strażaków został dotkliwie użądlony – wspomina Kaptur. – Swego czasu w parku Roth mieliśmy sporo roboty. Spacerowicze zauważyli, że na tamtejszych drzewach zadomowiły się szerszenie. Trzeba było je niezwłocznie usunąć – dodaje.
Strażacy zdejmują rój, a następnie wywożą go do lasu, bądź w inne miejsca z dala od zabudowań. Miejsce, z którego usunięto kokony spryskują środkami odstraszającymi szkodniki. Jeśli natomiast mają do czynienia z gniazdami pszczół, przekazują je pszczelarzom.
W tym roku straż pożarna interweniowała 18 razy. Były to małe roje, gdyż mamy dopiero początek sezonu. Usuwano je z poddasza na Placu Wolności a także z kilku pobliskich wiosek, gdzie zadomowiły się na drzewach oraz w szczelinach domów jednorodzinnych. – Mamy początek sezonu, a zgłoszeń jest nieco więcej niż w zeszłym roku, zobaczymy, co będzie dalej. Dużo zależy od warunków pogodowych. Im cieplej, tym więcej owadów – mówi strażak.
Nie ulega wątpliwości, że jad szerszeni i os stanowi niemałe zagrożenie dla człowieka, szczególnie alergika. O skutki użądlenia i o to, co powinniśmy zrobić, gdy dojdzie do takiej sytuacji, zapytaliśmy alergolog Teresę Ziętak.
– Pierwsze użądlenie nie jest niebezpieczne. Z kolejnym może pojawić się reakcja alergiczna. Objawy mogą być przeróżne. Utrata przytomności, spadek ciśnienia, utrata krążenia. Duszący kaszel czy bóle brzucha. Należy wtedy niezwłocznie oddać się w ręce specjalistów, gdyż liczy się każda sekunda – przestrzega lekarka. – Należy też pamiętać, że żadnego użądlenia nie wolno zaniedbać. Trzeba, czym prędzej wyciągnąć żądło, zrobić zimny okład z wody lub lodu. Jeśli pojawi się wysypka zalecam zażyć calcium, czyli wapno – kończy.
Justyna Langer
fot. hguzdek
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany