Szczegóły napadu na Szkolnej w Jankowicach!

Gospodarze szybko zorientowali się, że padli ofiarą najścia osób pochodzenia romskiego. Starsza kobieta o charakterystycznej karnacji pytała o stare meble lub zegary. Twierdziła, że takowe skupuje. Pani Gerda odpowiedziała, że nie ma żadnych antyków na sprzedaż i stanowczo wyprosiła intruza z domu. Natarczywa kobieta nie dawała za wygraną. Wkrótce w sukurs przyszli jej towarzysze - mężczyzna i druga kobieta. Mężczyzna stanął w drzwiach wejściowych. Kobiety zaczęły się szamotać z gospodynią. W pewnym momencie pierwsza z nich gdzieś zniknęła. Druga nadal szarpała się z panią Gerdą przewracając na ziemię.

Schorowany po ciężkim wypadku mąż pani Gerdy próbował w tym samym czasie wypchnąć z domu blokującego drzwi mężczyznę. Niestety, na co dzień porusza się z pomocą kuli ortopedycznej, więc jego szanse na skuteczne przepędzenie nieproszonych gości nie były zbyt duże. I wtedy z pomocą zaatakowanym rodzicom pospieszyła mieszkająca w sąsiedztwie córka Jolanta. Romka, która zniknęła podczas szamotaniny wyszła nagle z pokoju, w którym były przygotowane pieniądze. Rozciągała przed sobą koc. To dość typowe i częste zachowanie opisywane przy okazji tego rodzaju zajść. W tej niebywale skomplikowanej szamotaninie mężczyzna i jedna z kobiet zdążyli zbiec.

Ta sztuka nie udała się pechowej sześćdziesięcioczterolatce, która weszła do budynku przy ulicy Szkolnej jako pierwsza. Gospodarze zamknęli drzwi i schowali klucze. Zadzwonili po pomoc do sąsiada. Przybiegł również oczekiwany przez panią Gerdę wnuk. Wezwano policję. W tym czasie nieznajoma próbowała jeszcze ucieczki oknem. Zdążyła je otworzyć i coś przez nie wyrzuciła. Wyrzucone przedmioty jak twierdzi pani Jola, zabrała druga z kobiet. Pani Jola twierdzi również, że na pewno był to śrubokręt lub coś do niego bardzo podobnego. Można jedynie przypuszczać, że przez okno wyleciała również koperta z gotówką. Intruzka sama nie zdołała jednak wyskoczyć przez okno parteru. Została na powrót wciągnięta do mieszkania przez zdesperowaną córkę. Dwoje pozostałych napastników odjechało z piskiem opon szarym, nieokreślonej przez świadków marki samochodem na niemieckich numerach rejestracyjnych.

Zatrzymana przez policję kobieta, legitymująca się dowodem osobistym wystawionym najprawdopodobniej w Opolu twierdziła, że nie zna zbiegłej dwójki. Twierdziła, że do domu weszła przez przypadek. Jeszcze przed przyjazdem policji błagała o uwolnienie zaklinając się „na Boga”, że jest uczciwą osobą. Kiedy te prośby nie przyniosły skutku oskarżała Polaków o rasizm i nacjonalizm oraz… o topienie dzieci w beczce z wodą!

Trudno powiedzieć jak zakończy się ta sprawa. Z naszych informacji wynika, że kobieta po zatrzymaniu nie miała przy sobie koperty z pieniędzmi. Śledczy zdjęli więc odciski palców z mebli w pokoju, w którym według gospodyni miała się ona znajdować. Trwa również próba ustalenia, kim były osoby towarzyszące zatrzymanej. Trudno też powiedzieć jak zostanie zakwalifikowany czyn, którego dopuściła się trójka Romów. Sytuacja, w której obce osoby wchodzą do cudzego budynku lub mieszkania, przewracają i biją gospodarzy myszkując po pomieszczeniach i dokonując kradzieży wydaje się być jednak zwykłym bandyckim napadem a nie naruszeniem domowego miru jak czasem takie bandyckie najścia określa się językiem prawniczym.

h.mac